Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
201
BLOG

Co począć z Wałęsą?

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 122

Przy okazji uroczystości 25-lecia przyznania Lechowi Wałęsie Nobla, wraca pytanie: co realnie wynika oraz może wyniknąć z wiedzy, jaką uzyskaliśmy na temat przeszłości Wałęsy za sprawą Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza. Żeby od razu było jasne: moje stanowisko w sprawach prawa historyków do publikowania badań, roli IPN czy tez, jakie przedstawili w swojej książce obaj panowie jest jednoznaczne i pisałem o tym wiele razy - i na tym blogu, i w „Fakcie" (gdzie zresztą zgłosiłem zdanie odrębne wobec stanowiska mojej gazety jako tytułu).

Gdy sprawa ich książki była świeża, napisałem jednak, że nieszczęście polega na tym, iż kwestia przeszłości Lecha Wałęsy ma bezpośrednie przełożenie na bieżący kontekst polityczny. I to się nie zmieniło. Nadal jest tak, że twardzi zwolennicy PiS są „przeciwko Wałęsie" z definicji, bo takie jest stanowisko prezesa Kaczyńskiego i prezydenta. Nadal „zwolennicy Wałęsy" uznają Kaczyńskich za zakompleksionych prymitywów, którzy nie potrafią się pogodzić z tym, że były przewodniczący „Solidarności" ma w historii pozycję lepszą o wiele niż oni. Oczywiście obie strony konfliktu na poziomie swoich elit w pełni świadomie budują wokół tej sprawy swój wizerunek i dla obu jest to niestety sytuacja komfortowa. Przeszłość Wałęsy jest w pełni świadomie i cynicznie wykorzystywana przez jednych i drugich do podgrzewania emocji swoich elektoratów. Donald Tusk doskonale przecież wie, że Gontarczyk i Cenckiewicz napisali w swojej książce prawdę, a Jarosław Kaczyński wie, że mitu Wałęsy nie da się zniszczyć.

Najgorzej wychodzi na tym prawda, która powinna być poznawana i opisywana bez emocji, spokojnie i rzeczowo - tak jak to zrobili w swojej książce Cenckiewicz i Gontarczyk, którzy niestety zostali wciągnięci do politycznej gry wbrew swojej woli (przypominam, że nad swoją książką pracowali na długo przed tym, gdy komukolwiek śniło się, że może dojść do tak głębokiego konfliktu między PiS a PO).

Gdy ukazywała się książka „SB a Lech Wałęsa", napisałem, że nie zmienimy faktu, iż Wałęsa jest dla mnóstwa osób na świecie symbolem. Oderwane od rzeczywistości i o wiele zbyt radykalne są opinie, że w związku z jego przeszłością, tą dalszą i bliższą, należy Wałęsę skreślić z narodowego panteonu, uznać za konfidenta i zdrajcę, jednoznacznie potępić i radykalnie zmienić ocenę jego osoby i działalności. Tak naprawdę zasadnicza część tej opinii ma swoje źródła w całkiem współczesnym konflikcie politycznym, w który zresztą sam Wałęsa włączył się na własne życzenie. Gdyby z tego kontekstu sprawę wydobyć, trzeba by powiedzieć nieco ostrożniej, że Lech Wałęsa nie jest postacią tak kryształową, jak chciano by i sam chciałby się przedstawiać. Że ma w życiorysie epizod bardzo niedobry, a na dodatek - i to jest mój największy wobec niego zarzut - że się do tego epizodu nie potrafi przyznać, a wszystkich, którzy go do tego namawiają lub tego od niego żądają, obraża i miesza z błotem. Że jego egocentryzm, w tym egocentryzm historyczny, polegający na przypisywaniu sobie wszystkich zasług w walce z komunizmem, całkiem jakby to była walka jednoosobowa, jest śmieszny.

Jednak żądanie, aby Lecha Wałęsę wyeliminować z narodowego panteonu, jest całkowicie nierealistyczne. Owszem, obchody 25-lecia Wałęsowskiego Nobla są oczywiście wpisane w polityczny kontekst, ale jest to jasne dla nas. Nawet 100 równie dobrych książek, jak ta Gontarczyka i Cenckiewicza nie zmieni faktu, że dla setek tysięcy ludzi na świecie nazwisko Wałęsy będzie się kojarzyć z walką o wolność, demokrację, z buntem Polaków przeciwko komunie. Czy to źle? Powiem szczerze: wolę, żeby polska walka z komunizmem była kojarzona w świecie za pośrednictwem Wałęsy, niż aby nie była kojarzona w ogóle. Zaś zagraniczni goście, idę o zakład, w większości nie są w stanie pojąć, dlaczego na uroczystościach nie ma polskiego prezydenta. Nie twierdzę, że jest w ogóle możliwe, aby Lech Kaczyński na nich był. W obliczu tragicznych stosunków pomiędzy oboma panami i w obliczu skrajnie agresywnych wypowiedzi Wałęsy (po stronie Kaczyńskiego nie ma jednak ekwiwalentu tego tonu), nie można tego od niego żądać. Nie zmienia to faktu, że ten nasz wewnątrzpolski spór pozostaje dla świata zewnętrznego niepojmowalny. I nie trzeba dodawać, że na straconej pozycji jest tu niestety prezydent Kaczyński - niezależnie od przyczyn. To znów kwestia inercji wizerunkowej (patrz moje poprzednie wpisy).

Co zatem z uroczystościami wokół Wałęsy począć? Mogłyby iść swoim rytmem i być może nawet można by się z nich w jakimś stopniu cieszyć, gdyby nie fakt, że za ich pomocą przywala się politycznym przeciwnikom. To nie jest oczywiście wina zaproszonych gości i trudno mieć pretensję do Barroso, Sarkozy'ego czy nawet śmiesznego i przereklamowanego Dalajlamy, że dali się w to wciągnąć. Ale polscy politycy, którzy byli czynni przy okazji uroczystości, celebrowali Wałęsę nie tylko dla samego Wałęsy, ale także przeciwko własnym politycznym wrogom. Na ogół działo się to w sposób dyskretny, ale czasem mniej subtelnie. Tak jak na przykład przy okazji przemówienia Radka Sikorskiego, który - nie pierwszy raz - przeszarżował, mówiąc o „karłach moralnych", atakujących Wałęsę. Nie wiem, kogo miał dokładnie na myśli, zapewne głównie Kaczyńskich, ale dotknięci mogli się poczuć także ci wszyscy, którzy krytycznie odnosili się do Wałęsowej przeszłości i niezdolności do jej wyjaśnienia.

W sumie - szkoda. I tak samo jak we wpisach z czasu publikacji książki o Wałęsie, muszę i teraz napisać, że właściwie nie znam dobrego sposobu rozwiązania tego problemu. Mogę tylko powiedzieć, czego bym chciał. A chciałbym, żeby przeszłość Wałęsy była jasna i wytłumaczona przez niego samego. Żeby były przeprosiny i przyznanie się do winy - także w związku z tym, co działo się z dokumentami na jego temat po 1989 roku. I dopiero po tym wszystkim można by z całkowicie czystym sumieniem przyłączyć się do takich uroczystości jak te w Gdańsku.

 

P.S. Zapraszam na Redakcja.pl, gdzie mogą Państwo przeczytać mój tekst o poznańskim ekocyrku. Będąc w piątek gościem „Forum" TVP Info, byłem zaskoczony, jak znaczna część gości programu podzielała mój sceptycyzm wobec tej hucpy. Ryszard Czarnecki, Jarosław Sellin, Władysław Stasiak, a także senator Łukasz Abgarowicz - wszyscy podzielali mój sposób argumentacji.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj122 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (122)

Inne tematy w dziale Polityka