Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
4273
BLOG

Polowanie na Ukraińców

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 203
Społeczne skutki trwającej bez końca wojny będą druzgocące nie tylko dla ukraińskich gospodarki i społeczeństwa. Odbiją się negatywnie również na nas. Dlatego mam poważne wątpliwości, czy pomaganie Kijowowi w polowaniu na własnych obywateli leży w naszym interesie.

W sprawie ukraińskiej determinacji do prowadzenia dalszej walki z Rosją trwa w Polsce informacyjne rozdwojenie jaźni. Z jednej strony podtrzymywany jest mit jedności ukraińskiego społeczeństwa i walki do końca. Z drugiej pojawiają się przecież co chwila teksty o tym, ile osób uciekło przed poborem na Zachód, jak prowadzone są bezwzględne łapanki na poborowych w ukraińskich miastach czy wreszcie – to całkiem ostatnio – jaka jest reakcja Ukraińców, którzy w swoich placówkach dyplomatycznych dowiadują się, że nie będą one już obsługiwać tych, którzy zdaniem władz w Kijowie powinni być na Ukrainie i walczyć. Jest w tym strumieniu informacji oczywista niespójność, ale sposób działania polskich mediów w dużej mierze zasadza się na ignorowaniu wszelkich niespójności, więc nikt z tego wniosków nie wyciąga.

Z jednej strony oficjalną linią jest ogromne zatroskanie o los Ukrainy i Ukraińców, z drugiej – słowo „pokój” jest wyklęte, także w kontekście oszczędzenia państwu ukraińskiemu dalszej hekatomby i zapewnienia możliwości załapania oddechu, umożliwiającego choćby częściową odbudowę sił. Sytuacja jest zaś bardzo ciężka. Gigantyczne straty na froncie sprawiły, że Ukraina już teraz stoi wobec olbrzymiego kryzysu demograficznego, który ten kraj sponiewiera w kolejnych latach. Dokłada się do niego emigracja, w tym ucieczki tych, którzy walczyć nie chcą. Przyczyny są tutaj różne, ale wydaje się na podstawie dostępnych relacji czy anegdotycznych dowodów – nie trafiłem bowiem na jakieś systematyczne badanie w tej sprawie – że jedną z najczęściej deklarowanych, jeśli nie najczęstszą motywacją jest niechęć do umierania za państwo skorumpowane, zepsute i podporządkowane interesom garstki oligarchów. Ukraińcy uciekający za granicę przed poborem wolą myśleć o własnych rodzinach niż o staniu się kolejną porcją mięsa armatniego w Donbasie po to, żeby jakiś rolniczy oligarcha mógł sobie kupić następne porsche za kasę z eksportu płodów rolnych. I naprawdę trudno ich za to winić.

Skutki demograficzne przełożą się na zdolności Ukrainy do odbudowy, bo mniej ludności to mniejsze wpływy podatkowe. Paradoksalnie zatem trwanie przy linii walki do ostatniego człowieka, z absurdalnym i niewykonalnym celem „całkowitego pokonania Rosji”, sprzyja dalszemu uzależnianiu Ukrainy od Zachodu, ponieważ przetrzebienie społeczeństwa ukraińskiego zmniejszy wpływy podatkowe, a więc wymusi w jeszcze większym stopniu poleganie na zachodnich transferach. Faktycznie Ukraina jest już teraz – jak wskazywał bardzo słusznie Viktor Orbán – państwem niesuwerennym, bo poziom jej zależności jest skrajnie wysoki.

Z polskiego punktu widzenia to zła sytuacja, jako że Ukraina nie będzie przecież coraz bardziej uzależniona od Polski, ale przede wszystkim od USA i Niemiec, a więc siłą rzeczy będzie realizować interesy swoich benefaktorów. A że nasze są w dużej mierze sprzeczne przede wszystkim z niemieckimi – konsekwencje będą niekorzystne z punktu widzenia Warszawy.

Druga kwestia to tragiczne skutki przeciągającej się wojny dla ukraińskich relacji społecznych. Już teraz żyją tam prawdopodobnie dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy mężczyzn z objawami PTSD. Narasta przemoc w rodzinach, wzrost przestępczości ogólnej jest bardzo prawdopodobny. Żołnierze nie mają urlopów, nie wymieniają się wystarczająco często. Ledwo kilka dni temu usłyszałem historię oficera, który był na froncie dwa lata, a w tym czasie miał raptem dwa tygodnie urlopu. Odesłano go wreszcie do centrum szkoleniowego, gdy całkowicie załamał się psychicznie, będą świadkiem śmierci rozerwanego pociskiem dziecka swojego przyjaciela. Zakładam, że nie jest to odosobniony przypadek.

Przeciąganie się wojny niszczy ukraińską tkankę społeczną i będzie to miało także odbicie na nas. Im dłużej trwa wojna, tym bardziej zdruzgotany społecznie kraj, pełen agresywnych, sfrustrowanych mężczyzn będziemy mieć obok siebie.

Trzecia kwestia to obecność Ukraińców w Polsce. Z jednej strony można by sobie życzyć, żeby mniejszość ukraińska nie stała się trwałym systemowym problemem. Nie jest ona jednak już dzisiaj tak pokaźna, jak się można było wcześniej obawiać. To obecnie niespełna milion osób – oczywiście bardzo wiele, ale znacznie mniej niż na początku wojny. Jasne, że wciąż wydajemy na tę grupę bezzasadnie duże pieniądze. Już dawno świadczenia socjalne dla obywateli Ukrainy powinny zostać ograniczone (chyba że ktoś mieszka w Polsce od dawna i rzetelnie płaci tu podatki). Trzeba się także mieć na baczności wobec pojawiających się pomysłów, żeby zatrudniać Ukraińców w polskiej policji albo w jakiś sposób objąć ich czynnym prawem wyborczym przynajmniej w wyborach samorządowych. Skutki takich rozwiązań byłyby katastrofalne, o czym pisałem szerzej w innych miejscach. Do Ukraińców przybyłych po 24 lutego 2022 r. powinny mieć zastosowanie ogólne przepisy i uznaniu za obywatela polskiego, wynikające z ustawy z 2009 r., bez żadnych ulg.

Z opisanych powodów deklaracja ministra obrony narodowej, pana Władysława Kosiniaka-Kamysza, iż Polska jest gotowa pomóc Ukrainie w wyłapywaniu potencjalnych poborowych, budzi ogromne wątpliwości. Przede wszystkim w sferze prawnej. Na jakiej podstawie prawnej Polska miałaby na swoim terytorium prowadzić jakieś zbiorcze polowanie na obywateli obcego państwa, którzy nie złamali w naszym kraju prawa i nie są poszukiwani międzynarodowymi listami gończymi? Jak miałoby to w praktyce wyglądać? Polscy policjanci mieliby odwiedzać Ukraińców pod ich adresami pobytowymi? Czy może w polowanie na ludzi miałaby się zaangażować Żandarmeria Wojskowa? Polowanie miałoby się odbywać przy okazji załatwiania innych spraw czy może na ulicach, jak w Kijowie lub innych większych miastach? Czy podjęcie takich działań nie będzie sprzyjać schodzeniu Ukraińców w Polsce do podziemia i angażowaniu się przez nich w zorganizowaną przestępczość?

Można także sobie zadać pytanie – nawet jeśli takie względy nie mają znaczenia z punktu widzenia podejmowania politycznych decyzji – czy naprawdę nie ma żadnych wątpliwości etycznych, kiedy wyobrażamy sobie, że Polska będzie odsyłać na Ukrainę ludzi, którzy cenią swój kraj tak nisko, że nie mają ochoty za niego ginąć. Przyznam, że nie czuję się uprawniony, żeby te postawy oceniać. Sam przestrzegałem w ostatnim czasie wielokrotnie, że to powinna być lekcja również dla nas, bo wielu Polaków z licznych powodów mogłoby zareagować podobnie. Jeśli od własnego państwa doznaje się jedynie upokorzeń czy jest się traktowanym jak dojna krowa – dlaczego miałoby się za niego umierać? Państwo musi obywatelowi pokazać, że warto za nie walczyć. Czy nam się to podoba czy nie, romantyczna postawa całkowicie nierelatywnego i bezwzględnego patriotyzmu nie jest powszechna.

 Przede wszystkim zaś powinny się liczyć względy pragmatyczne. Zatem z jednej strony w naszym interesie jest, aby Ukraina obroniła względnie dużą część swojego terytorium i aby nie wpadła całkowicie w rosyjskie ręce – wydaje się jednak, że mimo rosyjskich postępów na froncie takie zagrożenie jest stosunkowo niewielkie. Kluczowa pozostaje kwestia ocalenia dostępu do Morza Czarnego, czyli do portu w Odessie. Odcięcie Ukrainy od morza spowodowałoby bowiem, że siłą rzeczy Polska stałaby się naczelnym kanałem transportowym dla ukraińskich produktów, z wszelkimi negatywnymi tego konsekwencjami.

Z drugiej jednak strony z opisanych wyżej powodów, czyli społecznych skutków trwającej wojny, jej przeciąganie się i kolejne dziesiątki czy setki tysięcy zabitych, a jeszcze większe liczby straumatyzowanych czy okaleczonych, są zagrożeniem nie tylko dla stabilności samej Ukrainy, ale również dla nas. Dobrze mieć tego świadomość.


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj203 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Inne tematy w dziale Polityka