Szwecja zawaliła sprawę imigracji. Kraj zalali przybysze z bandyckich, obcych kulturowo regionów i nakręcili przestępczość do niebywałych rozmiarów. W 2022 r. Szwedzi mieli dość i powierzyli rządy centroprawicy. Lewica uparcie stara się tę lekcję ignorować.
W 2015 r., w szczycie kryzysu imigracyjnego, Jarosław Kaczyński stwierdził, że w Szwecji są 54 strefy, w których nie obowiązuje szwedzkie prawo. Lewica zakipiała z oburzenia, a ambasada Królestwa Szwecji opublikowała oświadczenie, w którym mowa była o tym, że „na terenie Szwecji obowiązuje szwedzkie prawo”. Oczywiście z czysto formalnego punktu widzenia ambasada miała rację. Na takiej samej zasadzie, jak na przykład rząd w Mogadiszu mógłby oznajmić, że „na terenie Somali obowiązuje prawo somalijskie”.
W 2017 r. skrajnie lewicowy portal OKO Press jako bzdury opisywał twierdzenia, że Szwecja ma problem z imigracją. Portal przywoływał kolejne już oświadczenie szwedzkiej ambasady: „W ostatnim czasie media i politycy w różnych krajach wygłaszali komentarze na temat imigracji do Szwecji. Niektóre z tych wypowiedzi i reportaży, także w Polsce, prezentują wysoce zniekształcony obraz sytuacji w Szwecji, kierując się łatwymi do odczytania pobudkami, mającymi na celu »udowodnienie« własnych tez na temat migracji. […] W tego typu komentarzach obecne są najczęściej dwa twierdzenia, a mianowicie, że imigracja zniszczyła Szwecję, a szwedzcy politycy i media tuszują sprawę. Żadne z tych twierdzeń nie jest prawdą, a »fakty« przywoływane na ich potwierdzenie rzadko wytrzymują weryfikację”.
Dalej ambasada deklarowała: „Nie wstydzimy się, że od 2011 roku przyjęliśmy ok. 150 tys. uchodźców z Syrii. Jesteśmy dumni z tej zakrojonej na najszerszą od II wojny światowej skali akcji humanitarnej”.
Oświadczenie mogę niestety zacytować jedynie za OKO Press, ponieważ ze strony ambasady zniknęło. Być może dlatego, że w 2022 r. Szwedzi powiedzieli dość ściemnianiu, owijaniu w bawełnę i degradacji własnego państwa. Zagłosowali wtedy na prawicową koalicję, złożoną z Chadecji, Liberałów oraz Umiarkowanej Partii Koalicyjna premiera Ulfa Kristerssona. Koalicja nie byłaby w stanie rządzić, gdyby nie porozumienie z pozostającymi poza rządem Demokratami Szwecji. To ta ostatnia partia najmocniej w kampanii wyborczej podkreślała potrzebę walki z narastającą przestępczością, ściśle powiązaną z imigracją.
– Można to umownie przedstawić w następujący sposób: jeśli bałeś się, że padniesz ofiarą strzelaniny lub nie będziesz w stanie ogrzać domu, głosowałeś na zmianę. Główny nurt opinii uważa, że imigracja wpłynęła na zwiększenie przestępczości, bo nie udało się imigrantów zintegrować, a zamiast tego stworzono nową klasę niższą. I chociaż socjaldemokraci wiele tutaj zmienili, skupili się na silnym państwie i twardej walce z przestępczością, niewielka większość wyborców uznała, że partie prawej strony lepiej się w tych kwestiach sprawdzą – wyjaśniał mi w ubiegłym roku komentator dziennika „Svenska Dagbladet” Henrik Torehammar.
Czy w 2015 r. Jarosław Kaczyński miał rację? Poza drobnym detalem – oczywiście, że tak. Prezes PiS swojego stwierdzenia nie wziął z powietrza, ale z regularnie publikowanych raportów szwedzkiej policji. To, co bywa nazywane no-go zones, a Szwecji nazywa się utsatta områden – „strefami wrażliwymi” – i właśnie 54 takie strefy istniały dziewięć lat temu. Przy czym prawdziwe strefy faktycznie poza szwedzką jurysdykcją to podzbiór „szczególnie wrażliwych” – särskilta utsatta områden. W 2015 r. takich było w Szwecji 15 i to o nich powinien był przede wszystkim mówić pan Kaczyński.
Podczas pobytu w Szwecji w roku 2023 usłyszałem od przedstawiciela ministerstwa spraw wewnętrznych, że takich obszarów było 22. Natomiast Polak został zastrzelony nie w „srtrefie szczególnie wrażliwej”, lecz w „zwykłej” „strefie wrażliwej”. Najnowszy policyjny raport mówi o istnieniu takiej strefy w dzielnicy Bredäng, która jest częścią dzielnicy Skärholmen, gdzie doszło do zabójstwa. W samym regionie Sztokholmu policja wyróżnia obecnie 15 stref wrażliwych, 4 strefy ryzyka (riskområden) oraz aż 7 stref szczególnie wrażliwych (Alby, Fittja, Hallunda/Norsborg, Husby, Rinkeby/Tensta, Hovsjö i Ronna/Geneta/Lina). Wszystkie te obszary charakteryzują się wysoką liczbą imigrantów.
W regionie zachodnim, czyli tym, gdzie leży Göteborg, są 3 strefy wrażliwe, tyle samo stref ryzyka oraz aż 6 stref szczególnie wrażliwych (Hässleholmen/Hulta, Norrby, Bergsjön, Hammarkullen, Hjällbo i Lövgärdet). Poza tym w innych regionach Szwecji wyróżniono jeszcze 4 kolejne regiony szczególnie wrażliwe, a więc łącznie jest ich obecnie 17.
Motywacją dla głosowania na prawicę był dla Szwedów ogromny wzrost brutalnej przestępczości, w tym tej z użyciem broni. W 2021 wzrost takich przestępstw był 10-krotny w relacji do początku lat 90. Ofiarami są przede wszystkim członkowie gangów, które walczą między sobą, ale w latach 2011-20 od broni palnej zginęło aż 46 przypadkowych osób. Kolejną taką ofiarą jest Polak zabity kilka dni temu.
W samym 2022 r. za pomocą broni palnej zamordowano w Szwecji 60 osób. Ta statystyka radykalnie różni Szwecję od państw regionu, gdzie podobnych przestępstw zdarza się zaledwie kilka w ciągu roku. To zresztą dowód na brak związku pomiędzy liczbą sztuk broni w prywatnych rękach a poziomem tego typu przestępczości. W Szwecji na 100 osób przypada 23,14 sztuki broni, a sąsiedniej Finlandii – 32,36 sztuki, a tymczasem w 2022 r. odnotowano tam tylko dwa zabójstwa z użyciem broni palnej.
Co w takim razie odróżnia Szwecję od Finlandii? Wystarczy spojrzeć na statystykę imigracji i odnieść to do liczby ludności. Finlandia to około 5 mln mieszkańców, sąsiednia Szwecja – mniej więcej dwa razy tyle. W latach 1990-2019 – a więc w okresie prawie 30 lat – do Finlandii przyjechało 117 tys. „azylantów”, z czego znaczna część to oczywiście zwykła imigracja socjalna (bo nawet nie zarobkowa). Najwięcej – 33 tys. – pochodziło z Iraku. 11 tys. pochodziło z upadłej Somali, 10 tys. – z Jugosławii, 9 tys. z Afganistanu. Kilka miejsc niżej z liczbą trochę powyżej 3 tys. była dopiero Syria. Wiadomo zaś, że pod Syryjczyków podszywali się w czasie kryzysu migracyjnego przybysze z różnych innych miejsc.
Do Szwecji tylko w ciągu dekady 2010-20 przyjechało blisko 750 tys. imigrantów. Najwięcej, aż 177 tys., pochodziło z „Syrii”. Niemal 50 tys. przybyło z Afganistanu, ponad 48 tys. z Iraku, 46 tys. z Somali, blisko 39 tys. z bandyckiej, upadłej i skrajnie biednej Erytrei, gdzie jednym z głównych źródeł zarobkowania jest piractwo.
Lewica uparcie ignoruje rzeczywistość. Jednym z ulubionych zabiegów jest twierdzenie, że nie należy zwracać uwagi na statystyki, wskazujące kryminalizację poszczególnych grup imigranckich. To oczywiście absurd: ta statystyka powinna być jednym z najważniejszych czynników kształtownaia odpowiedzialnej strategii imigracyjnej. Z niej wiemy na przykład, że najbardziej kryminogenną grupą – w zestawieniu z liczbą obywateli w Polsce – są Gruzini. W dodatku, o ile w przypadku Ukraińców najczęstszymi przestępstwami są te związane z prowadzeniem po alkoholu (też oczywiście poważny problem), to w przypadku Gruzinów mówimy już o przestępstwach przeciwko mieniu, życiu i zdrowiu: rozbojach, kradzieżach, pobiciach.
Prawda jest prosta i oczywista: niekontrolowana imigracja tworzy problemy. Szwedzi przekonali się o tym w nadzwyczaj bolesny sposób, a my powinniśmy z tego wyciągnąć wnioski.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka