Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
98
BLOG

Kaczor vs. Niesioł

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 47

Szykuje się interesujący proces: Kaczor kontra Niesioł w sprawie książki „SB a Lech Wałęsa”. Uczucia mam trochę mieszane, bo wytaczanie procesów za wypowiedzi, choćby i najgłupsze, to grząska materia. Skoro jednak już prawo taką możliwość stwarza, z zaciekawieniem będę się przyglądał, w jaki sposób Stefan Niesiołowski będzie się starał udowodnić, że książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka została napisana pod dyktando Jarosława Kaczyńskiego.
Mam przy tym nadzieję, że sąd potraktuje wypowiedź Niesiołowskiego tak samo, jak potraktował wypowiedź Andrzeja Zybertowicza o Adamie Michniku, czyli nie dopuści, że chodziło o jakiś skrót myślowy – a tak, zdaje się, próbuje się bronić sam Niesiołowski. Mam nadzieję, że sąd zażąda od niego, aby udowodnił, że książka była faktycznie pisana pod dyktando Kaczyńskiego. Nie w tym sensie, rzecz jasna, że Kaczyński stał nad Cenckiewiczem i Gontarczykiem i dyktował im każdą stronę, ale w tym, że brał aktywny udział w postawaniu książki, sugerował jej treść, inspirował argumentację itd.
Niesiołowski tymczasem próbuje uciekać w jakieś ogólnikowe dywagacje, twierdząc, iż wykaże, że rządy PiS stworzyły warunki, w jakich mogła powstać ta książka. Jeśli nawet tak było, to chwała PiS-owi za to. Natomiast wątpię, aby można było w sensie procesowym wykazać ścisły związek pomiędzy datą, gdy ukazała się książka „SB a Lech Wałęsa”, a faktem, iż rządził wówczas PiS, a tym bardziej dowieść, że jest to równoznaczne ze stwierdzeniem, iż książka ta powstawała „pod dyktando” prezesa tego ugrupowania.
Cieszyłbym się, gdyby proces wygrał Kaczyński, bo Stefanowi Niesiołowskiemu przydałoby się wiadro zimnej wody na głowę. Jego emocjonalne wariactwo, niepohamowany język bywają barwne, lecz w zdecydowanej większości przypadków są po prostu chamskie.
Ale to wszystko byłoby jeszcze do strawienia. Stefan Niesiołowski jest w polskiej polityce postacią niezwykle szkodliwą z innego powodu: otwarcie deklaruje, że jego celem nie jest zwycięstwo nad politycznymi przeciwnikami, ale ich wyeliminowanie z życia publicznego. W jaki sposób – na razie Niesiołowski nie powiedział. Trudno stwierdzić, czy chciałby braci Kaczyńskich wsadzić do turmy, do psychuszki, skazać na utratę praw publicznych po wsze czasy, czy też po prostu zaciukać. Jakikolwiek miałby być los braci, Niesiołowski swoimi deklaracjami stawia się – przynajmniej pod względem retoryki – poza sferą cywilizowanej demokracji. Jej cechą jest bowiem to, że różne siły polityczne mogą się z sobą spierać, ale nie chodzi w tym sporze o to, żeby drugą stronę „wyeliminować”. No, chyba że się wierzy, iż Jarosław i Lech Kaczyński za swój cel stawiają sobie wprowadzenie jakichś neofaszystowskich rządów dyktatorskich. Jeśli ktoś w to wierzy, powinien chyba udać się do odpowiedniego medyka.
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że szef posła Niesiołowskiego nie życzyłby sobie zapewne, aby ów swój zamiar trwałej eliminiacji braci Kaczyńskich wprowadził w życie. Polska polityka trwa w tej chwili w stanie dynamicznej równowagi, w której dwa główne elementy, nawzajem siebie potrzebujące, to właśnie PiS i PO. Gdyby więc Stefan Niesiołowski wcielił się w Eligiusza Niewiadomskiego i zapragnął dokonać zamachu na któregoś z braci, stawiam, że Donald Tusk zasłoniłby J. lub L. Kaczyńskiego własnym ciałem.

 

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj47 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (47)

Inne tematy w dziale Polityka