Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
93
BLOG

Smith nadal ma rację

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 40

We wczorajszym „Skanerze politycznym" ostro starłem się ze Sławkiem Sierakowskim. Punktem wyjścia był protest związkowców, okupujących Ministerstwo Pracy, ale Sierakowski szybko i gładko przeszedł do kryzysu światowego - w jego oczach generalnego kryzysu kapitalizmu.

Szef „Krytyki Politycznej" poszedł tropem, wyznaczonym przez różnych prominentów lewicowej i antyglobalistycznej myśli, tyle że w naszej, mniejszej skali. Ten trop to wyciągnięcie z kryzysu absolutnie nieuprawnionych wniosków, mających dyskredytować wolny rynek i kapitalizm jako taki.

W „Skanerze" Sierakowski dokonał sprytnego zabiegu erystycznego, łącząc z sobą kwestie niemal niepołączone: system emerytur pomostowych i światowy kryzys gospodarczy. Jaki jest związek amerykańskiej bańki hipotecznej, której pęknięcie dało impuls do obecnego tąpnięcia, z ustawą o emeryturach pomostowych? Dalibóg, nie mam pojęcia. Może poza takim, że skoro czeka nas spowolnienie gospodarcze, to tym bardziej grono uprawnionych do wcześniejszych emerytur trzeba okroić. Dla redaktora „Krytyki Politycznej" najwyraźniej jednak wszystko łączy się w jedną, spójną całość: skoro w Stanach pękła bańka hipoteczna, to w Polsce nie można ludziom - np. drwalom leśnym - odbierać emerytur pomostowych.

Szturm lewicowców, antyglobalistów, zwolenników silnej redystrybucji, czyli po prostu urawniłowki, na podstawowe zasady wolnego rynku był w obecnej sytuacji do przewidzenia. Tym ważniejsze jest, żeby nie pozwolić tych zasad zakwestionować. Fakt, że posypały się giełdy na świecie, a w USA zniknęło kilka potężnych banków inwestycyjnych, nie oznacza jeszcze, że można do kosza wyrzucić Adama Smitha, Ludwiga von Misesa czy Fryderyka Hayeka. Ich myśli i rozumowanie nie zostały unieważnione, choć bardzo by tego chciała lewica.

W niedawnym raporcie o światowym kryzysie „The Economist" wskazywał, że w dużej mierze winni są go ci, którzy - zdaniem lewicy - powinni teraz mieć w gospodarce większy udział, czyli rządy i urzędnicy. Bajeczna łatwość zaciągania kredytów hipotecznych w Stanach wynikała z nacisku rządu na politykę, skądinąd chwalebną, dostępności mieszkań dla każdego. Nowy system finansowy, którego podstawowym założeniem było jak najszersze rozkładanie ryzyka i łatwiejszy dostęp klientów do pieniędzy, ma około 30 lat. Czy to on zawiódł? Tego cały czas nie wiadomo, ale nawet gdyby, to także nie powód, żeby kwestionować zasady wolnego rynku. Z faktu, że w pewnych okolicznościach, mocno specyficznych, zawiodły niektóre instrumenty finansowe, nie wynika, że podstawowe założenia liberalizmu się nie sprawdziły. To, co dzieje się dziś na świecie, to przecież nic w porównaniu z permanentną zapaścią, jaką przeżywały gospodarki centralnie planowane, gdy jeszcze istniały w większej liczbie.

Lewicowe myślenie opiera się na paru fundamentalnych twierdzeniach, z którymi głęboko się nie zgadzam. Np. że państwo wie lepiej, jak rozdzielać pieniądze, czyli jest mądrzejsze niż głupie instynkty i egoistyczne dążenia jego obywateli. U podstaw tej opinii leży przekonanie o tym, że państwo generuje jakąś immanentną, ponadosobniczą mądrość, którą może obdzielić obywateli lepiej, niż oni obdzielą się sami własną mądrością. Oraz przekonanie o tym, że obywatel jest jak głupiutkie dziecko, które mądrzy urzędnicy muszą prowadzić za rączkę. Istniał już i zbankrutował system, gdzie tego typu myślenie było doprowadzone do skrajności, ale to, jak widać, nie zniechęca lewicowych ideowców. Zresztą na fali rozczarowania wolnym rynkiem przekonanie o mądrości państwa pojawia się w dość zaskakujących kręgach, skoro amerykański Kongres chce sztucznie ograniczyć zarobki szefów wielkich banków.

Inna fundamentalna kwestia to rozumienie sprawiedliwości (społecznej - dodaliby lewicowcy). Świetnie widać to na przykładzie oceny systemu podatkowego. Podatek progresywny jest dla Sierakowskiego sprawiedliwy, dla mnie - absolutnie nie, jest bowiem sposobem karania najbardziej przedsiębiorczych za ich pracę. Nie wystarczy, że lepiej zarabiający zapłaci więcej, jak w systemie liniowym. Ma jeszcze płacić większą część tego, co zarobi.

Inna sprawa, że w najwyższy próg podatkowy wpadają w Polsce jedynie przedstawiciele wyższej klasy średniej, czyli wcale nie jakieś krezusy, a w dużych miastach - ludzie ledwo powyżej przeciętnej. Prawdziwi bogacze już dawno płacą podatki gdzie indziej, zatem utrzymywanie progresji podatkowej jest propagandową iluzją. System dwóch stawek, zaprojektowany przez PiS, który wejdzie od przyszłego roku, reklamowany jako prawie podatek liniowy, w istocie uderzy najbardziej w przeciętną klasę średnią, której zarobki dotąd mieściły się w progu 30 proc. Teraz, po przekroczeniu wprawdzie zwiększonego progu, wpadną w próg 32 proc.

Ale to oczywiście szczegóły. Najważniejsze, że obecny kryzys jest impulsem do korekty założeń nowoczesnych wolnych rynków, a nie jakimś epokowym wydarzeniem, kwestionującym założenia kapitalizmu, jak chcieliby go widzieć koledzy z „Krytyki Politycznej". Tak jak każdy stworzony przez człowieka system, tak i wolny rynek nie jest ideałem i nigdy z założenia idealny być nie miał. Są w niego wpisane cykliczne wahania (które w imię oderwanego od rzeczywistości idealizmu chciał zlikwidować Keynes) i nieracjonalne zachowania. Broń nas Boże przed tymi, co sądzą, że mają rozwiązania idealne. Lepsze jest wrogiem dobrego, a to, co w założeniu idealne, jest najgorsze.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj40 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (40)

Inne tematy w dziale Polityka