Entuzjazm lewicy dla Bluesky, tworzącego światopoglądową banieczkę, pokazuje, jak lewica chciałaby ukształtować całą debatę publiczną. Gdyby dostała narzędzia realnej cenzury, wszystkie media wyglądałyby właśnie jak Bluesky, maksymalnie wychylony w lewo.
Wszedłem pierwszy raz na Bluesky.
Wśród pierwszych około 20 wpisów znalazłem między innymi:
Zachwycony (niepolski) wpis o tym, że prawie 300 tys. dziennikarzy, zrzeszonych w Międzynarodowej Federacji Dziennikarskiej, przestanie umieszczać swoje wpisy na X i zacznie na Bluesky. „Świat przemówił!” – grzmi rozentuzjazmowany autor wpisu.
Wpis Ruchu Ośmiu Gwiazd, hejtujący Zbigniewa Ziobrę.
Wpis porównujący w „żartobliwy” sposób sakrament spowiedzi z programem Pegasus, umieszczony przez użytkownika przedstawiającego się jako „Bóg”.
Wpis z obrazkiem zaciśniętej pięści i wezwaniem „Obalamy PiS!”.
Wpis Sekcji Gimnastycznej, wykpiwający kandydaturę Karola Nawrockiego.
Wpis o treści: „Zbychowi święta się popierdoliły. W grudniu Jezus się rodzi, a nie zmartwychwstaje i wychodzi z jaskini. Ciekawe, czy w końcu się nim zajmie prokuratura”.
Wpis Dariusza Jońskiego o treści: „Polakom należy się prawda o kandydacie PiS na Prezydenta! »Wbrew temu co mówił ostatnio w mediach – Karol Nawrocki zna się z Olgierdem L., Grzegorzem H. oraz innymi neonazistami i bardzo brutalnymi przestępcami z Gdańska. Doskonale orientuje się jaka jest ich przeszłość i poglądy«”.
Wpis z memem, na którym tłustemu księdzu w eleganckiej restauracji ręka zza kadru podaje menu, a na obrazku obok ręka chudemu Murzynowi na pustyni podaje „Biblię” – z komentarzem „taka prawda”.
Dalej nie chciało mi się przewijać.
Każdy – dosłownie każdy wpis, dotyczący spraw politycznych czy światopoglądowych, jakim poczęstował mnie Bluesky na przestrzeni owych pierwszych kilkudziesięciu wpisów, należał do lewicowej bańki. Lub wprost do bańki Silnych Zrazem.
To oczywiście nie przypadek – moda na Bluesky, na który ostatnio z X przeniósł się brytyjski „Guardian”, a zaraz po nim „Gazeta Wyborcza”, wynika z tego, że lewica dostała w końcu możliwość zamknięcia się w swojej banieczce, w serwisie przypominającym X (choć pozbawionym wielu jego użytecznych funkcji i znacznie gorzej technicznie zrobionym, a na dodatek tylko częściowo spolszczonym).
Tu dygresja. Bywam czasami gościem Marcina Mellera na Kanale Zero. Najpierw w „Trzecim Śniadaniu”, teraz w „Kolacji Mellera”. Marcin do swoich programów zaprasza ludzi z każdej praktycznie strony spektrum. Nie wiem, czy jest w tej chwili w jakimkolwiek medium program, w którym lista gości byłaby tak obszerna i zataczała tak szerokie światopoglądowe kręgi. A zaznaczyć też trzeba, że gospodarz prowadzi swoje audycje w sposób, można rzec, modelowy. Nie ma tam forsowania własnego punktu widzenia przez prowadzącego, nie ma przerywania i przekrzykiwania. Nie mam tam najmniejszego problemu, żeby usiąść naprzeciwko Jacka Żakowskiego czy Agnieszki Wiśniewskiej i dyskutować z nimi na cywilizowanych zasadach.
Obserwuję reakcje publiki w mediach społecznościowych na informacje o kolejnych wydaniach programu. Komentarze na YouTube są bardzo różne, ale już te na Facebooku, na profilu Marcina, są zwykle bardzo podobne: przedstawiciele lewicowej bańki reagują złością, a czasem nawet agresywnie, gdy tylko wśród zaproszonych pojawiają się publicyści kojarzeni z ogólnie pojmowaną prawą stroną (mnie również to dotyczy). Z drugiej natomiast strony takich uwag w związku z obecnością osób związanych czy to z „Krytyką Polityczną”, czy z „OKO Press” albo „Polityką” właściwie nie ma. Kiedy ostatnio napisałem o tym u Marcina pod jednym z jego wpisów na temat kolejnego odcinka (gdzie wystąpili Joanna Miziołek, Katarzyna Sadło, Rafał Woś i Jakub Majmurek), Marcin przyznał mi rację. Napisał: „No niestety tak jest. I to nie tylko tu. Generalnie prawa strona, jeżeli ma choć jednego dyskutanta w składzie, uznaje, że podstawowe warunki wymiany poglądów są zachowane. Druga strona uważa, że demokratycznie jest wtedy, kiedy nie ma nikogo z prawej strony, przy czym »symetryści« też są niedemokratyczni, a o tym, kto jest »symetrystą« decydują wzmożeni »demokraci« i tam nam się kółeczko domyka”.
Marcin stawia sprawę uczciwie, a przecież naprawdę trudno uznać go za przedstawiciela środowiska konserwatywnego i narodowego. Natomiast na pewno można o nim powiedzieć, że nie należy do hunwejbinów lewicowo-liberalnego plemienia. Właściwie – w ogóle jest nieplemienny. I zapewne to pozwala mu trzeźwo ocenić sytuację.
Otóż Bluesky jest spełnieniem marzenia dużej części lewicy o tym, jak jej zdaniem powinna wyglądać debata publiczna – jeżeli to zrozumiemy, zrozumiemy także, z jak niebezpiecznymi dążeniami i marzeniami mamy do czynienia. Przecież gdyby lewica dostała do ręki narzędzia realnej cenzury – a w Polsce takim narzędziem może być zmiana kodeksu karnego i wprowadzenia do niego kar za „mowę nienawiści” – to właśnie tak urządziłaby debatę publiczną. Miałaby ona wyglądać jak Bluesky, który – jak donoszą kolejne osoby – zawiesza konta po prostu za stwierdzenie, że są tylko dwie płcie.
Wycofujące się z X redakcje czy podmioty, tak jak „GW”, oznajmiają, że X stał się przestrzenią dezinformacji. Tymczasem X pod zarządem Elona Muska poszedł jak na razie najsensowniejszą drogą: dał użytkownikom jak najdalej idącą wolność słowa, a jednocześnie wprowadził notki społeczności, które wielokrotnie już pokazywały, jak próbowały manipulować różne osoby publiczne. Na Bluesky notek społeczności nie ma, więc członkowie lewicowej establishmentu nie muszą się obawiać, że ktoś ich, jak to się dzisiaj mówi, wyjaśni. Nie muszą się też obawiać rozgrzanej cenzury Blueskya, ponieważ jej ostrze wymierzone jest tylko w jednym kierunku – i nie jest to ich kierunek.
Komu się podoba ten kierunek i takie kształtowanie debaty – wpychanie jej w bańki, podszyte marzeniem, aby nasza bańka stała się jedyną dopuszczalną – nie jest trudno zauważyć. To oczywiście te media czy postaci publiczne, które szybciutko przeniosły się na Bluesky. Ale także te, które co prawda pozostały na X, ale natychmiast do swojego przekazu zaczęły wplatać tę drugą platformę, mimo że jest ona znacznie mniej znana i popularna. Tak jak „Rzeczpospolita”, której przekaz w sprawach międzynarodowych w ostatnim czasie stał się skrajnie stronniczy (wystarczy wspomnieć, że o wyborach w USA pisał „informacyjnie” przede wszystkim skrajnie antytrumpowski Jędrzej Bielecki, zaczepiający również wielokrotnie Muska), a która w swoich tekstach zaczęła powoływać się właśnie na Bluesky w kontekście wpisów polskich polityków, mimo że dokładnie to samo pojawia się w tym samym momencie na X.
Nie muszę chyba pisać, że ja nigdzie się nie wybieram i nie przenoszę. X ma mnóstwo wad i faktycznie bywa rzeźnią (no i w wersji premium nie jest tani, ale to moje narzędzie pracy). Ma też jednak dość skuteczne narzędzia filtrowania tych, z którymi nie chce się rozmawiać. A ja wolę rzeźnię, ale taką, gdzie jest wolność słowa i gdzie mam również swoich stałych korespondentów z przeciwnej strony światopoglądowej, niż banieczkę w rodzaju zapomnianej już dzisiaj Albicli, której Bluesky jest globalną wersją o przeciwnym znaku światopoglądowym.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura