Na dzisiaj klimatystyczna bandyterka zapowiedziała szczególnie uciążliwe blokady dróg – na piątek po południu, najgorszą porę w mieście. Wobec ostentacyjnej bierności państwa, obywatele mają prawo sięgnąć po samoobronę.
Józefa Ciechanowicza mieszkańcy Włodowa znali doskonale, bo ten zaburzony psychicznie wielokrotny recydywista i agresywny alkoholik terroryzował tę wieś (w której nie mieszkał) niezliczoną liczbę razy. Niejednokrotnie miał przy tym w ręku niebezpieczne narzędzia, takie jak siekiera czy tasak. Sprawy były wielokrotnie zgłaszane na policję.
Ciechanowicz, zwany „Ciechankiem”, pojawił się znowu we Włodowie 1 lipca 2005 r., niedługo po kolejnym pobycie w więzieniu. Był agresywny i pijany. Również tego dnia zajścia z udziałem „Ciechanka” mieszkańcy Włodowa zgłaszali na komisariacie policji w Nowy Mieście – w tym osobiście. Byli odsyłani z kwitkiem.
Wieczorem „Ciechanek” znów się zjawił, tym razem grożąc zamordowaniem dzieci, które bawiły się na jednym z podwórek. I to był ten jeden raz za wiele. Mieszkańcy rzucili się na „Ciechanka”, ten zaczął uciekać. Zaczęto za nim gonić, dopadnięto go w zagajniku, tam pobito na śmierć. Dopiero wówczas policja zaczęła działać – tyle że wobec domniemanych sprawców zbrodni. Trzech braci, głównych sprawców zabójstwa, skazano w 2008 r. na 4 lata pozbawienia wolności, sięgając po nadzwyczajne złagodzenie kary. W grudniu 2009 r. prezydent Lech Kaczyński podpisał wobec nich akt łaski.
Co ma wspólnego sprawa z Włodowa z wyczynem „aktywistki”, pani Marianny Schreiber, która sięgnęła po narzędzie przetestowane przez pana Grzegorza Brauna i wtargnęła do Centrum Aktywizmu Klimatycznego „Gniazdo”, aby rozpylić tam niewielką gaśnicę proszkową? Wbrew pozorom – dużo. Niezależnie od autopromocyjnych motywacji pani Schreiber.
Zastosowanie przez pana prezydenta Kaczyńskiego aktu łaski wobec sprawców zbrodni z Włodowa miało swoje głęboko uzasadnione przyczyny. Głowa państwa po analizie materiałów i relacji uznała, że czyn – choć w świetle prawa naganny i niemożliwy do całkowitego usprawiedliwienia – jest jednak zrozumiały. To śliski etyczny grunt i granice są płynne, ale trzeba pojąć kontekst zbrodni na „Ciechanku”. Mieliśmy tam konkretnego, powracającego uparcie bandytę, który wielokrotnie uprzykrzał życie, terroryzował, groził, nastawał na mieszkańców tej samej miejscowości. Ci mieli prawo się bać, nie tylko o siebie, ale także o swoje dzieci – mężczyzna był nieobliczalny i skrajnie agresywny. Mieliśmy też całkowitą bierność państwa. Ciechanowicz trafiał co prawda na jakiś czas za kraty (za pobicia, groźby, ataki na funkcjonariuszy, pobicia i tak dalej), ale potem wychodził i wracał do Włodowa. Policja z najbliższego komisariatu zwyczajnie nie reagowała na zgłoszenia mieszkańców wsi. Ci czuli się pozostawieni sami sobie.
Okoliczności, w których państwo abdykuje z własnych obowiązków i nie jest w stanie zapewnić praworządnym obywatelom ochrony, uzasadniają sięgnięcie po drastyczne środki. Państwo miało szansę zadziałać – i to wielokrotnie. Nie zrobiło tego. Zadziałali więc obywatele.
Mniej drastycznych mechanizmów tego typu jest wiele. Na podobnej zasadzie funkcjonują w niektórych okolicznościach patrole obywatelskie. Odrzucanie takich poczynań jest łatwe z pozycji nadętego moralizatora, ale niesłuszne. Wbrew pozorom, z punktu widzenia teorii państwa, a nawet tradycji republikańskiej, nie da się tego jednoznacznie potępić. Obywatelska samoobrona ma swoje korzenie w do głębi republikańskiej tradycji pospolitego ruszenia.
Muszą jednak zostać spełnione określone warunki: uporczywość działania szczególnie uciążliwego dla obywateli oraz jego bezprawność; uciążliwość właśnie dla obywateli – w liczbie mnogiej – nie dla jednej osoby, mającej jakieś subiektywne upodobania czy pretensje; obiektywna natura uciążliwości (na przykład niebudzące wątpliwości zagrożenie fizyczne, a nie subiektywna interpretacja czyichś słów czy zachowań albo stwierdzenie „mnie się to nie podoba”); realizacja tego działania przez tę samą osobę czy grupę; brak chęci zaniechania takich działań z jej strony; oraz – to bardzo ważne – państwo musi mieć szansę, i to pojawiającą się wielokrotnie, użycia swoich uprawnień, aby chronić praworządnych obywateli – i z niej nie skorzystać. Wtedy to, co bywa nazywane „wzięciem spraw w swoje ręce”, staje się uzasadnione, o ile skutki są proporcjonalne do czynu. Mówiąc w uproszczeniu – zabicie drobnego złodziejaszka, choćby najbardziej uciążliwego, nie da się usprawiedliwić. Lincz zakończony śmiercią ofiary to absolutnie najdrastyczniejsza z form takiej samoobrony – i bardzo wątpliwa etycznie. Natomiast akurat we Włodowie, wobec natury powtarzającego się zagrożenia, ta najdrastyczniejsza forma staje się zrozumiała.
W przypadku ekscesów klimatystycznej hołoty kaliber winy jest oczywiście mniejszy niż w przypadku Włodowa – na szczęście – ale schemat jest identyczny. Mamy tę samą grupę, która w drastyczny sposób, obiektywnie i wielokrotnie utrudnia funkcjonowanie dużej grupie zwykłych ludzi, łamiąc przy tym prawo (blokady nie są zgłaszane; nie są to legalne protesty). Mało tego – otwarcie zapowiada, że nadal będzie to robić. Mamy też skandaliczną bierność państwa. Policja co prawda blokady dróg likwiduje, ale zawsze po czasie, a co do jej skuteczności można mieć wiele uwag i wątpliwości. W licznych sprawach bowiem policja jest w stanie działać prewencyjnie i wyprzedzająco (w przypadku środowisk kibiców czy protestów rolników), podczas gdy tutaj jest na miejscu zawsze po fakcie. Kary dla sprawców są śmieszne, a jeden z sędziów postanowił ich nawet pochwalić. Jako wisienka na torcie należy odnotować, że lokal, gdzie knują aktywiszcza, jest wynajmowany od miasta po preferencyjnych cenach.
Obywatele mają zatem pełne prawo czuć się w tej sytuacji przez państwo porzuceni i pozostawieni sami sobie. Są to okoliczności, które całkowicie usprawiedliwiają zorganizowanie swego rodzaju „samoobrony”. Można nawet odnieść wrażenie, że państwo wręcz prowokuje do takiego rozwiązania.
Na razie szczęśliwie owa „samoobrona” przybrała formę trollingu: Piotr Czyżewski, reporter telewizji wPolsce24, przykleił się w „Gnieździe” do ściany, a pani Schreiber wpadła do lokalu z gaśnicą (szczęśliwie w innym momencie, a więc pan Czyżewski spryskany nie został). To naprawdę nieszkodliwe działania. Ale już widać, że klimatystyczne aktywiszcza są nimi dotknięte do żywego, zgodnie z doktryną kalizmu-klimatyzmu: kiedy oni blokują ludziom drogę „dla klimatu”, to dobrze, ale kiedy ktoś w reakcji nadymi im gaśnicą w lokalu (miejskim), to źle.
W innych krajach, gdzie klimatyści podjęli podobne działania, państwo zaczęło reagować z należytą surowością. We wrześniu ubiegłego roku jednego z chuliganów z Die Letzte Gerenation berliński sąd skazał na osiem miesięcy pozbawienia wolności bez zawieszenia za blokadę drogi. W kwietniu 2024 r. za spryskanie Bramy Brandenburskiej pomarańczową farbą chuliganów skazano na takie same kary. W lipcu w Londynie zapadły rekordowe wyroki dla bandytów z Just Stop Oil za blokowanie autostrady M25: jeden z bandytów dostał pięć lat, pozostałych czworo – po cztery.
Polacy mają pełne prawo czuć się sfrustrowani postawą polskich służb i sądów. Z tej frustracji pochodzi zrozumiała potrzeba przejścia od biernej uległości wobec grupki szurów do kontrataku. I o ile tylko ten kontratak pozostanie w granicach proporcjonalności, będę go wspierał. Państwo dostało swoją szansę i jej nie wykorzystało. Pora na obywateli.
Obawiam się jednak, że wobec strategii prowokacji, jaką stosuje klimatystyczna bandyterka, sprawy mogą się w końcu wymknąć spod kontroli. Winne będzie przede wszystkim państwo.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo