Sympatycy pana Brauna chcą polityki bez kompromisów. Tyle że takiej realnej polityki nie ma. Bezkompromisowość pana Brauna to w istocie polityczny performans, skazujący jego wykonawcę na wieczną marginalizację. Tymczasem w polityce chodzi o realny wpływ na rzeczywistość.
Zatem to już oficjalne: pan Grzegorz Braun startuje w wyborach prezydenckich w tym roku i tym samym wylatuje z Konfederacji, która swojego kandydata już ma: Sławomira Mentzena. Bardzo interesujące są w tej sytuacji reakcje fanów pana Brauna w mediach społecznościowych, ale o tym dalej. Najpierw o tym, jaki to może mieć wpływ na kampanię.
Najpierw trzeba poczynić zastrzeżenie, że lista kandydatów nie jest zamknięta również po pojawieniu się na niej pana Brauna, a kolejne kandydatury, o których mówi się ciszej lub głośniej, mogą jeszcze zmienić sytuację.
Natomiast gdy idzie o wejście pana Brauna do wyścigu, zagrozi to panu Mentzenowi w stopniu bardzo umiarkowanym bezpośrednio. Jakkolwiek faktem jest, że Korona ma również w swoim programie wolny rynek, to w powszechnym odbiorze wydaje się to mieć znaczenie nawet nie drugo-, ale nawet trzeciorzędne. Potencjalni wyborcy nie oczekują od pana Brauna akcentów wolnorynkowych – co z kolei jest mocno podkreślane w programie pana Mentzena. Co więcej, obserwując sieć – trudno tutaj o miarodajne badania, takich bowiem nie robiła nawet na własny użytek Konfederacja – można założyć, że znaczna część braunistów i tak nie miała zamiaru głosować na pana Mentzena. Zatem bezpośrednio rozłamowiec z Konfederacji może jej kandydatowi odebrać może 1 punkt procentowy poparcia. I to najwyżej.
Być może natomiast odbierze kilka punktów panu Karolowi Nawrockiemu, jako że tutaj część wspólna wyborców może być większa.
Co innego wpływ niebezpośredni na poparcie dla kandydata Konfederacji – a taki niewątpliwie będzie. Wygląda to po prostu niedobrze, jeśli na cztery miesiące przed wyborami i u progu kampanii wyborczej z partii wypada jeden z jej członów. Dla wyborców mniej zaangażowanych – a takich bez wątpienia Konfederacja ma dzisiaj wielu, co widać po wynikach sondażowych samego ugrupowania i jego kandydata – może to być sygnał do przerzucenia głosów albo na kandydata PiS od razu w I turze, albo na jakąś alternatywę. Wątpliwe, aby wiele osób uznało za taką pana Marka Jakubiaka, ale jeśli do wyścigu wejdą panowie Krzysztof Stanowski (lub ktoś z jego poparciem) oraz Artur Bartoszewicz, mogą przejąć część głosów kandydata Konfederacji.
Ten niebezpośredni efekt jest trudny do przewidzenia. Na zasadzie czystej intuicji stawiałbym, że może on – przynajmniej w pierwszej fazie, bo zależy jeszcze, jak potoczy się kampania – zredukować poparcie dla pana Mentzena w sumie do ok. 10 proc.
Pamiętajmy jednak, że – wbrew całkowicie oderwanym od rzeczywistości rozważaniom braunistów – Korona jest partią kanapową. Nie ma struktur, a po rozłamie nie będzie też mieć pieniędzy na kampanię. Tymczasem pan Mentzen od wielu tygodni objeżdża Polskę. Zaś w kampanii prezydenckiej bezpośredni kontakt z wyborcami ma ogromne znaczenie – dowiódł tego w 2015 r. pan Andrzej Duda.
Być może ciekawszy od tych taktycznych względów jest spór ideowy czy może wręcz o istotę polityki, jaki widać od kilkudziesięciu godzin na X oraz w innych sferach internetu. Gdyby relacjonować sytuację z punktu widzenia braunistów, należałoby uznać, że Konfederacja zaprzedała się układowi, zdradziła swoje ideały, rządzi nią całą z tylnego siedzenia złowrogi Przemysław Wipler (wszechmocny niemal tak jak Władimir Putin) i właściwie zrobił z niej już przybudówkę globalistów, podnóżek pana Morawieckiego i narzędzie Marka Zuckerberga (choć ten ostatni stał się ostatnio entuzjastą Donalda Trumpa).
Wśród braunistów szerzą się opinie całkowicie absurdalne, czyniące z pana Grzegorza Brauna wyłączny rdzeń ideowy Konfederacji. Niektórzy twierdzą na przykład, że był on jedyną osobą, protestującą przeciwko restrykcjom covidowym, co jest oczywistą nieprawdą. Wszyscy ówcześni posłowie Konfederacji podejmowali działania przeciwko covidowemu bezprawiu – pan Braun oczywiście także. Również ci, którzy dzisiaj już w tej partii nie są – na przykład pan Artur Dziambor, ideowo bardzo daleki od pana Brauna. Odmowa noszenia maseczki w Sejmie, za którą pan Braun zapłacił odebraniem mu uposażenia, była natomiast bardzo charakterystyczna dla jego postawy w ogóle: ściągnęła na niego uwagę, była precyzyjnie wyreżyserowanym teatrem, ale nie miała najmniejszego wpływu na cokolwiek. Znacznie większy miały mozolne interwencje poselskie wszystkich posłów Konfederacji.
Zwolennicy pana Brauna wydają się zafascynowani wizją polityki jako performansu w obronie bezkompromisowości i takiej właśnie bezkompromisowości się domagają. Problem w tym, że nie na tym polega realna polityka. Jeden z braunistów napisał mi z pasją, że jeśli Konfederacja dojdzie kiedyś do władzy, to może zmieni przecinek w ustawie o VAT, a tymczasem pan Braun oferuje czystość ideową. To klasyka pięknoduchostwa. Ten „przecinek w ustawie o VAT” dla ogromnej liczby przedsiębiorców może oznaczać przetrwanie lub nie. Teatrzyk pana Brauna – czy to w jego odsłonie antyizraelskiej czy antyunijnej – nic tym przedsiębiorcom natomiast nie da. Swoją zerową skuteczność pan Braun pokazuje już w Parlamencie Europejskim, gdzie chwalebnie i ideowo trwa jako europoseł niezależny, poza grupami parlamentarnymi, nie mając kompletnie żadnego wpływu na nic. Tymczasem w PE to od członkostwa w grupie zależy, jakie dostaje się do prowadzenia projekty aktów prawnych, w jakich komisjach się zasiada, ile ma się czasu na wystąpienia, a w rezultacie – co realnie można dla swoich wyborców zdziałać. Pan Braun może tylko gadać, a i to w ograniczonym zakresie.
Rozumiem nawet tęsknotę części wyborców za ideową czystością. Ona jest poniekąd naturalna i trudno się jej dziwić. Rzecz w tym, że jest też całkowicie odklejona od rzeczywistości. Można oczywiście głosować na partię czy kandydatów nieidących na jakiekolwiek kompromisy – to prawo każdego wyborcy. Tyle że tacy kandydaci czy partie nigdy też na nic nie będą mieli wpływu, bo polityka, czy nam się to podoba czy nie, musi opierać się na kompromisach. Oczywiście ważne jest – i jest to naprawdę fundamentalne zastrzeżenie – żeby zachować tutaj równowagę. Wejście w koalicję czy sojusz nie może oznaczać całkowitego zatracenia ideowości i utraty kursu z oczu. Ale nie ma tu żadnej sztywnej granicy. Sztuka polega na tym, żeby dobrze dobrać proporcje pragmatyzmu i ideowości, uwzględniając także oczekiwania własnego elektoratu. I owszem – zdarzają się momenty, gdy ważniejsze jest, aby od stołu odejść niż przy nim pozostawać na siłę, akceptując całkowite rozmydlenie własnej linii programowej. Czy Konfederacja, o ile w przyszłości dojdzie do władzy, będzie to potrafiła? Nie wiadomo. Ale to normalny i pożądany test dla każdego ugrupowania. Ci, którzy zdecydowali się go z premedytacją nie zdawać nigdy, idą po prostu na łatwiznę.
Jakie są oczekiwania kościółka pana Brauna? Zero kompromisów – a więc także nigdy żadnego realnego wpływu na rzeczywistość. Takich wyborców Konfederacja nie potrzebuje, o ile chce być siłą faktycznie popychającą Polskę w lepszym kierunku.
Warto też zadać sobie pytanie o to, kto wśród trzech dotychczasowych liderów jest najbardziej propaństwowo nastawiony. Ja nie mam wątpliwości, że z pewnością nie pan Braun, który zagrał na siebie. To radykalny kontrast z postawą pana Krzysztofa Bosaka, który zrezygnował w tych wyborach z własnych ambicji – mając w dodatku szanse na najwyższy wynik – aby zapobiec rozpadowi ugrupowania. To zasługuje na szacunek.
Niektórzy brauniści wskazują przykład AfD jako formacji, która wytrwała w ideowości i dzięki temu odniosła sukces. Takie opinie świadczą jednak o całkowitej nieznajomości niemieckich realiów politycznych. Po pierwsze – AfD w Niemczech otoczona jest od lat szczelnym kordonem sanitarnym, który izoluje ją na razie od możliwości wejścia w jakiekolwiek sojusze – choć pęka w niektórych krajach związkowych czy samorządach i tam AfD staje się „systemowa”. Sytuacja Konfederacji w Polsce jest zupełnie inna.
Po drugie – nie jest oczywiście prawdą, że AfD trwa na pozycjach nieprzejednanej bezkompromisowości. AfD mocno swój wizerunek zmieniła, łagodząc niektóre radykalne przesłania, i właśnie to zapewniło jej trwający od paru lat renesans i dało obecne 18-20 proc. średniego poparcia.
Podobne, moim zdaniem, będą konsekwencje pożegnania pana Brauna. Atrakcyjny dla skrajnie nastawionych wyborców, był kompletnie niestrawny dla centroprawicowego elektoratu – a o niego będzie się toczył bój między Konfederacją a PiS (niezależnie od tego, że PiS na prawicę jedynie pozuje, ale nią nie jest). Lukę dla części wyborców Konfederacji wypełni łatwo Ruch Narodowy, zaś ci, którzy za panem Braunem odejdą – a nie będzie ich wielu – stworzą pozostający zawsze na marginesie kościółek na poziomie 1,5-2 proc. elektoratu.
Zatem – krzyżyk na drogę. Szczęść Boże.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka