Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
81
BLOG

Tarcza i Nabucco - złe wieści

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 12

Miały właśnie miejsce dwa wydarzenia, dotyczące naszego strategicznego bezpieczeństwa: jedno szeroko omawiane, drugie niemal przemilczane. Pierwsze to oczywiście dziwna wiadomość o odstąpieniu przez Rosję od rozmieszczenia rakiet Iskander w Obwodzie Kaliningradzkim. Druga to deklaracja Komisji Europejskiej w sprawie wsparcia finansowego dla projektu rurociągu Nabucco.
Wiadomość o rosyjskich rakietach pojawiła się w dziwny sposób, właściwie nie wiadomo skąd, by w końcu zostać oficjalnie zdementowana przez rosyjskie czynniki rządowe. O co więc chodziło? Kilka tygodni temu znajomy urzędnik, zajmujący się bezpieczeństwem międzynarodowym, po moim tekście w „Rzeczpospolitej”, dotyczącym kandydatury Radka Sikorskiego na stanowisko sekretarza generalnego NATO, przysłał mi SMS-a, w którym sugerował, że oddanie Polsce tego stanowiska może być formą zadośćuczynienia przez nową administrację za odstąpienie przez Amerykę od budowy tarczy. Wczorajsza wiadomość o Iskanderach wygląda jak typowy balon próbny: zobaczcie, co jesteśmy gotowi zrobić, jeśli wy ustąpicie (ewentualnie: tak jesteśmy gotowi odpowiedzieć na waszą ofertę – o ile taka się już pojawiła; a o tym na pewno nie będziemy wiedzieć). W podobnych sytuacjach, im gorliwiej wszelkie wiadomości i spekulacje są dementowane, tym bardziej wygląda na to, że coś jest na rzeczy.
Ekipa Obamy, jak świetnie wiadomo, nigdy nie była entuzjastycznie nastawiona do budowy tarczy. To zresztą nie tylko skutek odmiennego stosunku do wojny z terroryzmem, sposobów obrony czy czynnika najaktualniejszego – kryzysu gospodarczego – ale również rezultat raczej nikłego zaangażowania Obamy Europą, a w szczególności Europą Środkową i Wschodnią. Jedyną w miarę konkretną deklaracją, jaką kandydat demokratów składał podczas kampanii w sprawie tarczy, było stwierdzenie, że wprowadzenie systemu będzie możliwe, gdy okaże się on w pełni sprawny. Szef Agencji Obrony Przeciwrakietowej, gen. Obering, wielokrotnie wyjaśniał jednak, że system nie ma jakiegoś ostatecznego, skończonego stanu. Poprzednie 11 prób było udanych, ale przecież będzie on udoskonalany także już po zainstalowaniu. Tak to zwykle z podobnymi systemami bywa. Dlatego deklaracje administracji Obamy brzmiały jak typowy wykręt: iść w stronę horyzontu można przez lata i nigdy się tam nie dotrze.
Jeśli wiadomość o Iskanderach jest formą odpowiedzi na jakieś sygnały ze strony Waszyngtonu, oznacza to, że administracja Obamy dokonała strategicznego wyboru lub przynajmniej jest go bliska: stosunki z Rosją są ważniejsze niż tarcza. Obama traktuje ją zresztą raczej jako pragmatyczny środek obronny, któremu specjalnie nie ufa (bo też faktycznie można tu mieć wiele wątpliwości), a nie – jak to było z administracją Busha – także jako polityczny środek powiązania z określonymi krajami regionu i potwierdzenia ich niezależności od rosyjskiej strefy wpływów.
Podczas niedawnego wykładu w BCC Radek Sikorski został zapytany o dalsze losy tarczy. Odpowiedzią było rozłożenie rąk. „Piłka jest po stronie Amerykanów, my już nic więcej zrobić nie możemy. Pozostaje nam czekać” – taki był sens wypowiedzi ministra. Czy faktycznie nic nie możemy? Amerykanista, prof. Zbigniew Lewicki, zwrócił mi jakiś czas później uwagę, że przecież umowa nie jest po naszej stronie wciąż ratyfikowana. To jeszcze jeden gest, jaki moglibyśmy wykonać, żeby pokazać, że na tarczy nam zależy. Teraz faktycznie sprawa tkwi w dziwnym, martwym punkcie. Administracja Obamy może się wahać, ale dlaczego my się wahamy, skoro wynegocjowaliśmy najlepsze możliwe warunki?
 
Druga sprawa to Nabucco. Przypominam: mający biec od południa rurociąg, którym Europa ma szansę zaopatrywać się w gaz pochodzący nie z Rosji. Projekt istnieje na papierze od lat i wydaje się, że nigdy nie był traktowany poważnie przez największe kraje Unii. Rosja uderza w niego, konstruując i projektując Nord Stream i South Stream. Teraz, po kryzysie gazowym, Komisja Europejska przyznała projektowi Nabucco dofinansowanie w wysokości - uwaga, uwaga! – całych 250 mln euro. Pokrywa to około 3 proc. spodziewanych kosztów rurociągu.
Niektórzy twierdzą, że to i tak dobrze, bo po raz pierwszy od dawna coś się w sprawie Nabucco ruszyło, a oficjalne zaangażowanie finansowe, zarządzone przez KE, ma znaczenie również symboliczne (kwota istotnie jest raczej symboliczna). Jednak informacje nie pozostawiają złudzeń. IHT przypomina, że w projekt południowy jest już zaangażowanych trzech uczestników konsorcjum, mającego budować Nabucco, co stawia ich oczywiście w sytuacji konfliktu interesów. Niemcy, z oczywistych powodów, nie wykazują najmniejszego zainteresowania, a sama administracja unijna podnosi zastrzeżenia o charakterze ekonomicznym. Te ostatnie reakcje przypominają argumentację, do jakiej uciekał się rząd Leszka Millera, kasując kontrakt z Norwegią. Owszem, nie była ona bezpodstawna, ale gdyby uwzględnić strategiczne względy bezpieczeństwa, straciłaby na sile.
 
Te dwie sprawy nie są z sobą oczywiście jakoś ściśle powiązane – choć na poziomie strategicznym – owszem. Odnoszą się bowiem do kwestii strategicznego bezpieczeństwa kraju. I z tego punktu widzenia nie są to wieści dobre.
Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj12 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka