Historia francuskiego dziennikarza, przez wiele lat przekazującego korespondencje z PRL do wolnego świata to materiał przynajmniej na książkę. Dzisiaj o nim tylko w aspekcie omijania ustawy lustracyjnej.
Każdy dziennikarz z kk [kraju kapitalistycznego] pozostawał w zainteresowaniu kontrwywiadu Służby Bezpieczeństwa. Podobnie w szczególnym zainteresowaniu pozostawali obsługujący ich obywatele polscy. Chociaż działania pionu II SB nie stały się dotychczas przedmiotem szerszych badań, zaryzykuję tezę, że mimo ograniczonej wymiany międzynarodowej skala jego działań przewyższała ilościowo i jakościowo skalę działań wszystkich innych jednostek krajowych. Stałej inwigilacji tego pionu SB podlegali dyplomaci, za wyjątkiem zaprzyjaźnionych ks (do Łażącego Łazarza: krajów socjalistycznych). Ks nieprzyjazne: mimo trudnego dotarcia, od czasu rozłamu w ruchu komunistycznym inwigilowano ambasadę chińską i albańska, a tym bardziej jugosłowiańską. Co do rumuńskiej też mam pewne podejrzenia. Z arsenału SB wykorzystywano: werbunki polskiego personelu, polskich kochanek, polskich kochanków, gospoś domowych (odrębny referat pionu „B”), palaczy w kotłowni, kierowców, podsłuch pokojowy (w pomieszczeniu), a nie tylko telefoniczny, w pracy i w domu. Śledzono każdą podróż dyplomaty, co opisywałem w notce o Michaelu Jacksonie, z przekazywaniem ogona na granicy każdego województwa. Każdy przechwycony klucz, urządzenie natychmiast trafiały do funkcjonariuszy Departamentu Techniki. Na porządku dziennym (właściwie nocnym) były włamania do ambasad zwane tajnymi przeszukaniami. Pion „B” serwował także śledzi z samochodami, radiotelefonami, z siecią stałych punktów zakrytych do obserwacji z miejsca każdej ambasady, rezydencji i nawet mieszkania członków korpusu dyplomatycznego. Znaczną część tego arsenału stosowano wobec korespondentów kk: pilot(ka), operator kamery, podsłuch w pokoju hotelowym, pokojówka, recepcjonista, kelner, punkt zakryty z widokiem na okna mieszkania. Ponieważ mniejszą wagę przywiązywano do dziennikarzy niż dyplomatów – czasowy, a nie stały, punkt zakryty. Ciekawostką i jednym z moich tematów badawczych są umiejscowienia takich punktów: przedszkola (najlepiej resortowe), przychodnie, licea, ogniska muzyczne, gabinety prezesów spółdzielni. W ostateczności, ale i tak najwięcej, sąsiedzi (tematowi sąsiadów poświęcę cały tydzień).
Spośród tych wszystkich działań na temat Margueritta zachowały się tylko pościgowe działania wywiadowców Biura „B” na trasie dojazdu francuskiego dziennikarza do teściów: Zalesie Górne- Rakowiecka. SB-ekom nie udało się podglądać dziennikarza i rodziny w domu: PZ nie zorganizowano, gdyż nie ma warunków – za zadanie odpowiadał mjr E. Głowacki kier. Sekcji w Wydz. IV Biura „B”. „Podejmowano” zatem obserwację na trasach wlotowych do Warszawy – Puławska/Wyścigi i w Wilanowie. Gdy 9-go dnia obserwacji Margueritte dojechał do Warszawy, sporządzono komunikat, który przytoczę w notce o życiu codziennym ekspatów w PRL. Czytelnicy się nie mylą: SB-ecy wystawali przez 8 dni na wylotówce w nadziei, że Margueritte się pojawi i dopiero 9-go się doczekali. Nawet jeśli dodać, że rejestrowały go Wydziały kontrwywiadu w Krakowie i w Katowicach, to i tak mało dokumentacji mi udostępniono.
Wracając do motywu przewodniego w tym tygodniu - sposobów omijania postanowień ustawy lustracyjnej, Bernard Margueritte wyróżnia się na tle opisywanych wcześniej przypadków. Nie potrafię rozstrzygnąć, kto jest pionierem tej metody, ale na pewno zastowały ją dwie znane osoby – Bronisław Geremek, który nie złożył oświadczenia jako europoseł i właśnie Margueritte. W odróżnieniu od poprzedniej ustawy, nowa zobowiązała do składania oświadczeń wszelkiej maści kandydatów do stanowisk wybieralnych, a Margueritte wystartował w wyborach parlamentarnych z listy PSL. Wystartował, nie wybrano go, ale powinno pozostać jego oświadczenie lustracyjne, będące podstawą informacji na obwieszczeniu wyborczym. Oświadczenia Margueritta w Biurze Lustracyjnym IPN nie znaleziono. Po prostu Komisja Wyborcza zarejestrowała jego kandydaturę bez wymaganego dokumentu.
Wciągnięcie na listę zobowiązanych do składania oświadczeń kandydatów na radnych i na posłów uważam za potrzebne – wyborca ma prawo znać przeszłość kandydata w PRL. Niestety, nawet przy całkowitym odpuszczeniu problematyki agentury nie rejestrowanej, Biuro Lustracyjne IPN nie wywiązało się ze swoich zadań. Według najnowszych oświadczeń Prezesa IPN zalega tam jeszcze blisko 200 tys. oświadczeń. Jak pisałem, niektóre czekają ponad 4 lata i są to oświadczenia urzędników z dostępem do tajemnicy państwowej.
Przypadki Margueritta i Geremka, jak inne opisywane przeze w ostatnich tygodniach, obnażają szereg wad polskiej lustracji. Dla mnie polska lustracja nie ma wad: jest dziurawa jak sito i spaczona od zarania. Przyczyn znalazłem wiele: legislacyjne, personalne, organizacyjne i dopiero na końcu materialne.
Tu nasuwa się pytanie do ostatniego rozmówcy braci Karnowskich w skazanym na sukces tygodniku „URz” - Jana Pospieszalskiego. Jeśli w Pana programie, na podstawie dokumentu znanego od 1996 r., wykazuje się współpracę Geremka z NRD-owską służbą, to dlaczego sprawą nie zajmował się ani Rzecznik Interesu Publicznego, ani jego następca prawny? W studio przepytywał Pan dwóch celebrytów zatrudnionych w IPN o znaczenie dokumentu z Instytutu Gaucka, ale o przebieg lustracji chyba też należało. Czy dziennikarze z tej strony w ogóle umieją coś napisać o lustracji i IPN, nie klękając przed nimi? Zgodnie z konserwatywnymi zasadami traktowania sfery seksu dziennikarze ci nie powinni obnosić się publicznie, że zrobią wszystko dla dostępu do zbioru zastrzeżonego IPN.
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka