PAP
PAP
Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
1255
BLOG

Siedem punktów do wykucia dla szabelkistów

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 64
Szabelkiści wpadli ponownie w ekstazę po decyzji Białego Domu, zezwalającej Ukrainie na użycie systemów ATACMS w głębi terytorium Rosji. Wobec tego przypominam kilka fundamentalnych punktów, których szabelkiści nie rozumieją.

Mam déjà vu z roku 2022. Wówczas również mnóstwo było internetowych bohaterów, nawołujących do tego, żeby „wgnieść Putina w ziemię” nie licząc się z kosztami. Choć autor owych pamiętnych słów, obecnie „niezależny” kandydat na prezydenta, wypowiedział je nieco później. Teraz entuzjazm szabelkistów związany jest z decyzją odchodzącego prezydenta Joego Bidena, aby pozwolić Ukrainie na użycie dostarczanej przez USA broni – w tym rakiet ATACMS – na terytorium Rosji.

Gwoli kontekstu i ścisłości – podobna decyzja została podjęta już w maju w odniesieniu do rakiet systemu HIMARS, z tym że te mają zasięg do ok. 80 km, podczas gdy ATACMS aż do 300 km. Ma to być odpowiedź na użycie przez Rosję wojsk Korei Północnej w obwodzie kurskim. Ze względu na zasięg amunicji, której dotyczy obecna decyzja, trzeba ją widzieć jako przekroczenie kolejnej czerwonej linii.

Pozostaje pytanie, jaką rolę osobiście odegrał w podjęciu tej decyzji sam pan prezydent Biden – i można przypuszczać, że niekoniecznie zasadniczą. Można tę decyzję widzieć jako próbę otoczenia obecnego prezydenta eskalowania wojny przed objęciem urzędu przez Donalda Trumpa do takiego poziomu, który uniemożliwi nowemu prezydentowi USA podjęcie skutecznych działań na rzecz zakończenia walk.


Wobec bezmyślnego entuzjazmu szabelkistów, nie wdając się w szczegółową analizę strategiczną, warto przypomnieć kilka fundamentalnych i ogólnych zasad, rządzących polityką międzynarodową i konfliktami zbrojnymi. Warto je również odnieść do tej konkretnej sytuacji.

I. Stany Zjednoczone nie podejmują swoich decyzji z uwzględnieniem polskiego interesu. Podejmują je z uwzględnieniem interesu amerykańskiego. Dość powszechnym w Polsce złudzeniem jest, że Ameryka, ale również Ukraina, mają interes praktycznie tożsamy z polskim. To złudzenie wynika zapewne również z niezdolności do zdefiniowania naszego własnego interesu inaczej niż poprzez prymitywne slogany typu „Rosja musi przegrać”, „trzeba pokonać Putina” i podobne. Owszem, są punkty, w których interes Polski i USA oraz Polski i Ukrainy jest zbieżny – ale to tylko punkty.

Zatem to, co z punktu widzenia amerykańskich strategów może być możliwym do zaakceptowania kosztem lub ryzykiem, niekoniecznie musi takie być z polskiego punktu widzenia.

II. Fakt, że dotychczas przekroczono kilka czerwonych linii (domniemanych lub wprost sformułowanych przez Moskwę), co nie zaowocowało eskalacją konfliktu poza dotychczasowe ramy, nie oznacza w żaden sposób, że tak skończy się przekroczenie każdej kolejnej czerwonej linii. Ba, z każdą kolejną reakcja eskalacyjna staje się bardziej, nie mniej prawdopodobna, ponieważ przeciwnik jest coraz bardziej przyciśnięty do ściany.

Logika tego argumentu szabelkistów przypomina stwierdzenie: 50 razy bawiłem się odbezpieczonym granatem, więc tym bardziej nic mi się nie stanie za 51. razem. Albo jeszcze lepiej: 50 razy zaczepiłem szkolnego zakapiora na korytarzu i mi nie oddał, więc za 51. razem również nic się nie wydarzy.

III. W interesie Ukrainy od początku leży maksymalne umiędzynarodowienie konfliktu. Dlatego trzeba założyć, że uderzenia wykonywane rakietami ATACMS, jakkolwiek zapewne uzgadniane ze stroną amerykańską, mogą być obliczone na sprowokowanie strony rosyjskiej. Ukraińcy są partnerem niewiarygodnym i ryzykownym, który bez oporów podejmie grę na krawędzi kosztem innych. Taką grę opisywał między innymi New York Times w artykule Adama Entousa i Michaela Schwirtza z lutego tego roku, prezentującym współpracę na przestrzeni lat między wywiadami amerykańskim a ukraińskim.

IV. Oczywistym celem – gdyby Rosja zamierzała faktycznie w odwecie podjąć działania eskalacyjne – jest rzeszowski hub transportowy, będący faktycznie pod zarządem amerykańskim.

(Tu dygresja: będąc dopiero co w Przemyślu, dowiedziałem się, że rzeszowskie lotnisko nie otrzymuje od strony amerykańskiej żadnych pieniędzy w związku z intensywnym użytkowaniem infrastruktury, które sprawia, że niemal świeżo wyremontowany pas jest już do ponownego remontu.)

Taki atak oczywiście nie miałby postaci lądowej inwazji – to w zbyt oczywisty sposób wymuszałoby na NATO działanie. Natomiast bez trudu można sobie wyobrazić dobrze wycelowane uderzenie rakietowe. Nie musi ono nawet dosięgnąć celu. Już sam fakt przeprowadzenia ataku wystarczy do wywołania dramatycznych dla Polski konsekwencji gospodarczych i finansowych. Polska stałaby się w ciągu kilku godzin celem Rosji. To oznaczałoby między innymi paniczną ucieczkę inwestorów, drastyczny spadek wartości złotego, a więc radykalne i gwałtowne zubożenie całego społeczeństwa, prawdopodobne odcięcie obywateli od własnych pieniędzy, przechowywanych w bankach, wprowadzenie co najmniej stanu wyjątkowego, skokowy wzrost cen paliwa i wiele innych dramatycznych konsekwencji. Szabelkiści słabo rozumieją gospodarkę, zatem i takich mechanizmów nie pojmują. Im wciąż wydaje się, że to jakaś gra komputerowa.

W innym wariancie nie byłoby ataku bezpośredniego. Wystarczyłby duży akt sabotażu – miałby podobne efekty.

V. Jeśli ktoś łudzi się, że działania Rosji opisane powyżej wywołałyby zdecydowaną kontrakcję NATO, to nie wie, o czym mówi. Gdyby Rosja zdecydowała się na opisany wyżej rodzaj eskalacji, skalibrowałaby go w taki sposób, żeby wywołać chaos w Polsce, ale jednocześnie nie wymusić na Sojuszu zdecydowanej kontrakcji. Warto od czasu do czasu przypomnieć sobie, jak brzmi artykuł 5. Traktatu Waszyngtońskiego oraz spojrzeć na listę państw NATO, gdzie są i Niemcy, i Turcja, i Węgry. Jeżeli ktoś sobie wyobraża, że po pojedynczym ataku rakietowym na Polskę NATO zgodnie uderzyłoby na cele w Rosji, to żyje w świecie „Bolka i Lolka”, a nie realnej polityki.

VI. W tej wojnie – podobnie zresztą jak w każdej – nie ma opcji zero-jedynkowych. Nie jest tak, że zero-jedynkowa była i jest polska pomoc dla Ukrainy: albo nie pomagamy wcale, albo pomagamy bez żadnych granic i umiaru. Podobnie jest z działaniami w teatrze wojny. Reakcje i działania obu stron są stopniowalne. Wybór sposobu reakcji na pojawienie się Koreańczyków w wojnie, jakiego dokonał Biały Dom, nie był jedynym możliwym. Jeśli wybrano akurat ten, bardzo ryzykowny, to wybrano spośród wielu możliwości.

VII. W podejmowaniu decyzji i w ocenie sytuacji na poziomie państwa nie ma miejsca na brawurę, demonstracje czy ostentacyjną odwagę. Stosowanie przez niektórych kategorii tchórzostwa czy właśnie odwagi w odniesieniu do wojny na Ukrainie jest kompletnym nieporozumieniem. Osoby trzeźwo oceniające sytuację państwa – a w szczególności ci, którzy za nie odpowiadają – mają obowiązek brać pod uwagę najgorsze możliwe warianty rozwoju sytuacji i starać się ich unikać. Gierojem może być każdy na własny, prywatny użytek. Przypominam, że rząd PiS zniósł wymóg uzyskania specjalnej zgody ministra obrony na służbę w ukraińskiej armii (jest to jedyny taki wyjątek), zatem dla wszystkich chętnych na wykazanie się osobistą odwagą droga stoi otworem. Nikt jednak nie ma prawa przykładać takich kategorii do życia i majątku 38 milionów obywateli Polski.


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj64 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (64)

Inne tematy w dziale Polityka