Wszystkie mody, wszystkie style
Równie piękne są – i tyle.
Jacek Kaczmarski – „Postmodernizm”
Co oznaczają słowa „piętno” i „piętnować”? Piętno to coś trwałego, co naznacza. Słysząc te słowa nie mamy wątpliwości, że mają znaczenie negatywne. Nic dziwnego: piętno w czasach przecież nie tak jeszcze odległych, ale też tradycyjnie w zachodniej kulturze od tysiącleci, naznaczało trwale przestępców albo niewolników. Mogło najczęściej mieć postać znaku wypalonego w widocznym miejscu, ale również mogło polegać na usunięciu jakiejś widocznej części ciała: dłoni, uszu, nosa. Ktoś napiętnowany pozostawał takim na zawsze i był to znak hańby, winy albo zniewolenia.
W nieco nowszych czasach odmianą piętna stały się tatuaże. Nie bez powodu zaczęli z nich w pewnym momencie korzystać Niemcy z swoich obozach koncentracyjnych do naznaczania więźniów. Owszem, były tu również przyczyny czysto praktyczne: z powodu wyniszczenia fizycznego nie dawało się często dopasować zmarłych lub zamordowanych do zdjęć z momentu przyjmowania do obozu. Wytatuowany numer rozwiewał wątpliwości. Ale miało to również znaczenie psychologiczne.
Pamiętam doskonale z dzieciństwa, jak zdarzało mi się tu czy tam zobaczyć jegomościa – bo kobiety tatuaży nigdy nie miały – z tatuażem. Były wtedy dwie możliwości i tak mi to wyjaśniali rodzice: albo jest to marynarz, albo kryminalista. Przy czym w mojej rodzinnej Łodzi to pierwsze było raczej mało prawdopodobne.
Jak to się stało, że to, co w zachodnim kodzie kulturowym jest jednoznacznie kojarzone z hańbą i występkiem, stało się metodą na „ozdabianie” ciała – odpowiedź zostawiam antropologom kultury. Z pewnością nie jest to zmiana na lepsze.
Obrońcy tatuaży mówią w tym kontekście często lekceważąco o boomerstwie i o tym, że przecież wszystko się zmienia, a kobiety kiedyś nie chodziły w spodniach. To bardzo powierzchowne podejście do procesów cywilizacyjnych i kulturowych, za którym stoi typowe dla postmodernizmu przekonanie, że zmiany są z zasady neutralne. Raz jest tak, raz inaczej, a nigdy nie jest lepiej ani gorzej. Taki sposób myślenia genialnie wykpił Jacek Kaczmarski w piosence „Postmodernizm” z 1997 r.:
Wszystkie mody, wszystkie style
Równie piękne są – i tyle.
(Lub, jak chcesz, równie szkaradne –
Konsekwencje tego żadne).
Zachwyt tyle wart co wzgarda,
Stryczek tyle co kokarda,
Prawda tyle co jej brak,
Smaku brak – tyle co smak.
Sarkazm Kaczmarskiego był całkowicie uzasadniony. Zmiany nie są oczywiście neutralne. W dziejach zachodniej kultury i społeczeństw były zmiany na lepsze – na przykład wykorzenienie niewolnictwa, wynikające w ogromnej mierze z postawy Kościoła katolickiego, czy równouprawnienie kobiet – a były też zmiany na gorsze. Ostatni wielki impuls zmian na gorsze to rok 1968, który zdruzgotał wiele tradycyjnych kanonów i postaw, rozchwiewając gmach zachodniej cywilizacji, który nie ustabilizował się do dzisiaj. I być może tutaj właśnie trzeba szukać przyzwolenia na tatuowanie się „dla ozdoby”. Polska zresztą broniła się przed tym stosunkowo długo.
Oczywiście zawracanie kijem Wisły także nie ma sensu. Można mieć do tatuaży stosunek negatywny i interpretować je jako jeden z symptomów cywilizacyjnej zapaści, można, a nawet trzeba o tym głośno mówić i nie dać się sterroryzować pokrzykiwaniami o „boomerstwie” (bo to nie żaden argument, ale wyraz intelektualnej bezsilności), ale to nie znaczy, że ich obecność ma dominować ocenę każdej noszącej je osoby. Mam wielu znajomych, którzy tatuaże mają – aczkolwiek raczej nie w moim pokoleniu, ale w następnym – i nie mam z tym problemu. Diagnozuję jedynie zjawisko, nie indywidualne przypadki.
Czym innym jest jednak tatuaż na ciele prywatnej osoby, a czymś całkiem innym – na ciele osoby sprawującej oficjalną funkcję czy stanowisko.
Polska policja jest instytucją skrajnie skompromitowaną. Jej renoma nie miała się najlepiej podczas rządów PO, ale to, co zrobił z niej PiS i Mariusz Kamiński jako szef MSWiA, woła już o pomstę do nieba. Napisałem o tym wiele tekstów, więc nie będę się powtarzał. Hasłowo przypomnę tylko skandaliczne poczynania podczas pandemii, pałowanie przypadkowych osób i dziennikarzy 11 listopada 2020 r., nadużywanie środków przymusu bezpośredniego podczas protestów kobiet i nie tylko wtedy, a także wielokrotnie ujawnianą na nagraniach arogancję, czasem po prostu chamstwo, a także zwykłą nieznajomość prawa. Przykład idzie zresztą z góry: wszak komendantem głównym policji pozostaje człowiek, który nie tylko z tego stanowiska powinien był dawno wylecieć w związku ze swoim wyczynem w gmachu Komendy Głównej, ale powinien dostać prokuratorskie zarzuty. Trudno się dziwić, że szeregowi funkcjonariusze czują się bezkarni. Jeśli połączymy to z wciąż obniżanymi kryteriami przyjęć do policji i śmiesznie krótkim czasem szkolenia podstawowego, dostajemy receptę na zapełnianie wakatów przypadkową zbieraniną zakompleksionych, niedouczonych kulsonów, którzy przy każdej okazji będą chcieli pokazać, że są najważniejsi.
To zbiera swoje żniwo w przypadkach takich jak choćby ten spod Pruszkowa, z funkcjonariuszami przewożącymi w niewiadomym celu nastolatki i następnie wpadającymi radiowozem na drzewo. Jeden z nich, nawiasem mówiąc, sprytnie uciekł na emeryturę i nie poniósł żadnej kary. Ten akurat musiał mieć solidny bagaż milicyjnej mentalności.
Przy tym wszystkim zdaję sobie świetnie sprawę, że w policji są wciąż – i trafiają do niej nadal – także ludzie autentycznie zaangażowani, pomocni dla obywateli, wypełniający swoje obowiązki rzetelnie i zniesmaczeni tym, co się w służbie dzieje. Oni obrywają za innych. Chcę zaznaczyć, że moje uwagi nie ich dotyczą.
W ramach dalszego zaniżania standardów policja postanowiła od stycznia tego roku poluzować kryteria dotyczące wyglądu funkcjonariuszy – i chwali się tym w swoich mediach społecznościowych. W poprzedniej wersji zarządzenie komendanta głównego określające wygląd policjantów mówiło o tym, że nie mogą oni posiadać „widocznego tatuażu”, natomiast w przypadku mężczyzn włosy powinny być „krótko ostrzyżone”. W nowej wersji zarządzenie zakazuje „widocznego tatuażu na głowie, szyi, dłoniach” – czyli już nie na innych częściach ciała. Nie można też mieć „ekstrawaganckich fryzur”, a włosy „dłuższe niż do ramion” powinny być w czasie pełnienia obowiązków „krótko upięte lub związane”. Nie ma rozróżnienia na płcie.
Innymi słowy – policja zaprasza do swoich szeregów osoby, które naznaczyły się w sposób, jaki w naszej kulturze wywodzi się od tych grup, które policja ma ścigać i poskramiać. Następuje symboliczne zrównanie policji z bandytami.
Niektórzy piszą: „Wolę policjanta wytatuowanego niż niekompetentnego” – jest to jednak stwierdzenie zwyczajnie nielogiczne. To tak jakby powiedzieć: „Wolę samochód biały niż wolny” albo „wolę książkę w miękkiej okładce niż nudną”. To są cechy kompletnie ze sobą niepowiązane. Policjant niewytatuowany może być kompetentny lub nie – i odwrotnie. To fałszywa alternatywa.
Dlaczego widoczny tatuaż u policjanta jest problemem? Powodów jest kilka. Poza tym najbardziej podstawowym – cywilizacyjnym, który, jak rozumiem, dla ogromnej części ludzi jest dzisiaj abstrakcją (odczytywanie kodów kulturowych to obecnie rzadka umiejętność) – są następujące.
Po pierwsze – może to zwyczajnie razić część obywateli, i to niezależnie od wyglądu czy treści tatuaży. Skoro zaś niewytatuowany policjant nie razi zwolenników tatuaży – przecież nawet oni nie domagają się, żeby wszyscy funkcjonariusze mieli tatuaże – ale wytatuowany razi ich przeciwników, logiczne jest, że policja powinna kłaść nacisk na brak widocznych tatuaży. Moje odczucie – oczywiście to tylko moje subiektywne wrażenie – przy kontakcie z wytatuowanym policjantem jest takie, że nie obcuję z przedstawicielem polskiego państwa, ale z jakimś bandziorkiem, który przypadkowo załapał się do policji. A może tylko udaje i policjantem wcale nie jest. I sądzę, że podobne odczucia ma ogromna część Polaków, zwłaszcza z pokolenia 40 plus. Naprawdę trudno mi będzie poważnie traktować policjanta, który podejmie wobec mnie jakąkolwiek interwencję lub będzie przyjmował ode mnie zgłoszenie, jeśli jego przedramiona będą pokryte dziarami.
Po drugie – tatuaże nie są często neutralne. Wiele z nich ma jakąś treść i ta treść w niektórych okolicznościach może wzbudzić czyjąś złość albo niepokój. Na opublikowanym na TikToku filmiku, w którym dwoje policjantów chwali się tym, że można służyć w policji z widocznymi tatuażami, jak na ironię pan prezentuje z dumą wytatuowaną na przedramieniu obrzydliwą trupią czachę.
Po trzecie – poluzowanie kryteriów świadczy o obniżeniu standardów. Ogólne odczucie i wniosek mogą być takie, że bierze się do służby byle kogo, skoro trzeba było zrezygnować nawet z tak oczywistego kryterium.
Młodsi czytelnicy mogą tego nie wiedzieć, ale na samym początku lat 90. pojawiła się kontrowersja, jaką nazwę ma przyjąć Milicja Obywatelska w nowym ustroju. Była dość oczywista propozycja, żeby przywrócić tradycyjną nazwę z okresu II RP: Policja Państwowa. Jak wiadomo, tak się nie stało. Zdecydowano się na krótką nazwę: Policja. I jest to symboliczne. Mimo oficjalnych odwołań do tradycji, policja w III RP ciągnie za sobą bagaż milicyjny w bardzo wielu dziedzinach, a modele zachowania są niestety powielane z pokolenia na pokolenie.
Policja Państwowa kryształowa też nie była i też dostawała do wykonania polityczne zadania. Ale miała swój etos traktowany nadzwyczaj poważnie, a reguły brały pod uwagę utrzymanie autorytetu służby wśród obywateli. Między innymi dlatego policjant na zawarcie małżeństwa potrzebował zgody przełożonego. Policja Państwowa była naprawdę państwowa w najlepszym tego słowa znaczeniu – dlatego jej funkcjonariusze byli masowo mordowani przez Sowietów w Kozielsku i Ostaszkowie. Stanowili zagrożenie, bo jako prawdziwi funkcjonariusze polskiego państwa byli depozytariuszami jego wartości. Nawet jeśli nie zawsze świadomie. To, co dzisiaj nazywa się policją, nie ma z tamtymi standardami nic wspólnego.
Skoro pan komendant Bazooka postanowił poluzować kryteria przyjmowania do służby, gdy idzie o fryzury i tatuaże, to można założyć, że w taki sposób mogą się prezentować wszyscy funkcjonariusze – także ci reprezentujący policję w czasie uroczystości. Próbuję więc wyobrazić sobie, jak będzie wyglądał pododdział honorowy policji, złożony z wydzieranych funkcjonariuszy, składający hołd pomordowanym w miejscach sowieckiej kaźni. Próbuję – i nie mogę. To przekracza moją wyobraźnię.
Na koniec powiem jak Katon Starszy o zburzeniu Kartaginy: policję w Polsce trzeba zbudować od nowa. Praktycznie od zera. Jakkolwiek byłoby to zadanie niesamowicie trudne. PiS miał szansę i całkowicie ją zmarnował. Mariusz Kamiński okazał się wręcz utrwalaczem, a nawet motorem policyjnych patologii. Gdyby kiedyś ktoś odważny takiego zadania się podjął, być może jego symbolicznym przypieczętowaniem powinno być przywrócenie dawnej nazwy: Policja Państwowa.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo