Dopiero co pisałem do znajomej, która w Londynie pracuje w firmie, opracowującej prognozy polityczne dla dużej części świata. Znajoma odpowiada za nasz region i w oczywisty sposób jest bardzo zainteresowana wyborami. Kiedy kilka tygodni temu spotkaliśmy się w Warszawie, nie byłem w stanie przedstawić jej żadnej wiążącej oceny sytuacji, a też i dzisiaj nie umiałem tego zrobić. Jedyne, co mogłem napisać, to wskazać, że nic nie jest pewne. Szczególnie gdy jednego dnia pojawiają się dwa sondaże, w których podobne jest tylko poparcie dla Zjednoczonej Prawicy (ok. 34%), a pozostałe wartości się już nie zgadzają. W jednym sondażu Trzecia Droga ma poniżej 8% i nie wchodzi do Sejmu, w drugim – zbiera ponad 11%. W jednym Konfederacja ma poniżej 8%, w drugim – około 10,5%. Spójności nie ma tu żadnej.
Badanie dla „Rzeczypospolitej” pokazało, że decyzję Jarosława Kaczyńskiego o niewzięciu udziału w debacie popiera zaledwie 27,6%, 13,8% nie wie, co myśleć, a za złą uznaje ją 58,6%. Czyli popiera ją nieco mniej ludzi niż popiera Zjednoczoną Prawicę, ale jeżeli doliczymy część spośród niemających zdania – wszystko się zgadza. A więc nawet ten czynnik nie odegra raczej znaczącej roli.
Elektorat Naczelnika uzna, że wszystko jest w porządku, bo nie ma przecież powodu, żeby sam Jarosław Kaczyński zniżał się do debaty z jakimś tam Tuskiem, a już tym bardziej Krzysztofem Bosakiem czy Joanną Scheuring-Wielgus. Od tego ma Mateusza Morawieckiego. Elektorat Koalicji Obywatelskiej i generalnie antypisowski przyjmie, że prezes PiS zgodnie z oczekiwaniami stchórzył – i tyle. Obie strony idą z gotowymi schematami myślowymi i nie zmienią ich pod wpływem tego, co się wydarzy. Nie ma też żadnych wątpliwości, że każda ze stron tryumfalnie ogłosi swoje zwycięstwo.
Czynnikiem ryzyka dla Donalda Tuska nie będą uprzedzenia prowadzących. Chyba że udałoby się im wyprowadzić przewodniczącego PO z równowagi, ale na to Tusk jest zbyt szczwanym i doświadczonym lisem. Jeśli natomiast pracownicy TVP spróbują traktować go szczególnie źle, dowiodą tylko prawdziwości jego twierdzeń o uprzedzeniach telewizji rządowej. Obie strony zdają sobie z tego sprawę, więc zakładałbym, że skończy się raczej na delikatnych „pieszczotach”, a nie na ostrej nawalance.
Zdziwienie wzbudziło wyznaczenie przez Lewicę Joanny Scheuring-Wielgus – bardzo emocjonalnej i kojarzonej z radykalnym przekazem – zamiast często wymienianej jako alternatywa Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, znacznie spokojniejszej i bardziej merytorycznej. Ale to Lewicy wcale nie musi zaszkodzić. Lewica i tak przemawia do swojej niszy, a Scheuring-Wielgus łatwo przebije w radykalizmie Tuska.
Pewnym wyborem ze strony Konfederacji jest Krzysztof Bosak. To w tej debacie wlaściwie oczywistość. Lider Ruchu Narodowego wypada publicznie zdecydowanie najlepiej, w mediach lepiej od Sławomira Mentzena. Jest merytoryczny, opanowany i wyważony – czyli prezentuje dokładnie taki wizerunek, jaki chciałaby mieć Konfederacja. Na debacie niemal na pewno nie straci. Pytanie brzmi, czy coś zyska.
Najbardziej ryzykowny wydaje się Szymon Hołownia jako przedstawiciel Trzeciej Drogi. Hołownia wypada na ogół zwyczajnie słabo. Sprawia wrażenie niedookreślonego, nieostrego, momentami płaczliwie emocjonalnego – znacznie bardziej niż jego partner z PSL, Władysław Kosiniak-Kamysz. Wygląda natomiast na to, że będzie się w miarę możliwości cieszył ochroną i wsparciem Donalda Tuska, który zaczął dbać o wynik Trzeciej Drogi, w jej spadnięciu pod próg widząc zagrożenie w postaci wzmocnienia wyniku Zjednoczonej Prawicy (kłania się system d’Hondta).
Komentarze
Pokaż komentarze (25)