Jerzy Owsiak przypomina cesarza Nerona, domorosłego aktora, śpiewaka i poetę, wiecznie niesytego hołdów i chorobliwie przewrażliwionego na własnym punkcie. Wszelka krytyka cesarza mogła się zakończyć nakazem samobójstwa. Krytyka Owsiaka może nas dzisiaj zawieść do celi.
Nigdy nie miałem o panu Owsiaku wysokiego mniemania. Przyglądając mu się od lat, zawsze identyfikowałem go jako chorobliwego egotyka, przeczulonego na własnym punkcie, domagającego się uwagi, kapryśnego, chimerycznego wręcz, a przede wszystkim całkowicie niezdolnego do znoszenia krytyki czy nawet ataków, nawet i niesprawiedliwych, jakie zawsze są udziałem osób publicznych. Pomijam tu inne jego cechy, jak choćby wyjątkowo przeze mnie niecierpiany knajacki język, którego pan Owsiak zwykł używać.
Tym razem jednak mogę napisać całkiem wprost i bez wahania: panem Owsiakiem głęboko gardzę. Opisana w szczegółach przez Wirtualną Polskę historia – symboliczna, dodajmy, bo jak się okazuje niejedyna, było takich więcej – 66-letniej pani Izabeli Majewskiej z Torunia pokazuje, jak do cna zepsutym człowiekiem jest klaun w czerwonych brylach. I jak obecna ekipa rządząca zrobiła z policji i prokuratury jego chłopców na posyłki.
Nie będę tej opowieści streszczał – polecam przeczytać artykuł Patryka Słowika i Pawła Figurskiego, wyczerpujący i rzetelny. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka detali sprawy, przypominając także te, które już wcześniej były znane.
Przede wszystkim treść wpisu, który stał się powodem prześladowania – używam tego słowa bez żadnej przesady – starszej kobiety („giń człeku i to jak najszybciej dość okradania dość twego dorabiania się z naiwności Polaków twoje wille za granicą, twoja willa w Polsce twoje dzieci uczą się za granicą i pensje twoje i twojej żony dość rozlicz się i zmień okulary bo takie noszą LGBT”) nijak nie wypełnia znamion art. 190 kodeksu karnego (groźba bezprawna). Z prawnego punktu widzenia sprawa jest zwyczajnie nie do obrony, co w tekście WP przyznaje nawet mocno sprzyjający obecnej władzy prawnik z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Szymon Tarapata (przyznam, że znając jego poglądy – w tym daleko idącą zgodę na ograniczanie wolności słowa, sam byłem zaskoczony, w jak stanowczy sposób wypowiedział się w tym przypadku).
Mało tego – jak się okazuje, w sprawie nie przesłuchano pokrzywdzonego, choć jest to absolutnie warunkiem uznania, że doszło do opisanego w art. 190 przestępstwa (sam pokrzywdzony musi wykazać, że faktycznie poczuł się zagrożony, a dodatkowo prokurator powinien uznać, że te wyjaśnienia są wiarygodne i przekonujące; tego nie da się zrobić przez pełnomocnika).
Po drugie – co jest wstrząsające, bo pokazuje, jak rząd ustawił się w pozycji usługowej wobec kapryśnego celebryty – okazuje się, że policja najpewniej sama z własnej inicjatywy wyszukiwała wpisy krytyczne wobec pana Owsiaka, które można było podciągnąć pod któryś z artykułów kodeksu karnego, i informowała o nich jego otoczenie. To jest absolutny skandal, za który bezwzględnie osoby odpowiedzialne powinny ponieść karę. Pan minister Siemoniak i pan komendant główny Boroń zrobili z policyjnego Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości chłopaczków na posyłki św. Jurasa. W żadnym wypadku nie jest zadaniem policji wychwytywanie w sieci wpisów, które ktoś może uznać za godne złożenia prywatnego wniosku o ściganie.
Przypominam, że w takich sprawach wszystko zostawia swój ślad w dokumentach i cyfrowych zapisach. Da się dojść do tego, kto wykonywał takie polecenie oraz kto przekazywał informacje sztabowi pana Owsiaka. I mam nadzieję – zapewne jak zwykle płonną, ale kto wie? – że za jakiś czas tych lokajów klauna od WOŚP uda się zidentyfikować i odpowiedzą za naruszenie prawa. Odpowiedzialność polityczna i kierownicza spada zaś na wspomniane przeze mnie dwie osoby.
Ale trzeba też przypomnieć, że każdy funkcjonariusz ma nie tylko prawo, ale nawet obowiązek odmówić wykonania polecenia i rozkazu niezgodnego z prawem, w przeciwnym wypadku zaś może odpowiadać karnie. W tym wypadku szeregowi funkcjonariusze ewidentnie o tym nie pamiętali.
To jednak, co wydarzyło się na poziomie CBZC to nic w porównaniu z gorliwością, z jaką starszą panią zatrzymywali policjanci z Torunia – i to w jakim składzie! Pierwszy zastępca komendanta miejskiego policji w Toruniu nadkomisarz Arkadiusz Górecki, naczelnik wydziału kryminalnego KMP w Toruniu aspirant sztabowy Cezary Więcławski i funkcjonariusz wydziału kryminalnego. Wszak niecodziennie zatrzymuje się osobę zagrażającą żyjącemu świętemu.
To, że wyższa kadra dowódcza polskiej policji ochoczo wchodzi w tyłek każdej władzy – nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem. Dokładnie to samo zjawisko obserwowaliśmy podczas pandemii, gdy milicja – tak jednak trzeba pisać – równie ochoczo wykonywała sprzeczne z prawem rozkazy wtedy rządzących, a poszczególni komendanci prześcigali się wprost we włazidupstwie. To jest niestety miara głębokiej patologii tej służby, która powinna zostać gruntownie zreformowana i wreszcie oderwana od wypełniania politycznych zapotrzebowań. Ale to temat na inną dyskusję.
Jednak naprawdę dramatem jest, w jaki sposób wpływa to na sposób widzenia swojej roli i relacji z obywatelami przez zwykłych funkcjonariuszy. Z dobiegających z wnętrza policji sygnałów można wnioskować, że już od dawna trwa proces intensywnej, negatywnej selekcji: pozostają w służbie bezwolne trepy, którym po prostu imponuje posiadana władza i które wypełnią każdy, nawet ewidentnie sprzeczne z prawem rozkaz; ludzie, którzy szanują siebie samych i obywateli, którym mają służyć – odchodzą, gdy tylko nadarzy się okazja; najgorzej mają ci coraz mniej liczni uczciwi i z etosem, którzy z różnych powodów – idealistycznych bądź życiowych – odejść nie mogą albo nie chcą i zmuszeni są świecić oczami za to, co milicja wyprawia. Tym najszczerzej współczuję.
Po trzecie – i to jest tu najważniejsze – pan Owsiak nie był tu nieświadomym uczestnikiem sprawy, któremu ktoś zrobił niedźwiedzią przysługę (jak to było w grudniu 2005 r. z prezydentem Lechem Kaczyńskim, gdy zdesperowani i bezsilni policjanci na dworcu Warszawa Centralna postanowili dworcowego kloszarda Huberta H. ukarać za obrazę głowy państwa, a wkrótce potem „Gazeta Wyborcza” zrobiła z zapitego menela bohatera „obywatelskiego oporu”). Ba, pan Owsiak nie był nawet choćby biernym obserwatorem. Pan Owsiak – poprzez swojego pełnomocnika – był absolutnie czynnym uczestnikiem tej farsy, która mogła się przecież skończyć nawet śmiercią schorowanej kobiety. Jego ludzie lub on sam przyjęli usłużnie podaną informację o straszliwej „groźbie”, powstało w tej sprawie oświadczenie „pokrzywdzonego”, które następnie dostarczył funkcjonariuszom jego pełnomocnik.
Zatem egotyk i napawający się swoją świetnością celebryta uznał, że zrobi sobie kosztem 66-letniej emerytki pokazówkę pod tytułem „Nie będziesz sobie kpił ze św. Jurasa, bo przyjdą po ciebie o 6 rano”. Trudno o większy pokaz najwstrętniejszej wersji cynizmu.
Ta sprawa jest jednak w tym sensie przełomowa, jeśli idzie o postrzeganie pana Owsiaka, a tym samym również inicjatyw, którym przewodzi, że pokazuje najgłębsze zepsucie tego człowieka. Pokazuje, do jakiego stopnia nie jest w stanie zmierzyć się z niechęcią, która jest naturalną częścią bycia osobą publiczną. Pokazuje jego histeryczną naturę i potrzebę hołdów.
W jakimś sensie – choć doniosłość historyczna obu postaci, jakkolwiek w negatywnym sensie, jest nieporównywalna – przypomina pan Owsiak cesarza Nerona, niespełnionego poetę, aktora, śpiewaka, który zawsze niesyty był hołdów, a najdrobniejszy głos krytyki choćby ze strony przedstawiciela najlepiej usytuowanego patrycjatu oznaczał w najlepszym razie wygnanie, a w najgorszym – cesarski libellus z nakazem popełnienia samobójstwa. I tak jak było w przypadku Nerona – pan Owsiak również wzbudza coraz większe zażenowanie, niesmak i odrazę, po cichu zapewne nawet u części swoich obowiązkowych pochlebców.
Jak to się dla Nerona skończyło – wiadomo. Znalazł się ostatecznie w skrajnym osamotnieniu i zapewne zostałby zamordowany, gdyby nie popełnił samobójstwa. Ale nawet w tym momencie pycha go nie opuściła, wołał bowiem: Qualis artifex pereo! – „Jakiż artysta ginie wraz ze mną!”. Pan Owsiak jest w siebie nie mniej zapatrzony.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo