Wylewanie dziecka z kąpielą to stała cecha polskiego ustawodawstwa i polityki. Tym razem z kąpielą postanowiono wylać kolejowych hobbystów. Za miłośników kolei zabrały się policja i Straż Ochrony Kolei.
Wyrosłem niedaleko torów kolejowych. Mój rodzinny dom na Retkini w Łodzi dzieliło zaledwie kilkaset metrów od linii biegnącej w kierunku dworca Łódź Kaliska (jego historyczny budynek z charakterystycznymi połówkami globusa na fasadzie został niestety zniszczony w czasie paskudnej przebudowy na początku lat 90.). Przejeżdżające tamtędy pociągi fascynowały mnie zapewne zanim jeszcze zrozumiałem, czym są. Ba, może na to nie wyglądam (mam nadzieję, że nie), ale pamiętam jeszcze jeżdżące tamtędy w latach 80. parowozy.
Ta fascynacja nigdy nie przerodziła się w coś bardziej profesjonalnego, ale zaowocowała sympatią dla tych wszystkich, którzy kolej lubią jeszcze bardziej ode mnie – tak mocno, że ją fotografują, filmują i plony swoich fotograficznych polowań wstawiają do sieci. Takich stron jest mnóstwo nie tylko w Polsce. „Mikole”, czyli miłośnicy kolei, są również wśród maszynistów, którzy zasilają internet filmami ze swoich przejazdów, czasem pokazujących po prostu widok zza szyby, czasem – widok kabiny, a czasami opatrzonych komentarzem. Jeżeli ktoś kolej lubi, to naprawdę ma w czym przebierać.
Teraz to wszystko może się skończyć w związku z wojenną paranoją. Wskazując na bardzo groźne zapisy projektu ustawy „szpiegowskiej” (zawierającej głównie zmiany w kodeksie karnym), zaprezentowanego przez posłów PiS, natknąłem się na ten nieco poboczny temat. Zaczęli do mnie pisać miłośnicy kolei, sygnalizując, że zabrały się za nich policja i Straż Ochrony Kolei, a więc tak naprawdę PKP Polskie Linie Kolejowe. Wcześniej bez problemu robiący zdjęcia przejeżdżających pociągów, dzisiaj są nękani przez wspomniane formacje. Dostają mandaty, a nawet – jak opisał jeden z kolejowych vlogerów – bywają przymusowo wysadzani z pociągów, jeśli filmują w nich właśnie.
Skąd się to bierze – nietrudno zdiagnozować. To typowa dla Polski – by zacytować prof. Antoniego Dudka – kultura przesady. Dodałbym, że polska elita, a już zwłaszcza obecna, cierpi na immanentną niezdolność do przeprowadzania operacji chirurgicznych. Wszystko jest robione młotem i cepem. To tak jak z zamknięciem 200-metrowej strefy wokół Gazoportu w Świnoujściu, co grozi krachem właścicielom okolicznych pensjonatów oraz budowanemu od 25 lat prywatnemu muzeum w Forcie Gerharda (obok latarni morskiej). Ale ta władza po prostu nie umie inaczej. (Nawiasem, czekam na obiecane przez wojewodę zachodniopomorskiego odpowiedzi na wysłane do jego sekretariatu pytania w tej sprawie.)
Na Forum Polskiej Gospodarki opisałem, jak moim zdaniem przebiegał proces decyzyjny w sprawie rozporządzenia wydanego przez wojewodę zachodniopomorskiego. Nie inaczej było zapewne ze wzmożeniem służb wokół kolei. W polskich strukturach władzy – obojętnie, na poziomie samorządu, województwa, ministerstwa czy spółek skarbu państwa – rządzi bowiem mechanizm strachu przed oskarżeniem, że się czegoś nie zrobiło albo odwrotnie – że się coś zrobiło. Dlatego kluczowym pojęciem jest dupokrytka. Jako że jest wojna za wschodnią granicą, a pan premier wprowadził któryś tam poziom zagrożenia (alfa, beta, gamma czy omikron – nie pomnę), więc wszyscy potencjalnie odpowiedzialni na gwałt zaczęli sobie robić dupokrytki. Ponieważ zaś mamy do czynienia z władzą (która zresztą pod tym względem niespecjalnie różni się od innych) z gruntu niekompetentną i zaludniającą stanowiska miernymi, biernymi, ale wiernymi – kompletnie nieważne jest, jakie będą skutki uboczne owego dupokrytkowania się. W tym wypadku dotyczą one grupy i aktywności z pewnością nie kluczowej – od fotografowania pociągów nie zależy przecież niczyja egzystencja – ale nie ma to znaczenia. Ważne jest, że znów wylewa się dziecko z kąpielą.
Czy zagrożenie nie istnieje? Oczywiście, że istnieje. Dotarł do mnie na przykład opis sytuacji, kiedy to grupa osób podających się za pracowników Urzędu Transportu Kolejowego przeprowadziła – nie niepokojona przez pracowników stacji, którzy nawet współpracowali – fikcyjną inspekcję jednego ze składów. O sprawie została powiadomiona Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. I bardzo dobrze. Ale warto zwrócić uwagę, że jeśli ktoś tutaj czegoś nie dopilnował, to pracownicy stacji, którzy od rzekomych pracowników UTK nie zażądali legitymacji i zlekceważyli procedurę, nakazującą UTK pisemnie powiadamiać o zaplanowanych kontrolach. Dlaczego z powodu takich zaniedbań mają ucierpieć hobbyści?
Tylko całkowity idiota może zakładać, że potencjalny szpieg czy tym bardziej sabotażysta będzie się zachowywał jak klasyczny miłośnik kolei: rozstawi sobie przy torach statyw, na statywie umieści pokaźnych rozmiarów lustrzankę (albo dużego bezlusterkowca – są coraz popularniejsze), założy pomarańczową kamizelkę i będzie tam stał przez dwie godziny, z niczym się nie kryjąc, kręcąc sobie przejeżdżające pociągi. A kiedy zjawi się SOK i zażąda dokumentów, ruski szpion posłusznie wydobędzie zza pazuchy legitymację KGB. Bystrzy SOK-iści wtedy zorientują się natychmiast, że to Stirlitz.
Być może w takim razie rację mają ci, którzy twierdzą, że nie chodzi tu wcale o zapobieganie szpiegostwu lub sabotażowi, ale o utrudnienie działania zbyt dociekliwym obywatelom, którzy nagrywali przejeżdżające pociągi, aby następnie na tej podstawie wskazać, jak ogromne ilości uzbrojenia i innych dóbr Polska przekazuje Ukrainie? Nie wiadomo.
Z pewnością nie istnieją przepisy, które ustanawiałyby ogólny zakaz fotografowania i nagrywania kolei. A jeśli rządzący takiego zakazu by chcieli i uważają, że jest zasadny, powinni go wprowadzić ustawą, bo zgodnie z konstytucją tylko w ten sposób można ograniczać wolności obywatelskie. Coś w tym stylu zaplanowano niestety w ustawie „szpiegowskiej” – zmiana w Ustawie o obronie ojczyzny ma przywrócić znany z Peerelu zakaz fotografowania. Co oczywiście jest również kompletnym absurdem – prawdziwym szpiegom w niczym nie przeszkodzi, bo jest tysiąc sposobów na zrobienie zdjęcia po kryjomu, za to utrudni życie zwykłym ludziom.
Postanowiłem zwrócić się do PKP Polskich Linii Kolejowych z pytaniami, dotyczącymi nękania miłośników kolei. Do działu prasowe firmy skierowałem następujące pytania:
• Czy PKP PLK podjęły systemowe działania wobec miłośników kolei, zajmujących się fotografowaniem lub filmowaniem? Jeśli tak, to jaki jest tego powód, zakres, skala?
• Czy te działania, w szczególności działania Straży Ochrony Kolei, odbywają się na podstawie formalnie wydanych przez zarząd PKP PLK dyspozycji? Komu takie dyspozycje zostały wydane, jaka jest ich treść i podstawa prawna?
• Jeśli takie działania zostały podjęte, to czy jest to inicjatywa zarządu PKP PLK czy też wynika to z interwencji zewnętrznej, np. ABW?
• Na jakiej podstawie prawnej działają funkcjonariusze SOK, domagając się zaprzestania utrwalania obrazu i zatrzymując osoby dokonujące takiego utrwalania?
• Czy zarząd PKP PLK zamierza w tej sprawie zwrócić się do środowiska miłośników kolei, podjąć z nim jakiś dialog, w jasny sposób zakomunikować, jak wygląda sytuacja?
Z dziennikarskiego doświadczenia wiem, że jedynie około 30 proc. instytucji publicznych, do których kieruje się pytania, odpowiada na nie ściśle, konkretnie i rzeczowo. Reszta odsyła ogólniki, na ogół nietrzymające się istoty sprawy. W dużej części było tak i tym razem.
Pani Magdalena Janus z zespołu prasowego PKP PLK odpisała następująco:
Tereny kolejowe są miejscem, po którym poruszać się mogą tylko do tego uprawnieni pracownicy. Osoby zatrzymane na nielegalnym przechodzeniu przez tory, przebywające w miejscach niedozwolonych lub korzystające bez uprawnienia z infrastruktury kolejowej narażają się na mandat.
Kwestie dotyczące wstępu na obszar kolejowy regulują następujące przepisy:
• Ustawa o transporcie kolejowym z dnia 28 marca 2003 r.
• Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 6 kwietnia 2021 r. w sprawie przepisów porządkowych obowiązujących na obszarze kolejowym, w pociągach i innych pojazdach kolejowych oraz w pomieszczeniach przeznaczonych do obsługi podróżnych korzystających z transportu kolejowego na dworcach kolejowych.
• Uchwała Nr 925/2018 Zarządu PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. z dnia 20 listopada 2019 r. w sprawie wprowadzenia Instrukcji „Zasady wstępu na obszar kolejowy zarządzany przez PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. Id-21”.
Nie ma formalnego zakazu wykonywania zdjęć linii kolejowych, jeśli osoba wykonuje zdjęcia w miejscu publicznie dostępnym. Mając na względzie wprowadzenie przez Prezesa Rady Ministrów stopni alarmowych zagrożenia terrorystycznego, filmowanie i fotografowanie infrastruktury kolejowej wraz z publikacją zarejestrowanych nagrań stanowisk posterunków ruchu, szlaków kolejowych wraz z towarzyszącą infrastrukturą kolejową, może stanowić poważne zagrożenia związane z wykorzystaniem do nielegalnych działań tego rodzaju materiałów przez różnego rodzaju organizacje lub podmioty zewnętrzne. W związku z powyższym mogą wystąpić również wzmożone patrole funkcjonariuszy SOK na stacjach i przystankach oraz szlakach kolejowych, a osoby poruszające się po terenach kolejowych, które nie są ogólnodostępne, w przypadku ich ujęcia narażają się na sankcje określone we właściwych przepisach.
W razie potrzeby zebrania materiałów dotyczących kolei, wymagających wejścia na tereny niedostępne dla podróżnych, należy uzyskać zgodę właściciela obiektu lub zarządzającego terenem.
Czytając ministerialne rozporządzenie trudno pojąć, dlaczego SOK miałby w ogóle interweniować w sprawie utrwalania obrazu pociągów czy – jak to miało miejsce w przypadku wspomnianego vlogera kolejowego – filmowania w jadącym pociągu. Akt bowiem w ogóle o fotografowaniu i filmowaniu nie wspomina. Jeśli nadgorliwi SOK-iści mieliby ochotę wysadzić kogoś z pociągu z takiego powodu, należy zażądać podstawy prawnej i absolutnie składać skargę na takie działania.
W odpowiedzi PKP PLK jest natomiast pewien haczyk. Otóż mało kto zdaje sobie sprawę, że ogromna część ogólnodostępnych (fizycznie) terenów w pobliżu torów kolejowych należy do PKP PLK właśnie – jakkolwiek nie jest to w żaden widoczny sposób oznaczone. Dlatego – jak relacjonował jeden z miłośników kolei, którego taka przygoda właśnie spotkała – mandatem karane może być nie fotografowanie, ale samo przebywanie nas obszarze kolejowym bez zezwolenia. Nie tylko z aparatem, ale w ogóle. I tak zapewne służby będą się właśnie teraz zachowywać. Co jest kompletnie bez sensu, ale nadmiarowość działań to drugie imię III Rzeczypospolitej pisowskiej.
Ciekawym pytaniem jest – i tu już musieliby się wypowiedzieć prawnicy – czy należy przyjmować mandat za przebywanie na obszarze kolejowym, jeśli ten obszar w żaden sposób nie został oznaczony (można by jego zasięg sprawdzić najwyżej na mapach geodezyjnych, ale kto takie ze sobą nosi?) ani wygrodzony, a zarazem ma taki charakter, że zlewa się całkowicie w jeden ciąg z teren otaczającym. Jest to na przykład po prostu dalsza część łąki przy torach. Innymi słowy – czy można wymagać od obywatela podporządkowania się zakazowi, jeśli rozpoznanie jego zakresu jest w praktyce w zasadzie niemożliwe? Można to porównać do pytania, czy policja ma prawo wystawić mandat za przekroczenie prędkości rowerem, skoro taki pojazd nie musi być wyposażony w prędkościomierz, a ocena szybkości na oko jest złudna.
We wpisie na Facebooku autor strony „Kolejowe Zagłębie” (nawiasem – polecam!) pisze: „Dopóki sytuacja wokół kolei się nie uspokoi, lepiej nagrywać i fotografować kolej z miejsc określonych w punkcie 1. artykułu 58. Ustawy o transporcie kolejowym. Na razie nie ma zakazu nagrywania kolei z miejsc publicznie dostępnych więc ani nie możesz dostać za to mandatu ani nie możesz być za taką czynność legitymowany”. Obawiam się, że użycie słowa „dopóki” świadczy o daleko idącej naiwności. Problem z wszelkimi ograniczeniami swobód – nawet pozornie tak błahymi jak fotografowanie kolei – polega zawsze na tym samym: mają tylko jeden kierunek. Wolności łatwo ograniczyć, ale cofanie tych ograniczeń zdarza się bardzo, bardzo rzadko.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości