Wśród skeczy mojej ulubionej grupy Monty Pythona były takie, gdzie w studiu telewi-zyjnym, prócz prowadzącego program, zasiadał jakiś dyskutant, a na drugim fotelu wiadro czy inny przedmiot całkowicie martwy (jeszcze bardziej niż martwa papuga). Dyskusja z wiadrem jest oczywiście dosyć utrudniona – trudno pozbyć się wrażenia, że partner intelektualnie nieco nie dostaje.
Kilka dni temu wylądowałem w jednym z programów publicystycznych w towarzystwie osoby, która w moim odczuciu spokojnie mogłaby zająć w skeczu Monty Pythona miejsce wiadra. Nie będę bliżej precyzował, o kogo chodzi, ponieważ nie chodzi mi o wykpiwanie owego pana, ale o przedstawienie zjawiska. Ci, co oglądają telewizyjną publicystykę i tak pewnie wiedzą, kto zacz. Ja nazwę go panem Wiadro.
Swego czasu, za rządów PiS, toczyłem na tym blogu zażarte boje z zaprzysięgłymi zwo-lennikami tezy o nieomylności Jarosława Kaczyńskiego, którzy uważali, że krytyka prezesa jest równoznaczna ze zdradą ojczyzny. Teraz podobne starcia toczę z zaprzysięgłymi wrogami PiS (PO wydaje się mieć znacznie mniej fanatycznych zwolenników niż PiS fanatycznych przeciwników), którzy nie potrafią pojąć, że krytykowanie i przyglądanie się aktualnie rządzącym jest rzeczą normalną. Jest jednak coś, co odróżnia wielu kibiców jednej i drugiej strony od pana Wiadro: głębokie przekonanie, poparte często dobrą argumentacją, że popieranie konkretnej opcji (standing on party raczej niż standing on issue) jest dobre dla Polski.
Pan Wiadro to typ inny. Pan Wiadro wydaje się nie mieć żadnych przemyśleń. Wszystkie jego rozumowania i, co za tym idzie, komentarze sprowadzają się do bardzo prostej zasady: jeśli coś jest przeciwko obecnemu rządowi, to znaczy, że musi to być jakiś spisek PiS-u. Zgod-nie z tą zasadą związkowcy, demonstrujący w Poznaniu, zostali natychmiast określeni mianem „bojówki PiS”. Pana Wiadro nieco skonfundowało moje przypomnienie o pielęgniarkach przed Kancelarią Premiera za rządów Kaczyńskiego i pytanie, czy w takim razie wówczas była to bojówka PO. Gdy później pojawił się temat CBA, było jasne, że pan Wiadro uzna je za pisowską jaczejkę. I tak dalej, w ten deseń. Jestem przekonany, że gdyby w Pipidowie Dolnym doszło do sporu w radzie gminy, w wyniku którego wójt zostałby oskarżony o to, że przywłaszczył sobie ryzę papieru, a wójt byłby akurat z PO, pan Wiadro uznałby, że to także część pisowskiego spisku i ataku na demokrację.
W tym wszystkim pan Wiadro przypomina trochę polityków w typie Stefana Niesiołow-skiego, z tym że o ile w przypadku posła Niesiołowskiego sprawa jest poniekąd zrozumiała – pan marszałek jest po prostu funkcjonariuszem partyjnym i ma do odegrania swoją rolę, któ-ra w dodatku dobrze się zgrywa z cechami jego charakteru – o tyle pan Wiadro uchodzi za komentatora (uchodzi, bo przecież wiadro trudno uznać za zdolne do komentowania czego-kolwiek).
Wiele osób zadaje sobie pytanie: czemu pan Wiadro brzmi, jakby wygłaszał przekazy dnia, rozsyłane przez kierownictwo klubu Platformy? Możliwe są następujące odpowiedzi:
1. Pan Wiadro ma wciąż nadzieję, że w zamian za wierność zostanie jakoś wynagrodzo-ny, przy czym wszystko wskazuje na to, że rządzący mają te jego nadzieje głęboko gdzieś, a pojawiające się z rzadka pogłoski, iż pan Wiadro miałby pokierować tym czy tamtym, są na-tychmiast umieszczane w kategoriach żartu. Żaden poważny polityk nie podejmie przecież ryzyka powierzenia kierownictwa jakiejkolwiek instytucji wiadru.
2. Pan Wiadro jest tak bezdennie (nomen omen) głupi, iż nie jest w stanie samodzielnie skonstruować jakiejkolwiek analizy. Poszukuje więc gotowych wzorców, które powtarza tam, gdzie go zaproszą, niemal słowo w słowo.
Zapyta ktoś: a może pan Wiadro ma po prostu takie poglądy? Odpowiadam: nie sądzę, aby pan Wiadro miał jakiekolwiek poglądy. Ilekroć bowiem mam przykrość słuchać jego wy-wodów, widzę wyraźnie, że nie stoi za nimi jakakolwiek próba samodzielnej analizy. Pan Wia-dro ma zresztą do tego zbyt mało danych, gdyż jego wiedza o bieżącej sytuacji jest bardzo fragmentaryczna – co łatwo wyłapać. Wszystko sprowadza się do kilku wyświechtanych, po-wtarzanych w nieskończoność frazesów, przykrytych pseudowykwintnym sposobem wyrażania się (każde przeciwstawienie się wgranemu w pana Wiadro wzorcowi jest przez niego kwi-towane niezmiernie irytującą frazą „pan raczy żartować”). Trudno to nazwać poglądami.
Jest jeszcze jedno pytanie, na które nie potrafię sobie odpowiedzieć: po kiego grzyba ktokolwiek dokądkolwiek zaprasza pana Wiadro? Równie dobrze można by na jego miejscu postawić zwykłe wiadro.
Są osoby, z którymi mogę się fundamentalnie nie zgadzać, ale które swoje poglądy podbudowują wiedzą o faktach, choćby wybranych, a przede wszystkim są w stanie logicznie argumentować. Sądzę, że takie starcia są znacznie atrakcyjniejsze z czysto komercyjnego punktu widzenia. Starcia z panem Wiadro natomiast wywołują we mnie niezmiennie irytację. Mam poczucie, że robi się durnia ze mnie (no bo jak tu na poważnie dyskutować z wiadrem?) i z widzów.
Zadzwonił do mnie wczoraj znajomy, który widział wspomniany program. Powiedział, że widać było po mnie, jak bardzo byłem wkurzony. Nie sądziłem, że aż tak rzucało się to w oczy.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka