W wydanej dopiero co małej, czerwonej książeczce „Krytyki Politycznej przewodnik lewicy" (książeczce, nawiasem mówiąc, bardzo niebezpiecznej), w rozdziale o „alterglobalizmie", czytamy:
Polskie media kreślą obraz alterglobalisty jako ulicznego zadymiarza. Czy to obraz prawdziwy?
Zdecydowanie nie. Większość aktywistów ruchu alterglobalistycznego to działacze rozmaitych organizacji społecznych, studenci, związkowcy, dziennikarze, pracownicy nauki. Wielkie koncerny medialne i stojący za nimi biznes usiłują poprzez fałszowanie obrazu ruchu alterglobalistycznego deprecjonować jego postulaty polityczne, które godzą w ich interesy.
Zacznijmy od tego, że odmawiam używania określenia „alterglobalista", które w większości mediów gładko i niepostrzeżenie zastąpiło starsze „antyglobalista". To typowa dla lewicy manipulacja słowno-pojęciowa. Przedrostek „anty" podkreśla sam sprzeciw. Przedrostek „alter" sugeruje, że prócz sprzeciwu proponuje się jakąś alternatywę.
Antyglobaliści żadnej rozsądnej alternatywy nie proponują. Ich postulaty to zbiór pobożnych życzeń, nie mających nic wspólnego z rzeczywistością, socjalistycznych głupot i nie trzymających się kupy bzdur, co jest oczywiste dla każdego, kto choć trochę rozumie, jak działa gospodarka. Z antyglobalistycznymi mitami i głupotami wiele razy rozprawiał się znakomicie choćby brytyjski „The Economist". Ale to wątek poboczny.
Wątek zasadniczy jest taki, że jeżeli ktokolwiek nie był jeszcze pewien, jakie jest prawdziwe oblicze ruchu antyglobalistów, to Rostock i Heiligendamm musiały go ostatecznie przekonać. To oblicze po prostu bandyckie, czego nie przykryją i nie zmienią żadne zaklęcia o lepszym świecie. Gdyby wydarzenia wokół dopiero co zakończonego szczytu G8 były wyjątkiem, można by mieć jeszcze wątpliwości. Ale to samo dzieje się za każdym razem, gdy spotykają się przywódcy najważniejszych państw świata. Najpierw słyszymy bleblanie przywódców ruchów protestu o tym, jacy wstrętni są politycy i że trzeba naprawiać świat oraz zapewnienia, że wszystko odbędzie się pokojowo. Potem zaczyna się bitwa z policją i demolowanie dobytku ludzi, nie mających z wielką polityką zgoła nic wspólnego. Miasta po przejściu antyglobalistycznej hołoty wyglądają, jakby przeszedł przez nie tajfun. Cierpią oczywiście przypadkowe osoby.
Cud, że - o ile pamiętam - w tych bitwach w ostatnich latach zginęła tylko jedna osoba: antyglobalista w Genui. Zresztą nagonka na karabiniera, który zastrzelił go w samoobronie, była czymś niebywałym. Jak na agresję antyglobalistycznego tłumu, demonstranci i tak są traktowani wyjątkowo łagodnie.
W świetle ostatnich zdarzeń fragmencik z książeczki, firmowanej przez Sławomira Sierakowskiego, brzmi idiotycznie (jak zresztą, przy bliższym przyjrzeniu się, wiele innych fragmentów z „małej, czerwonej książeczki"). Czy fakt, iż „większość aktywistów ruchu alterglobalistycznego to działacze rozmaitych organizacji społecznych, studenci, związkowcy, dziennikarze, pracownicy nauki" wyklucza, że wszystkie te osoby stają się w pewnych okolicznościach agresywnymi zadymiarzami? A osobnicy w bluzach z kapturami i z dredami na głowie, którzy są głównie widoczni podczas antyglobalistycznych zadym, to przedstawiciele której z wymienionych grup? Działacze organizacji czy może pracownicy naukowi? A może to „wielkie koncerny medialne" opłacają prowokatorów, którzy rozpoczynają zamieszki, po to, żeby mieć potem o czym pisać? Śmiechu warte.
Od kilku lat ze zdumieniem obserwuję, jak przywódcy państw świata dowartościowują towarzystwo, nie warte nawet wzmianki w rubryce ciekawostek przyrodniczych, zapraszając jego przedstawicieli na niektóre obrady np. szczytów WTO, biorąc na serio ich postulaty i wysłuchując uważnie pretensjonalnych karierowiczów w rodzaju muzyka Bono. Ruch antyglobalistów jest dokładnie tym, czym okazał się w Rostocku: bandą zakapturzonych bandziorów, żądnych demolki, którą należy traktować pałą po plecach i armatkami wodnymi, a nie zapraszać do dyskusji.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka