Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
3267
BLOG

"Fala" dzieciofobii

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 46
Łódzkie kąpielisko, ogłaszając dzień bez dzieci i reklamując go plakatem z odstręczającym bachorem, robi rzecz i głupią, i podłą zarazem. Wpisuje się w dzieciofobiczną antykulturę, będąc spółką komunalną - właśnością miasta.

Patrząc na ogłoszenie łódzkiego kąpieliska „Fala” z wielkim hasłem „Fala dla dorosłych” i pod spodem zdjęciem płaczącego dziecka, ujętego w znak zakazu, z podpisem „dzieciom wstęp wzbroniony” – nietrudno odtworzyć sobie marketingowy zamysł tego chwytu. Jest to zamysł i głupi, i podły zarazem, choć nie wiem, czy zrealizowany w pełni świadomie. Być może ludzie odpowiadający w „Fali” za marketing nie są aż tak inteligentni, żeby tego typu przekaz tworzyć z pełną świadomością, czym jest. Może po prostu kopiują tylko gotową kalkę. Nie zmienia to jednak jego skutków i wydźwięku.

Najpierw jednak trzeba przypomnieć dwie podstawowe kwestie.

Pierwsza, bardziej szczegółowa, ale w tej historii bardzo ważna, to ta, że „Fala” nie jest prywatną firmą – sto procent udziałów w spółce ma miasto Łódź, które też odpowiada za obsadę kierownictwa firmy. „Fala” przynosi zysk – w 2023 r. było to 17 mln zł na plusie. Nie zmienia to jednak w niczym jej usytuowania i wynikających z niego obowiązków: spółka komunalna, nawet jeśli zajmuje się rozrywką i ma zarabiać, powinna traktować wszystkich podatników w ten sam sposób (abstrahując oczywiście od takich kwestii jak zróżnicowanie cen biletów w zależności od wieku).

Druga, bardziej generalna sprawa, a mająca tutaj ogromne znaczenie, to sytuacja demograficzna Polski, która jest – mówiąc najkrócej – tragiczna. Niedawno na moim kanale mówił o tym pan Mateusz Łakomy, ekspert do spraw demografii i autor książki „Demografia jest przyszłością”.

Ogłoszenie „Fali” i decyzja o tym, żeby przez cały dzień w weekend, w sobotę 19 października, przyjmować tylko dorosłych – co, mam szczerą nadzieję, odbije się na wizerunku kąpieliska negatywnie, a możliwe, że przy wejściu wybuchną jakieś awantury – ma dwa poziomy. Pierwszy to kwestia dyskryminacji przez miejską spółkę konkretnej grupy mieszkańców miasta. Wiele osób komentujących tę sytuację twierdziło, że dzień bez dzieci mógłby zostać zorganizowany, a problemem jest tylko promująca go grafika. Trudno się z tym zgodzić. Zakaz wstępu jakiejkolwiek grupy mieszkańców miasta na komunalny basen jest nieakceptowalny – właśnie dlatego, że to instytucja miejska, czyli publiczna.

Owszem, można w regulaminie takiego miejsca zabronić wstępu osobom, które łamią określone normy – na przykład są brudne, pijane (nawiasem – podczas dnia zamkniętego dla dzieci ma być serwowany alkohol) lub w inny sposób swoim zachowaniem narażają pozostałych. I dotyczy to również dzieci. Jednak czym innym jest zakaz z góry obejmujący określoną kategorię osób jedynie ze względu na ich wiek.

Radny Marcin Masłowski (niegdyś dziennikarz „Gazety Wyborczej”, z której, jak wiadomo, wyjść można, ale ona z człowieka nie wyjdzie nigdy), pracujący w „Fali”, próbuje tłumaczyć, że skoro kąpielisko organizuje co jakiś czas imprezy dla rodzin z dziećmi albo dla seniorów, to raz może zorganizować dzień dla dorosłych. To oczywiście obłuda: podczas imprez dla rodzin „Fala” nie jest zamknięta ani dla dorosłych, ani dla osób bezdzietnych. Podczas imprez dla seniorów nie są niewpuszczane osoby poniżej 65. roku życia.

Na jakim resentymencie „Fala” postanowiła oprzeć swoją marketingową kampanię w sprawie dnia bez dzieci, pokazuje doskonale plakat. Niezależnie od tego, że dnia bez dzieci na miejskim basenie w ogóle nie powinno być, plakat jest tutaj wisienką na torcie, ponieważ przedstawia dziecko jako rozwrzeszczanego, odrażającego bachora. Celowo oczywiście.

A teraz zróbmy eksperyment i wyobraźmy sobie reakcję oświeconej elity, gdyby „Fala” postanowiła zafundować swoim klientom dzień bez osób LGBT i zilustrowała to plakatem, na którym pokazano by uczestnika parady równości, bez majtek, za to z piórkiem w tyłku. Bo niby czemu nie? Przecież obecność takich osób może komuś przeszkadzać, tak samo, jak może przeszkadzać obecność dzieci.

Jeszcze więcej o intencjach władz spółki niż sam plakat mówią reakcje publiki. Tu ujawnia się wyraźnie jeden z fundamentalnych podziałów na dwie Polski. Ta „nowoczesna”, do której odwołuje się „Fala”, to Polska z fobią antydziecięcą, za to hołubiąca singli, a lekarstwa na problemy demograficzne upatrująca w imigracji – kompletnie bez sensu, ponieważ imigracja nie jest w stanie uzupełnić luki urodzeń, nawet gdyby uznać, że w ogóle masowej imigracji chcemy. To ta Polska, która z obrzydzeniem odwraca się od „pińcetplusów”.

To opis powierzchowny, bo oczywiście ma to swoją głębszą warstwę. Dzieciofobia nie jest ot, zwykłym odruchem. Nie jest nawet zwykłą modą, choć większość dzieciofobów tylko na tym poziomie ją odbiera i podziela. W istocie to tryumf skrajnie egoistycznego, wsobnego podejścia do rzeczywistości, będącego jednym ze znaków szczególnych antycywilizacji. Swego rodzaju tragikomicznym potwierdzeniem tej tendencji jest skupienie się na dobrostanie piesków czy kotków – zwierzęta nie wymagają takiego poświęcenia jak dziecko, a budowanie relacji z nimi jest banalne w porównaniu z budowaniem relacji między bliskimi. (Swoją drogą ciekawe, jak zareagowałyby osoby, wychwalające dzień bez dzieci, gdyby miasto Łódź ogłosiło, że jeden dzień w miejskich parkach jest dniem z zakazem wstępu z pieskiem. Przecież wielu ludziom pieski przeszkadzają.) Są zatem wygodne – a właśnie wygoda jest podstawowym kryterium tej antykultury. Jest to z powodów całkowicie oczywistych droga do zatracenia i zniszczenia – nie trzeba chyba wyjaśniać, dlaczego. Brak dzieci, czyli zapaść demograficzna, to klęska społeczna i gospodarcza. Fakt, że w tę fatalną strategię wpisała się miejska spółka, jest sam w sobie piramidalnym skandalem.

Czy to znaczy, że dzieci nie bywają irytujące? Ależ oczywiście, że bywają! Zwłaszcza jeśli ich wychowanie opiera się na nowoczesnych wzorcach, zakładających, że na dziecko nie można nawet krzyknąć, żeby ustawić je do pionu, o klapsie nie mówiąc. Czym innym jednak jest wskazywanie, że dzieci bywają uciążliwe, a czym innym – dzieciofobiczna antykultura.

Prywatnym przedsiębiorcom pozostawiłbym swobodę w kształtowaniu swojej klienteli. Dlatego nie uważam, żeby należało zakazywać tworzenia hoteli tylko dla dorosłych, kin bez wstępu dla dzieci czy restauracji tego typu. Ale jednocześnie nie uważam też, żeby nie można było w sprawie takich pomysłów wyrażać swojej krytycznej opinii – w końcu ona również jest częścią wolnego rynku i może wpływać na przedsiębiorcę.


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj46 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (46)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo