O bezsilności wymiaru sprawiedliwości wobec jawnych kpin Czesława Kiszczaka już pisałem w Salonie24. Tak się jednak składa, że w ciągu ostatnich dwóch dni zaszedł szczególny zbieg wypadków.
Najpierw mieliśmy wywiad Bogdana Rymanowskiego z Kiszczakiem. Kiszczak mógł się spodziewać serii wygodnych pytań, dotyczących Okrągłego Stołu, które pozwoliłyby mu się wygrzewać w blasku chwały, jaki roznieciła dla niego niegdyś „Gazeta Wyborcza” i jej środowisko. Jednak Rymanowski (jeden z moich ulubionych dziennikarzy) nie zamierzał generała oszczędzać i
spytał go o szczególnie zagadkowy i nieprzyjemny dla byłego oberesbeka fragment najnowszej historii: tajemnicze śmierci dwóch związanych z „Solidarnością” księży tuż przed początkiem Okrągłego Stołu. Oberesbek najpierw wygłosił swoją opinię na temat sprawy Pyjasa (jaką, łatwo się domyślić: dziś nie sposób dociec, bla bla bla, itd.), a następnie, coraz bardziej zdenerwowany, zaczął pytać, „po co myśmy się spotkali”. Bo przecież nie po to – można się domyślić toku rozumowania generała – żeby gadać o jakichś tam klechach, którzy dawno już leżą w ziemi i co komu do tego, kto im się tam pomógł znaleźć. Miała być rozmowa z „człowiekiem honoru” o tym, jak wspaniale dokonała się w Polsce transformacja, bo on, Czesław Kiszczak, dotrzymał słowa danego cywilizowanej części opozycji i wycofał się na z góry planowane pozycje. Takich numerów się nie robi, panie redaktorze Rymanowski! Niech się Pan uczy od swoich kolegów z „GW”.
Podobno schorowany do imentu Czesław Kiszczak oznajmił w końcu, że tak to on rozmawiać nie będzie i zażądał – całkiem żwawo, jak na osobę z 10-metrową listą schorzeń –wyłączenia kamer, po czym wyprosił dziennikarza z mieszkania.
Potem jednak jedna z jego niezliczonych chorób musiała się rozwinąć w zastraszającym tempie, gdyż już następnego dnia – czyli dzisiaj – ponownie nie stawił się na rozprawie przywódców stanu wojennego. Podobno jest chory i leży w łóżku. Biedaczek.
W tym wszystkim zachowanie samego Kiszczaka nie jest szczególnie zaskakujące. Czego w końcu można się spodziewać po człowieku, który całą swoją życiową karierę oparł na promocji kłamstwa, zamordyzmu, łamaniu ludziom kręgosłupów, zastraszaniu, gnębieniu, oszukiwaniu? Oczekiwanie od Kiszczaka, że zachowa się z autentycznym honorem (nie tym przyznanym mu przez Adama Michnika) i stanie przed sądem, żeby odpowiedzieć za swoje winy, jest nieracjonalne.
Natomiast po raz kolejny nie jestem w stanie pojąć niezwykłej tolerancji, z jaką do postawy Kiszczaka podchodzi niezawisły podobno sąd III Rzeczpospolitej. Od jego rzecznika chciałbym się dowiedzieć, czy toczy się przed nim jeszcze jakaś sprawa karna, w której oskarżony notorycznie uchyla się od stawiennictwa przed sądem, a mimo to ten nie zarządza jego doprowadzenia albo, w razie recydywy, aresztowania na czas procesu. Nie pojmuję, dlaczego były oberesbek cieszy się w polskim sądzie specjalnymi względami i dlaczego płazem uchodzi mu to, co żadnemu innemu oskarżonemu płazem by nie uszło. Nie rozumiem, dlaczego nie słyszymy w tej sprawie żadnych wyjaśnień, które się chyba należą. Czy sędzia czegoś się boi? Czy ktoś na niego naciska? A może ma jakieś osobiste, wręcz życiorysowe przyczyny, dla których działa tak, a nie inaczej?
Powie ktoś, że rzucam na sąd bardzo poważne oskarżenia, nie mając żadnych dowodów. To oczywiście jedynie spekulacje, ale czuję się do nich uprawniony wobec niebywałej łagodności sądu i braku jakiegokolwiek wytłumaczenia tejże.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka