Ustawa o przeciwdziałaniu
Ustawa o przeciwdziałaniu nadmiernym opóźnieniom w transakcjach handlowych.
Ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii.
Ustawa o przeciwdziałaniu nieuczciwemu wykorzystywaniu przewagi kontraktowej w obrocie produktami rolnymi i spożywczymi.
Ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności.
Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi.
Ustawa o przeciwdziałaniu zagrożeniom przestępczością na tle seksualnym i ochronie małoletnich.
Nie jestem pewien, czy to wszystkie ustawy, które mają w tytule „przeciwdziałanie”. A nawet jeśli, to z pewnością nie są to wszystkie akty prawne, których celem jest przeciwdziałanie czemuś. Aż dziwne, że dotychczas polscy legislatorzy nie wpadli jeszcze na pomysł uchwalenia ustaw o przeciwdziałaniu: biedzie, starości, złemu samopoczuciu, złemu odżywianiu, depresji, nadmiernej konsumpcji, niedostatecznej konsumpcji i wielu innych, ponieważ potencjał jest tutaj praktycznie niewyczerpany.
Może jednak należałoby zacząć od Ustawy o przeciwdziałaniu głupiej legislacji.
Z powodu wejścia w życie standardów ochrony małoletnich – rozwiązania wynikającego z wyjątkowo durnego aktu prawnego zwanego „lex Kamilek”, wymyślonego przez poprzedni rząd i uchwalonego przez poprzedni Sejm – jest trochę szumu. Zachęcam do obejrzenia najnowszego filmu na moim kanale, gdzie przeanalizowałem najbardziej absurdalne i szkodliwe w skutkach wątki wspomnianego prawa.
Taka ustawa o przeciwdziałaniu temu i owemu ma rozliczne zalety z punktu widzenia projektodawców. Przede wszystkim jeśli po słowie „przeciwdziałanie” następuje jakaś Bardzo Zła Rzecz (narkomania, pedofilia, alkoholizm itp.), to od razu politykowi lecą punkty. Może się pochwalić: „Proszę bardzo, ja nie walczę za patologiami?! Jak to – nie walczę? Przecież ustawę przedstawiłem!”.
Po drugie – trudno komukolwiek się takiej ustawie sprzeciwić, choćby miał po swojej stronie najlepsze, najbardziej merytoryczne argumenty. Choćby wskazywał na podstawie twardych argumentów, że problemem nie jest brak nowych regulacji, tylko niewypełnianie już istniejących. Nie mówiąc już o próbie dowiedzenia, że regulowanie danej dziedziny w ogóle nie jest potrzebne albo że wystarczą zwykłe przepisy karne. O, wtedy taki ktoś już na sto procent zostanie okrzyknięty obrońcą pedofilów, alkoholików, narkomanów i dilerów, i kogo tam jeszcze.
Taki akt prawny to nie może być też jakaś tam popierdułka. Musi być solidny, mieć odpowiednią liczbę stron i artykułów, żeby sprawiać wystarczająco poważne i groźne wrażenie. Taka na przykład Ustawa o przeciwidziałaniu narkomanii z 2005 r. ma obecnie 80 stron tekstu i 91 artykułów. Moja ulubiona Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi to także solidna kobyła: 60 stron, 51 artykułów. Trochę nie postarali się twórcy Ustawy o przeciwdziałaniu nadmiernym opóźnieniom w transakcjach handlowych, bo wysmażyli tylko 27 stron i 17 artykułów, ale może dlatego, że opóźnienia w transakcjach handlowych nikogo nie obchodzą i nie budzą żadnych emocji u tłumu. Kto by się tam jakimiś przedsiębiorcami przejmował.
Jasne jest, że za powstawaniem ustaw czy to mających w tytule przeciwdziałanie Bardzo Złemu Zjawisku, czy też temu służących mimo braku słowa „przeciwdziałanie” w tytule, stoi głównie cynizm polityków, którzy posługują się dobrze znanymi i od dawna takimi samymi metodami kupowania sobie poparcia od ludu. To kupowanie nie szłoby im tak doskonale, gdyby lud nie lubił być prowadzony za rączkę czy też, mówiąc bardziej wprost, brany za mordę. Ale lud polski to uwielbia i wszystkie opowieści o tym, że Polacy są narodem miłującym wolność, można sobie od dawna o kant dupy potłuc.
Czasami jednak za takimi poczynaniami faktycznie kryje się pierwotna, magiczna wiara w moc papierka, przypominająca wierzenia ludów prymitywnych. I to powinien być temat do zgłębienia przez psychologów i socjologów.
Komentarze
Pokaż komentarze (16)