Skończmy z iluzją „społeczeństwa obywatelskiego”. Na pewno nie są nim dzisiaj organizacje pozarządowe, pasące się na publicznych pieniądzach i działające przeciwko interesom zwykłych ludzi. Pieniądze dla nich należy radykalnie ograniczyć, a wpływy uciąć.
Organizacje pozarządowe, szczególnie te lansujące kwestie mocno zideologizowane – takie jak walka o klimat czy sprawy równościowe – to dzisiaj rak, z którym trzeba zacząć walczyć. Frazesy o społeczeństwie obywatelskim jedynie maskują tę prawdę.
W Brukseli trwa awantura wokół nieprzejrzystego finansowania, jakie NGO zapewniano dotychczas z unijnego budżetu. Przedstawiciele organizacji pozarządowych grzmią, że to zamach na „społeczeństwo obywatelskie” ze strony prawicy. Przy czym w tym zamachu mają brać udział również niektórzy deputowani zrzeszeni w Europejskiej Partii Ludowej.
Rzecz jasna, żadnego zamachu na społeczeństwo obywatelskie tu nie ma, bo też nie ma mowy o żadnym społeczeństwie obywatelskim. Zresztą działania głównie prawicowych grup politycznych w tej sprawie i nacisk na KE jest i tak zbyt łagodny. Finansowanie organizacji pozarządowych z publicznych pieniędzy unijnych powinno zostać radykalnie ograniczone albo nawet w ogóle zakończone. Jak podchodzą do tego poszczególne państwa członkowskie – to już ich indywidualna sprawa. Nie ma jednak żadnego powodu, żeby mechanizmy tego typu stosować na poziomie europejskim i tym samym zasilać NGO pieniędzmi wszystkich europejskich podatników.
Nazwanie organizacji pozarządowych rakiem może niektórych oburzać. Ale ja poszedłbym jeszcze dalej: to nie tylko rak, ale też pasożyt. Zdecydowanie zbyt mało mówi się o tym, do jakiej patologii doszło w tym sektorze. Możemy ją jednak doskonale obserwować na poziomie znacznie niższym i lokalnym – w sferze tak zwanych miejskich aktywistów w Polsce, w dużych miastach. Tego typu organizacje pozarządowe grupują promile mieszkańców miasta, mają natomiast radykalnie nieproporcjonalny wpływ na rzeczywistość dzięki temu, że ich członkowie mogą się w dużej mierze poświęcić wyłącznie sprawom organizacji. A mogą, ponieważ pieczę nad nimi sprawują politycy, którzy z ich wsparcia korzystają. A skoro korzystają, to obficie dotują te same organizacje publicznymi pieniędzmi.
Na konkretnym przykładzie wygląda to następująco. Załóżmy, że dany obóz polityczny chce realizować plany wykluczenia kierowców z miasta. Wiadomo, że kierowców jako grupę więcej różni niż łączy, istnieje przeto bardzo niskie prawdopodobieństwo, że się zorganizują i stawią opór. Z drugiej jednak strony wiadomo, że daleko posunięte plany w nich uderzające mogą się nie spodobać i spowodować spadek sondaży. Dlatego trzeba stworzyć pozory, że „społeczeństwo” te plany popiera. I tu zaczyna się symbioza pasożyta z żywicielem. Politycy potrzebują aktywiszczy, a aktywiszcza potrzebują polityków. Politycy wiedzą, że jeśli zapłacą, to aktywiszcza wesprą sprawy, na których im zależy; aktywiszcza wiedzą, że mogą sobie pasożytować na publicznych pieniądzach i przesadnie się nie napracują. Wystarczy, że wykażą trochę aktywności w sieci, zrobią może jakąś pikietę, na którą przyjdzie całe 15 osób, ale zaprzyjaźnione media ładnie to pokażą; że wezmą udział w pozorowanych konsultacjach społecznych, o których informacja zostanie umieszczona w dzielnicy BIP-ie na samym dole strony małą czcionką, odbywających się w godzinach 14-14.20, tak żeby żaden normalnie pracujący człowiek nie mógł w nich wziąć udziału – a kasa z państwowych i samorządowych dotacji poleci. Potem politycy mogą wskazać, że przecież planowanych przez nich rozwiązań domagało się „społeczeństwo”. W rzeczywistości oczywiście nie domagał się niczego „społeczeństwo”, ale garstka darmozjadów, robiących za „społeczeństwo obywatelskie”.
Podobnie rzecz się ma wyższym poziomie. Mamy oto chociażby plan przymusowego przesadzania Europejczyków do samochodów na bateryjkę począwszy od 2035 r. Nie podoba się to ani obywatelom, którzy głosują kieszeniami przeciwko takiemu rozwiązaniu, ani większości europejskiego przemysłu motoryzacyjnego. I wtedy pojawia się przydatna organizacja pozarządowa, „promująca zielony transport”, preparując zmanipulowany sondaż w kilku krajach UE, z którego ma wynikać, że ich mieszkańcy aż przebierają nogami w oczekiwaniu na swój pierwszy samochód elektryczny. Potem do dziennikarzy wychodzi przewodnicząca KE i oznajmia: „Nasze plany mają szerokie poparcie społeczne, czego dowodzi raport, przygotowany przez organizację X”.
W przypadku Brukseli przekręt był szczególnie bolesny, ponieważ raport Kolegium Audytorów, opublikowany na początku tego roku, daje podstawy do twierdzenia nie tylko, że sposób rozdzielania unijnych dotacji był nieprzejrzysty – pieniędzy po prostu nie pilnowano – ale że co gorsza mogły one być wykorzystywane przez NGO do uprawiania ordynarnego lobbingu w instytucjach europejskich. Lobbingu w ogromnej części szkodliwego dla obywateli UE. Takich organizacji jest mnóstwo – choćby Transport & Environment (ta akurat otrzymywała ze źródeł unijnych w 2023 r. relatywnie niewielką część swoich funduszy – niecałe 5%), brutalnie wciskająca bajeczki o porywającym poziomie poparcia wśród obywateli UE dla elektromobilności i w tym celu posługująca się zmanipulowanymi sondażami (swego czasu jedno z takich badań T&E analizowałem – w sondażu, przeprowadzanym m.in. w Polsce, dziwnym trafem pominięto akurat nasz kraj przy pytaniu, czy respondenci byliby gotowi zapłacić więcej za „czysty” samochód). Z kolei jedna z najagresywniejszych organizacji klimatystycznych, Climate Action Network Europe, z unijnego budżetu czerpała aż 28% swoich finansów. Oznaczałoby to, że podatnicy UE płacili na organizacje, które następnie lobbowały w Brukseli za ograniczeniem ich praw i wolności.
Jak podaje Politico, członkowie NGO to druga po przedstawicielach biznesu największa zarejestrowana grupa w instytucjach europejskich: 3821 osób, zaledwie o 43 osoby mniej niż w tej pierwszej grupie. Dla porównania – instytucje akademickie mają 343 zarejestrowanych przedstawicieli.
Czas skończyć z iluzją społeczeństwa obywatelskiego. Społeczeństwem obywatelskim nie są dzisiaj marginalne pod względem liczby osób, ale bardzo wpływowe grupki, skupione w organizacjach pozarządowych, ale wszyscy ci, którzy chcąc nie chcąc padają ofiarą ich oddziaływania i lobbingu.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo