Środowisko adwokackie w PRL zasługuje na swoją monumentalną historię. Dość wspomnieć nazwiska tak zasłużonych działaczy opozycji jak Wiesław Chrzanowski, Jan Olszewski, Władysław Siła-Nowicki czy Aniela Steinsbergowa, którzy nie doczekali się w IPN żadnej monografii. Jednak w latach 60-tych główny powód kontroli SB nad tą korporację stanowiła ustawa o adwokaturze z 1963 r., wprowadzająca obowiązkowe zrzeszanie w Zespołach Adwokackich, zarobkową „urawniłowkę” i zakaz prywatnej praktyki. Najlepiej zarabiających adwokatów oskarżano o pobieranie honorariów „pod stołem” - poza ewidencją Zespołu Adwokackiego. Ich grupę mianowano „rekinami”, bo ich zarobki miesięczne miały sięgać od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych przy minimum określanym na 2 tys. (kwota rzędu średniej krajowej). Donosiciele piętnowali ich niebotyczne zarobki, omijanie podatków państwowych i korporacyjnych, wysoką stopę życiową, na którą zwykle składało się posiadanie dużego przedwojennego mieszkania lub willi w uznanym rejonie Warszawy (najczęściej Filtry) ze służbą, prowadzenie szerokiego życia towarzyskiego, a nade wszystko wyjazdy na wycieczki zagraniczne np. w rejs na Wyspy Kanaryjskie. Zaznaczam, że przynależność do „rekinów” nie chroniła przed werbunkiem przez SB, bo i nie o pieniądze w nim chodziło. Przykładem kontakt poufny „DS” – adwokat świadczący pomoc SB mimo bardzo wysokiej pozycji zawodowej (finansowej). Wysokie dochody „rekinów” adwokatury brały się z ich oligopolu na reprezentowanie w sprawach afer gospodarczych, z których najsłynniejszą była afera mięsna. Przy nadużyciach sięgających wielu milionów złotych honorarium adwokata, broniącego przed karą wieloletniego więzienia albo nawet śmierci, wynosiło wiele tysięcy, a w skrajnym przypadku milionów złotych.
W zasobie archiwalnym Instytutu zgromadzono sporo dokumentacji na temat Tadeusza de Viriona. Dość wspomnieć, że stał się on ulubionym obiektem donosów, chociaż w zasadzie nie prowadził działalności opozycyjnej. Jego „koledzy” tak po ludzku poświęcali mu dużo uwagi i zainteresowania, zazdroszcząc mu pozycji zawodowej i dochodów, a swoją troską dzielili się z oficerem prowadzącym. Te o de Virionie dotyczyły negatywnego stosunku do ustawy do adwokaturze, kilkudziesięciotysięcznych zarobków, specjalizacji w procesach aferzystów gospodarczych, listy znajomych artystów, wiadomościami z życia małżeńskiego i domniemań pozamałżeńskiego. Jednak te sprawy nie skłoniły jeszcze funkcjonariuszy do bliższego zainteresowania się de Virionem. Dopiero jego udział w obronie Karola Modzelewskiego i Jacka Kuronia spowodował założenie mu w SB osobnej teczki – sprawy ewidencyjno-obserwacyjnej kryptonim „Francuz”, bo na inwigilację osobistą zasłużyli przede wszystkim adwokaci nazywani „grupą obrońców politycznych”: Władysław Siła-Nowicki, Władysław Lis-Olszewski, Jan Olszewski, Aniela Steinsbergowa, Stanisław Szczuka i inni. Oprócz tej grupy w środowisku rozróżniano chadeków, endeków, syjonistów i b. PPS-owców. Grupy podaję według kolejności ważności w prowadzeniu działań funkcjonariuszy – wbrew zmasowanej propagandzie to nie antysemityzm stanowił wykładnię pracy operacyjnej struktur SB.
Porucznik Jaroszczyk ze stołecznej SB zaordynował w prowadzonej sprawie podsłuch telefoniczny i przegląd korespondencji de Viriona. Jednak najważniejsze wiadomości pochodziły z donosów - pojawiły się w nich nazwiska jego klientów i kwoty, które mieliby oni płacić mu poza Zespołem, a więc z naruszeniem obowiązującego w realnym socjalizmie prawa. Złamanie tego przepisu powodowało wszczęcie postępowania dyscyplinarnego w Izbie Adwokackiej, prowadzącego do pozbawienia prawa do wykonywania zawodu. Pod byle pretekstem stosowano te szykany wobec wymienionych wyżej „obrońców politycznych”, doprowadzając nawet do procesów karnych. Po pół roku sprawę krypt. „Francuz” przejął do prowadzenia por. Stanisław Stykowski i nadał jej rozmach. Zamiast zbierać informacje od osobowych źródeł informacji i z techniki operacyjnej, czekając na potknięcie adwokata, skorzystał z podróżniczej pasji de Viriona i wezwał go na rozmowę do Komendy. Pod pretekstem ostrzeżenia przed działaniami zagranicznych służb specjalnych sondował możliwość stopniowego pozyskania de Viriona do współpracy z SB i to za pełną zgodą przełożonych. Znajomość ze Stykowskim nie raziła adwokata - już na drugim spotkaniu zabiegał u niego o wydanie paszportu w odpowiadającym mu terminie. Po powrocie z Anglii ponownie się spotkali i adwokat zrelacjonował przebieg podróży. Na czwartym spotkaniu doszedł trzeci uczestnik – kierownik Sekcji kpt. Feliś oceniał wysiłki swojego podwładnego Stykowskiego. Z zachowanej w IPN relacji wynika, że de Virion odpowiadał na coraz więcej pytań i to nie dotyczących zagranicy - m.in.: „Wymienił również nazwisko adw. Steinsbergowej Anieli – mówiąc, iż nosi ona przydomek „ciocia rewolucji” jako, że lubuje się w obronie w sprawach politycznych.” Podczas spotkania przed kolejnym wyjazdem do Anglii de Virion zapytał o wskazówki co do wizyt w londyńskim Klubie Emigracji „Ognisko”: „o ile uważamy za wskazane nie odwiedzanie tego Klubu to on jako lojalny obywatel może nie chodzić, na co odpowiedziałem, iż my nie stawiamy żadnych przeszkód w tej sprawie.” Umiejętnie wypytywany scharakteryzował sytuację towarzyską i zawodową adwokata Jerzego Grabowskiego. Mimochodem wspomniał o sposobie Melchiora Wańkowicza na perlustrację korespondencji przez SB. Wyraził zgodę na dalsze spotkania w sprawach adwokatury: „Na zakończenie rozmowy zaproponowałem adw. De Virion czy będzie można od czasu do czasu przekonsultować niektóre sprawy dot.: adwokatury warszawskiej, na co rozmówca wyraził zgodę.” Na początku 1968 r. de Virion mówił o swoich zarzutach wobec adwokatów Siły-Nowickiego i Lisa-Olszewskiego oraz o podjęciu obrony zatrzymanej podczas manifestacji w obronie „Dziadów” dziewczyny nazwiskiem Petrusewicz. Kilka dni później okazało się, że zrobił to na prośbę Kuronia, a Stykowski zadał mu pytanie o pomoc SB w rozpracowaniu tej grupy młodzieży [tzw. komandosów]. Odpowiedź adwokata SB-ek ujął w ten sposób: „Po długich wahaniach argumentowanym zachowaniem tajemnicy zawodowej nie wyraził zgody wprost oświadczając, że w wypadku zgłoszenia się do niego kogoś z tego środowiska i uzyska interesujące nas dane przekaże mi je.” Stykowskiemu w werbowaniu nie przeszkadzał nawet udział de Viriona w akcji bezpłatnej obrony studentów Uniwersytetu Warszawskiego zatrzymanych po wiecu 8 marca 1968 r. W kwietniu 1968 r. adwokat pochwalił się Stykowskiemu obroną Kuronia i Modzelewskiego z zastrzeżeniem, że zrzeknie się obrony, jeśli weźmie w niej udział Aniela Steinsbergowa. W czerwcu 1968 r. de Virion już ustanowił się w tej sprawie, a Stykowski ponownie odkrywał karty: „W toku dalszej rozmowy oświadczyłem, iż dotychczas nasze spotkania a było ich kilkanaście ogólnie zorientowały rozmówcę cel jaki przyświecał tym rozmową, w czasie których niejednokrotnie pytałem o sytuację, jaka panuje w adwokaturze. Obecnie chciałbym bardziej konkretnie porozmawiać z nim co do celu naszych kontaktów.” W wypowiedzi Stykowskiego znalazł się też element szantażu: „Wspomniałem również, że mamy informacje z których wynika, iż postępuje on niezgodnie z ustawą o ustroju adwokatury, niemniej jednak nie nadajemy biegu tym informacjom a to dlatego, że mogą one wynikać z zazdrości i nienawiści do jego osoby.” Odmawiając de Virion powołał się na tajemnicę zawodową.
cdn
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura