Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
659
BLOG

Wawel i Stadion Narodowy

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 236

 

Ciekawie, ale i przykro jest obserwować, jak rozwija się sytuacja po śmierci Pana Prezydenta i wielu osób z Jego otoczenia. Oficjalnie mamy peany pod adresem Lecha Kaczyńskiego, wygłaszane najgłośniej przez tych, którzy jeszcze kilka dni temu mieszali Go z błotem (biadoli już w tej sprawie Waldemar Kuczyński na stronach Gazety.pl). Mamy autentyczne poruszenie ludzi, którzy zawsze lubią w takich momentach łudzić się, że następuje trwałe zjednoczenie, a demokracja, wbrew swojej naturze, przestanie polegać na rywalizacji i walce. Mamy rozbicie i dezorientację jednej strony politycznej oraz oficjalne deklaracje o uspokojeniu i jedności ze strony oponentów.

Zarazem pod przykrywką trwającej żałoby trwa szybkie, pozbawione jakiejkolwiek delikatności i wstrzemięźliwości przejmowanie instytucji. Błyskawicznie zostaje mianowany następca Władysława Stasiaka, który wchodzi do jego gabinetu, nie dając nawet wdowie po ministrze szansy na zabranie osobistych rzeczy. Mamy próbę przejęcia kierownictwa IPN, udaremnioną jedynie dzięki zainteresowaniu mediów. Mamy zamieszanie i niepewność w biurze RPO, mamy w BBN gorączkową pogoń za aneksem do raportu z rozwiązania WSI. Wszystko to zaczęło się ledwie kilka do kilkunastu godzin po katastrofie. Dziś po południu dowiaduję się, że nagle zostaje odwołany dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Sławomir Dębski, niejako przy okazji, bo pod przykrywką żałoby można zrobić bezkarnie niemal wszystko.

W Salonie24 nie panują takie reguły, jak w oficjalnych mediach. Odzywają się więc blogerzy, którzy prezydenturę Kaczyńskiego przedstawiają jako mierną, nieważną, słabą, a jego śmierć chcą pokazać tylko jako odejście sympatycznego (to też dopiero od soboty, wcześniej Lech Kaczyński był antypatyczny), starszego pana, którego można żałować jak pierwszego lepszego Kowalskiego, ale jakieś upamiętnienia, jakiś Wawel, stadion – no nie, to „przesada”, jak napisał pewien bloger. Nie wiem, czy warto się z tymi głosami spierać. Pewnie nie, bo i moment jest niestosowny. Trzeba jednak napisać, że śmiesznie brzmią narzekania, iż nikt nie skonsultował tej decyzji z „narodem”. Przy czym pod pojęciem „narodu” rozumiani są głównie ci, którzy sprowadziliby Lecha Kaczyńskiego właśnie do roli miłego, trochę niezdarnego dziadzia. Inni to już nie naród, ale „pisowscy fanatycy”. Jak miałaby wyglądać taka konsultacja? Referendum?

Miejsce pochówku nie zostało – wbrew temu, co piszą wspomniani blogerzy – „wyznaczone” przez rodzinę zmarłych. Rodzina musiała w tej sprawie porozumieć się z dwiema stronami: dysponentem wawelskiej katedry, czyli Kościołem, a konkretnie ks. Kard. Stanisławem Dziwiszem. Po drugie – z rządem Rzeczypospolitej. Jeśli decyzja zostaje ogłoszona oficjalnie, to znaczy, że obie te strony wyraziły zgodę. I nie ma tu mowy o żadnych „społecznych konsultacjach”.

Jak bardzo słusznie zauważył ktoś inny – czy Naczelny Wódz Władysław Sikorski był postacią niekontrowersyjną i mające absolutnie niekwestionowane zasługi? Oczywiście nie. Podobnie jak wielu wielkich Polaków, pochowanych w krakowskim kościele Na Skałce. Wszystkie wymieniane potencjalne miejsca pochówku – Świątynia Opatrzności Bożej, Powązki i Wawel – wchodzą w grę. Decydują o tym obiektywne czynniki i naprawdę nie ma tu znaczenia czyjeś mniemanie o zasługach Lecha Kaczyńskiego lub ich braku. Ten obiektywny czynnik to fakt, iż Lech Kaczyński był wybranym przez Naród Prezydentem Rzeczypospolitej, który zginął podczas pełnienia obowiązków państwowych. Koniec, kropka. Nic nie poradzę, jeśli ktoś tej prostej zależności nie pojmuje.

 

Teraz kilka słów o pomyśle nadania Stadionowi Narodowemu imienia zmarłego tragicznie prezydenta. Spraw zyskała odzew większy niż sądziłem. Mówiłem o niej w kilku mediach, a za największy sukces można uznać fakt, iż do pomysłu odniósł się – pozytywnie – przedstawiciel Ministerstwa Sportu, którego trzeba oczywiście trzymać za słowo.

Uważam jednak, że warto skomentować pojawiające się argumenty przeciwko. Oczywiście tylko te poważne. Wśród komentarzy pod moim wpisem było takich wiele. Komentarzy po prostu wstrętnych było też kilka, ale to szczęśliwie był jedynie margines.

Krzysztof Leski miał do mnie pretensję, że zgłaszam pomysł w okresie, kiedy nie sposób z nim polemizować. Po pierwsze – po liczbie głosów polemicznych widać, że to bzdura. W tym mam także na myśli polemiki bardzo agresywne. Po drugie – oczywiście zgłaszam ten pomysł właśnie teraz w pełni świadomie, rozumiejąc, że gdy minie okres ochronny, fali nie da się już rozkołysać. Głosy niechętnych wobec Prezydenta blogerów staną się głosami komentatorów, wreszcie uwolnionych spod uwierającego ich kagańca żałoby narodowej.

Inny, kompletnie absurdalny argument, to ten, że Lech Kaczyński rzekomo nie interesował się sportem. To oczywiście mit, taki sam jak ten, że Prezydent był ponurakiem. Te mity są dzisiaj nagle rozmontowywane, np. tutaj i tutaj.

Argument ten zresztą jest generalnie głupi. Po pierwsze – gdyby traktować go poważnie, to ulice można by nazywać tylko imionami architektów, a szpitale – lekarzy. Po drugie – mówimy o Stadionie NARODOWYM, a w tej sytuacji nadanie mu imienia zmarłego tragicznie prezydenta wydaje się ze wszech miar słuszne.

Wreszcie jest też trzeci typ argumentacji, charakteryzujący osoby, o których bodaj Ludwik Dorn lub Jarosław Kaczyński mówili, że są osobami wykorzenionymi, pozbawionymi wyczucia hierarchii celów i wartości. Dostałem oto wiadomość poprzez swoje konto na Facebooku od osoby, która namawiała mnie, żebym wycofał się z pomysłu nadania Stadionowi Narodowemu imienia Lecha Kaczyńskiego (którego owa osoba określiła zresztą, używając sformułowania „ten człowiek”, co najwyraźniej świadczy o tym, że istotnie brakowało jej pewnej wrażliwości, także językowej). Twierdziła ta osoba m.in., że imię stadionu można sprzedać i na tym zarabiać. Odpowiedziałem, że właśnie takiemu sposobowi myślenia przeciwstawiał się śp. Lech Kaczyński. Nie wszystko – mówiąc krótko – jest na sprzedaż.

Inne argumenty – np. że na stadionie mogą się przecież odbywać koncerty – są tak dziecinne, że nie warto się nimi zajmować. Warto tylko wspomnieć, że na całym świecie, w tym w Europie, mnóstwo jest obiektów sportowych i innych, noszących imiona ważnych – co nie znaczy niekontrowersyjnych albo powszechnie kochanych (by wspomnieć choćby Charlesa de Gaulle’a) – przywódców, którzy z daną dziedziną życia nie mieli zgoła nic wspólnego.

Grupa na FB liczy już ponad 2800 członków. Wierzę, że może ich być znacznie więcej.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj236 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (236)

Inne tematy w dziale Polityka