Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
8588
BLOG

ORMO 2.0 w akcji

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Internet Obserwuj temat Obserwuj notkę 92
Samozwańczy neo-ORMO-wcy nie tylko niczego nie naprawiają ani w niczym nie pomagają. Jest dokładnie przeciwnie: niszczą naturalne i dobrze działające mechanizmy funkcjonowania społeczeństwa w przeregulowanym państwie.

Kto jeszcze pamięta ORMO-wców? Byli to obywatele Polski Ludowej, którzy czuli się w obowiązku pomagać władzy ludowej w utrzmywaniu porządku. W niektórych sytuacjach, jak w roku 1968, brali w dłonie pały, żeby zagonić studentów do nauki, a syjonistów do Syjamu. Jednak niektórzy z nich w okresach bez politycznych wstrząsów, po odpowiednim przeszkoleniu, pełnili funkcję społecznych inspektorów ruchu drogowego w ramach Brygad Ruchu Drogowego. Ci szczęśliwcy, o ile posiadali samochód, mogli w nim wozić nawet milicyjny lizak.

Do dzisiaj nikt chyba nie zajął się psychologiczną stroną przynależności do ORMO – co kierowało ludźmi, którzy koniecznie chcieli wysługiwać się władzy ludowej, choćby i bez wstępowania w szeregi Milicji Obywatelskiej? Inna sprawa, że zapewne w większości przypadków nie były to skomplikowane motywacje. Poza zestawem zachęt, wynikających bezpośrednio z autorytarnego systemu, czyli tak zwanych dojść, dostępu do lepszych towarów czy innego rodzaju premii ze strony władzy dla osób czynnie ją wspierających, było to co zawsze w podobnych razach: potrzeba posiadania choćby namiastki władzy, rządzenia innymi, a wreszcie – opowiedzenia się po stronie specyficznie pojmowanego porządku i ładu. Ten aspekt komuniści podkreślali zresztą zawsze w wątpliwych dla siebie sytuacjach. Wybijał go szczególnie mocno jako uzasadnienie wprowadzenia stanu wojennego gen. Wojciech Jaruzelski.

Ochotnicze Rezerwy Milicji Obywatelskiej zostały rozwiązane jeszcze w 1989 r. Stawiam jednak tezę, że gdyby ktoś wpadł na pomysł, żeby podobną formację dzisiaj odtworzyć, nie narzekałby na brak chętnych. Mamy nawet już ORMO-wców samorzutnych z Brygad Ruchu Drogowego: to aktywiszcza, które z kamerą w dłoni urządzają polowania na kierowców, po czym rezultaty swoich z nimi utarczek umieszczają na YouTube, żeby na tym zarabiać. Na ogół chodzi tutaj o niezgodne z prawem parkowanie, co jest materiałem najłatwiejszym do stworzenia wobec skrajnie antysamochodowej polityki dużych miast, gdzie o miejsce do zaparkowania coraz trudniej. Ja natomiast trafiłem ostatnio na film na kanale aktywiszcza (nie będę tego neoORMO-wca popularyzował, stąd nie podaję tytułu kanału), który zajął się w nim kierowcami jadącymi po chodniku. Rzecz dzieje się na niewielkim placyku przy ul. Filipiny Płaskowckiej na warszawskim Ursynowie, naprzeciwko wylotu ul. Franciszka Marii Lanciego. Mowa o niedużym wysfaltowanym miejscu, gdzie da się ustawić makismum może dziesięć samochodów prostopadle do ściany niewielkiego pawilonu handlowego. Tak się składa, że na te miejsca nie da się wjechać bez przecięcia chodnika, a jeśli mowa o bardziej skrajnych spośród nich – bez przejechania po nim najwyżej kilkunastu metrów. Ten ciąg ulicy Płaskowickiej, trzeba dodać, nie jest arterią pieszych, ich ruch jest tam znikomy.

Oto jak na swoim kanale przedstawia się neo-ORMO-wiec:

„Bezkarność wśród łamiących przepisy oraz społeczne przyzwolenie dla pewnych zachowań prowadzi do zuchwałości kierowców. Wsiadając do samochodu, zyskują pewność, że nie muszą liczyć się z kimkolwiek, a wszystkie niedomagania mogą wytłumaczyć brakiem wiedzy, tymczasowością i niedostrzeganiem znaków. Posiadanie prawa jazdy i istnienie Prawa o Ruchu Drogowym nie zobowiązuje do niczego. To wymyślone ograniczenia, które służą do prześladowania kierowców i godzą w świętą przepustowość. Na tym kanale chcę pokazać, że są na świecie piesi, pasażerowie komunikacji miejskiej, osoby z niepełnosprawnością i inne grupy ludzi, które chcą wygodnie korzystać z tworzonej dla nich infrastruktury. Kierowcy nieszanujący innych uczestników ruchu są filmowani na własne życzenie w miejscach, w których nie powinno ich być”.

Znajdziemy tu hasła klucze, które natychmiast identyfikują aktywiszcze jako jednego z członków antysamochodowej sekty. To przede wszystkim użycie określenia „święta przepustowość”.

Neo-ORMO-wiec działa zawsze w ten sam sposób: gdy kierowca chce z miejsca wyjechać lub na nie wjechać, staje na chodniku tak, żeby ten nie mógł się ruszyć. I stwierdza, że ma prawo tam stać. To ważne, bo w ten sposób aktywiszcze nie realizuje żadnej zwykłej potrzeby. Nie jest pieszym, który dokądś zmierza. Jego celem nie jest normalne skorzystanie z chodnika. Jest nim złośliwe utrudnienie życia innym ludziom i zarobienie na tym.

Oczywiście – jazda wzdłuż chodnika (trzeba podkreślić: wzdłuż, nie w poprzek) jest w kodeksie drogowym zabroniona. Problem w tym, że kodeks drogowy zawiera całe mnóstwo przepisów, które sztywno egzekwowane w polskich realiach sprawiłyby, że po drogach w zasadzie nie dałoby się poruszać. Myślę tu nie tylko o kierowcach, ale o wszystkich ich użytkownikach. Jest jeszcze coś takiego jak zdrowy rozsądek. Oczywiste jest, że chodnik jest miejscem pieszych i należy unikać jazdy po nim jak tylko się da. Bywa jednak, że taki manewr, wykonany z należytą ostrożnością i na bardzo ograniczonym dystansie, nikomu nie wadzi, dla nikogo nie jest zagrożeniem, a może ułatwić życie. Chyba że napatoczymy się na neo-ORMO-wca, któremu w ogóle przeszkadzają samochody.

W państwie tak przeregulowanym jak Polska, gdzie zarazem infrastruktura do tych regulacji ma się nijak (przykład: obowiązujący od nowego roku nakaz przekazywania starych ubrań do PSZOK, podczas gdy ponad 300 gmin w Polsce według danych z 2022 r. PSZOK nie posiada, o innych absurdalnych aspektach tego przepisu nie mówiąc), nad przepisami powinien brać górę zdrowy rozsądek i wzajemny szacunek. To naturalne „smarowidła” społeczne. Z tego punktu widzenia aktywiszcza takie jak wspomniany jegomość nie tylko w niczym nie pomagają ani niczego nie cywilizują. Jest dokładnie przeciwnie: pełnią rolę antyspołeczną i zaburzają naturalne społeczne relacje. Są w tym bardzo podobni do swoich pierwowzorów z czasów Peerelu. Tak jak tamci, i oni będą przekonywać, że przepisy i ich przestrzeganie co do przecinka są wartością samą w sobie. A jest to nieprawda: przepisy nigdy nie są wartością samą w sobie. Są nią tylko o ile przyczyniają się do dobrego funkcjonowania społeczeństwa. Gdy zaś jest ich zbyt wiele, są sztywne, absurdalne – stają się problemem i bezwzględnie przestrzegane nie pomagają, ale szkodzą.

Pomijając już fakt, że działalność noe-ORMO-wców jest formą złośliwego donosicielstwa i zaspokojenia jakichś ich kompleksów, ważniejsze jest to, że takie osoby sypią piasek w tryby tam, gdzie relacje społeczne układają się wbrew przepisom, ale bez konfliktów. Na wspomnianym parkingu żadnych konfliktów również nie było – póki nie zjawił się tam neo-ORMO-wiec. Tu oczywiście nie chodzi o to, żeby ktokolwiek był bezpieczniejszy. Nikt aktywiszcza o interwencję nie prosił.

Nie miejmy też złudzeń – gdy wyczerpie się paliwo w postaci nękania kierowców, chociażby z powodu nadmiaru kanałów publikujących identyczne materiały, samozwańczy ORMO-wcy zajmą się czymś innym. Na przykład staną przy śmietniku i będą sprawdzać, czy w wrokach na śmieci nie znalazły się przypadkiem podarte gacie. W końcu planeta płonie.


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj92 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (92)

Inne tematy w dziale Technologie