W lansowaniu się pana premiera na wnusiach najsmutniejsze jest, że istnieje naprawdę duża grupa ludzi wierzących, że przewodniczący PO robi to ze spontanicznej potrzeby serca, jest bowiem najzwyczajniej dobrym, czułym dziadziusiem.
Zaproponowałem grupie analityków, znanej jako Polityka w Sieci, aby zbadała, jakie tematy najbardziej zapalają największe grupy użytkowników sieci, w tym zwłaszcza Muskowego X. Dostałem informację, że taka analiza najpewniej zostanie przeprowadzona. Wyniki mogą być ciekawe, ale już dzisiaj czysto intuicyjnie i na podstawie własnych spostrzeżeń postawiłbym, że jest kilka takich niezawodnych wątków.
Jednym z nich z pewnością są zwierzęta – potęga bambinizmu jest bowiem zatrważająca, a rośnie liczba osób, które postrzegają sprawę wyłącznie przez pryzmat domowych kotków i piesków. Spada chyba atrakcyjność tematów ukraińskich – nie powodują już takiego poruszenia jak niegdyś. Natomiast – zapewne w związku ze zbliżającymi się wyborami – prawdziwe watahy wściekłych, agresywnych i wulgarnych wyborców potrafi uruchomić jakakolwiek krytyczna uwaga na temat pana Donalda Tuska.
Wiadomo – część to automatycznie uruchamiane troll konta. (Tu każdemu zalecam, żeby blokować takie nawet bez czytania; zwykle wystarczy pobieżny rzut oka na nick i treść wpisu, żeby zorientować się, że nie mamy do czynienia z prawdziwym człowiekiem.) Może i boty. Ale nawet gdy je odliczyć, pozostaje całkiem spora grupa ludzi, dostających piany na ustach, gdy napisze się coś krytycznego o ich ukochanym przywódcy. Zaznaczam: krytycznego, nie chamskiego czy wulgarnego. Najczęściej reakcje są całkowicie bezrefleksyjne, jak u psa Pawłowa. Zwykle piszący zakładają, że skoro ktoś pisze źle o panu Tusku, to musi uwielbiać PiS i pana Kaczyńskiego. Stąd nieraz mocno się ubawiłem, czytając o sobie, że jestem „podnóżkiem PiS” czy „pisowskim pismakiem”. Lecz niezależnie od tego, że może to być zabawne, jest to zarazem zatrważające, bo pokazuje, jak dramatycznie niski jest poziom wiedzy o życiu publicznym u osób teoretycznie jakoś ponadprzeciętnie zainteresowanych polityką, a najwyraźniej niemających pojęcia, do kogo piszą.
I tu kolejna ciekawostka, aczkolwiek jest to tylko moje subiektywne spostrzeżenie: zmniejszyła się skala reakcji na podobne uwagi dotyczące pana Kaczyńskiego – co może oznaczać, o ile mam rację, że po prostu sam pan prezes budzi coraz mniejsze emocje i faktycznie odchodzi już na drugi plan.
Wielkie poruszenie wśród fanatyków Koalicji Obywatelskiej wywołał mój krótki komentarz do wpisu pana premiera, na którym pokazał wnętrze jakiejś knajpki z sobą i wnusiami w kadrze, pisząc: „Kwietniowa śnieżyca? Wiadomo. Najlepiej przeczekać ją w przytulnym warszawskim bistro”. „I cyk, tym razem wrzucamy wnusie. Jutro będzie zły PiS” – napisałem.
Duża część aktywności pana premiera w jego mediach społecznościowych to te dwa wątki: zły PiS (w różnych wariantach), który pojawia się częściej, oraz dobre wnusie (rzadziej). Co ciekawe, wnusie pojawiają się zwykle właśnie jedynie z dziadusiem, zupełnie jakby były wychowywane tylko przez niego. Wnusie nie mają rodziców ani nawet babci. Tylko słodki dziadzio Tusk i one. Zagadkowe.
Oczywiście pan premier nie jest jedyną osobą, która lansuje się na dzieciach. Podobnie robił pan Mateusz Morawiecki, aczkolwiek wielokrotnie rzadziej niż obecny szef rządu. W obu przypadkach nie sposób uznać, że była to – jak twierdzą teraz fani pana Tuska w odniesieniu do jego wpisów – jego prywatna aktywność na prywatnym koncie. Konto pana premiera (także byłego) na X jest bowiem oznaczone znaczkiem w stalowym kolorze, co oznacza oficjalne konto osoby pełniącej funkcję publiczną.
Nie wiem, co mnie tutaj bardziej razi: czy uporczywe promowanie za pomocą dzieci „ludzkiej twarzy” polityka, mającego powszechną, acz szeptaną opinię psychopaty (inna sprawa, że w tej profesji psychopatów w sensie czysto medycznym znalazłoby się akurat zapewne wyjątkowo dużo, we wszystkich obozach); czy kontrast pomiędzy tym, o czym w danym momencie należałoby poinformować opinię publiczną, a tym, co pokazuje w swoich społecznościówkach pan Tusk; czy może wreszcie reakcja publiczności. Po zastanowieniu wybieram tę ostatnią kwestię. Rozumiem bowiem w jakimś sensie sytuację polityka, który nie za bardzo ma co pokazać, a jego wizerunek jest jednak słaby – w styczniowym rankingu zaufania do polityków ufało mu zdecydowanie 18,4%, a raczej ufało 19,9% (a zatem łącznie 38,3%), raczej nie ufało 7%, a zdecydowanie nie ufało aż 49,3% (w sumie 56,3%). Pan Tusk już od dawna nie jest postrzegany jako ktoś autentyczny i godny zaufania. Jasne jest również, że jeśli nie ma się za wiele do pokazania w kwestii realnych osiągnięć albo chce się uniknąć tematów drażliwych, to zaprezentowanie się z wnusiami jest idealnym przerywnikiem.
Kiedyś miało to większy sens: pan Tusk celowo kontrastował się ze starym, bezdzietnym kawalerem Jarosławem Kaczyńskim – i faktycznie, kontrast ten wypadał dla prezesa PiS pod tym względem niekorzystnie. Dzisiaj jednak wygląda to na wojnę z cieniem albo wyważanie otwartych drzwi. Pan Kaczyński coraz bardziej i wyraźniej odchodzi na margines. Można nawet zakładać, że w wyborach w 2027 r. nie będzie już pilotował PiS. Donald Tusk lansuje się zatem z wnusiami niejako z rozpędu, przynajmniej jeśli idzie o tworzenie kontrastu ze swoim odwiecznym wrogiem Jarosławem.
W tym wszystkim jednak zdecydowanie najsmutniejsza jest wiara wielu fanów Koalicji Obywatelskiej, że fotki z wnusiami pojawiają się na X czy Instagramie pana premiera ot, tak, z potrzeby jego szlachetnego dziadziusiowego serca. Że to naprawdę był impuls w trakcie weekendowego wyjścia do knajpki. Że pan Tusk nie był otoczony funkcjonariuszami Służby Ochrony Państwa, że po prostu szedł sobie z wnusiami ulicą, wstąpił do restauracji, zamówił pizzę, a potem dał kelnerowi telefon, żeby ten cyknął im zdjęcie, bo nagle ścisnęło mu się serce i pomyślał: „Muszę pokazać tym kilku osobom, które mnie obserwują, jak lubię być dziadziusiem”. I oczywiście przy tych fotkach nie gmerał żaden Tuskowy piarowiec.
Takie podejście jest absurdalne dla każdego, kto ma jakiekolwiek pojęcie o polityce, ale naprawdę są ludzie, którzy tak właśnie politykę postrzegają. Oczywiście nie tylko wśród fanów pana Tuska. To ci sami, którzy otwarcie mówią, że politykom „wierzą” – co jest chyba najbardziej lekkomyślnym stwierdzeniem, jakie można wygłosić. Wyznawcy.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka