Postęp jest fetyszyzowany, tymczasem nic nie jest dobre tylko dlatego, że jest nowsze. Postęp sam z siebie nie jest dobry. Ba, w przeszłości bywał uzasadnieniem koszmarnych zbrodni oraz zniewolenia.
Kilkakrotnie trafiłem na YouTube na reklamę jakiegoś samochodu na baterię – nie wiem, jakiego, bo nie obejrzałem do końca. A nie obejrzałem, bo w reklamie na początku padają słowa, mające nas zachęcić do kupna tego cudeńka na prąd, mówiące o tym, że uosabia ono „postęp”. I to samo przez się ma być takie cudowne, że natychmiast powinniśmy wyłożyć te 200 czy 250 tys. i kupić wspomniane autko.
Tę reklamę wyłączałem zawsze po słowach o postępie (szczęśliwie pojawiała się taka możliwość – przycisk „pomiń reklamę”). I nie był to tylko bezwarunkowy odruch pomijania reklam. Wynikało to z mojej głębokiej niechęci do fetyszyzowania idei postępu.
Z tym fetyszyzowaniem mamy dzisiaj do czynienia chyba równie często co w dobie oświecenia, choć nie podejmuję się orzekać, kiedy skutki okazały się gorsze. Również dlatego, że skutki fetyszyzacji postępu w XVIII wieku już znamy, a tych z wieku XXI – jeszcze nie.
Oświecenie przyniosło – żeby być sprawiedliwym – wiele dobrych wynalazków, dyskusji, koncepcji. Jednak przyniosło także straszliwe zbrodnie, popełniane właśnie w imię postępu. W mikroskali – zamordowanie Ludwika XVI i Marii Antoniny w 1793 r., a właściwie także ich syna, Ludwika XVII, którego po prostu zadręczono i zagłodzono. Dziedzic tronu Francji, oddany przez rewolucyjnych bandytów na „wychowanie” do szewca pijaka, miał, według oficjalnej wersji, umrzeć w 1795 r. na gruźlicę. W makroskali kulminacją idei postępu były postępowe metody radzenia sobie z nieposłusznymi wandejskimi i bretońskimi chłopami oraz częścią tamtejszej szlachty, którzy w 1793 r. ośmielili się wszcząć bunt przeciwko rewolucji, odbieraniu im księży oraz powoływaniu do wojska przez „nową” Francję: masowe topienie na barkach na Loarze, szlachtowanie bez użycia cennej amunicji i rozróżnienia na płeć oraz wiek (w słynnej korespondencji między paryskim dowództwem a generałem Westermannem znajduje się jednoznaczne zalecenie, żeby nie pozostawiać nikogo przy życiu, bo przeciwnicy rewolucji w Wandei mają się już nigdy nie odrodzić – ewidentne świadectwo ludobójstwa) czy nawet – jeśli wierzyć relacjom samych Błękitnych, czyli członków sił republikańskich – postępowe wykorzystywanie skóry zabitych w sposób, który 150 lat później być może bezwiednie naśladowali Niemcy, mordujący Żydów.
Postęp był zawsze bardzo wygodnym pretekstem do brania ludzi za twarz. To w jego imię stworzono i zaczęto niestety wcielać w życie komunizm w jego najbardziej paskudnych postaciach. To postęp miał sam z siebie uzasadniać wykorzenienie religii, o które na początku istnienia Związku Sowieckiego walczył istniejący pod egidą sowieckiego państwa Związek Wojujących Bezbożników. Lecz tradycja walki z religią w imię postępu była już wtedy długa. Jej ślady można by nawet znaleźć w tym, jak stosunek Europy do konfederacji barskiej urabiali postępowi autorzy na Zachodzie, przedstawiając ją jako rewoltę ciemnoty (pomijając rozliczne patologie, jakie konfederacja – wyniesiona potem na romantyczne ołtarze między innymi przez Słowackiego – faktycznie uosabiała).
Postęp uzasadniał też powstanie pól śmierci w Kambodży. Plan stworzenia przez Czerwonych Khmerów iluzorycznego, opartego na absurdalnych założeniach nieludzkiej inżynierii społecznej idealnego społeczeństwa miał swoje uzasadnienie właśnie w postępie. Dotychczasowe społeczeństwo było zacofane, trzeba je było popchnąć do przodu. Wbijając motykę w głowę niesłusznych elementów antypostępowych.
Powie ktoś (z całą pewnością tak powie): co to ma jednak wspólnego z jakimś samochodem elektrycznym i w ogóle tymi wszystkimi świetnymi pomysłami, które nam się dzisiaj serwuje, a które mają symbolizować postęp? Przecież tu chodzi o całkiem inny postęp – nie fanatyczny postęp polityczny, bazujący na przymusie, ale dobrowolny postęp technologiczny, którego istotą jest ułatwianie ludziom życia. Uczynienie go mniej uciążliwym i przyjemniejszym.
Częściowo się zgadzam: w tym postępie z reklamy auta na baterię nie chodzi o zabijanie kogokolwiek. Jednak istota rzeczy jest identyczna.
Po pierwsze – to tylko pozór, że ten postęp nie jest oparty na przymusie. Pokazuje to zresztą najlepiej kwestia samochodów spalinowych w UE: tu odebrano nam już możliwość wyboru (a dokładnie – ma to nastąpić w 2035 r., lecz decyzja już zapadła). Mechanizmy wielkich interesów i dominacja korporacyjnych gigantów w powiązaniu z polityką sprawiają, że postęp faktycznie nie jest już fakultatywny, ale właśnie obowiązkowy. Nie da się od niego uciec. Co bardzo ważne i co odróżnia jego obecną postać od dawniejszych form postępu technologicznego, tych z XIX czy nawet jeszcze XX w., to właśnie mechanizm tworzenia przymusu. Postępowe pomysły i technologie nie muszą sobie już wywalczać miejsca w warunkach wolnego rynku. Wystarczy, że dostateczną siłę wpływu w często bardzo ograniczonych i hermetycznych kręgach politycznych mają lobbyści danej technologii czy sektora. Zapada decyzja polityczna i koniec. Wolny wybór znika.
Po drugie – groźna jest sama fetyszyzacja postępu jako czegoś dobrego samo przez się. Tu pojawiają się dwa zagrożenia. Pierwsze to jak zwykle pytanie, kto trzyma klucze do definicji postępu, a więc kto będzie decydował, co jest postępowe, a co nie jest. Drugie to zastępowanie dobrych, sprawdzonych, naturalnie działających rozwiązań czymś, co ma być lepsze tylko dlatego, że jest nowsze. Tymczasem tak jak o słuszności i pożyteczności jakiegoś rozwiązania nie decyduje to, czy jest ono powszechne czy unikatowe, tak samo nie decyduje o tym to, czy jest nowsze czy starsze.
Jeżeli przyjrzeć się nowym rozwiązaniom technologicznym, to ich skutki będą w pełni widoczne dopiero za jakiś czas. I wcale nie muszą być wspaniałe. O druzgocącym wpływie mediów społecznościowych i powszechności internetu na mózgi młodszych pokoleń (także wpływie czysto fizycznym) napisano już całkiem dużo i względnie dobrze to zbadano. Ale weźmy inny, bardziej wycinkowy przykład. Niedawno ktoś podrzucił mi na Twitterze informację o tym, że w Norwegii firmy ubezpieczeniowe odnotowały znaczący wzrost szkód związanych z wypadkami. Po sprawdzeniu, okazało się, że przyczyną jest rozpowszechnienie w Norwegii (za sprawą ulg i dotacji, pogwałcających zasady wolnego rynku) aut elektrycznych, z których niemal wszystkie wyposażone są w wielkie tablety, służące do obsługi nawet bardzo podstawowych funkcji. Ta moda trafiła już także do samochodów spalinowych. Pozornie postępowe i nowoczesne rozwiązanie okazuje się nie tylko niewygodne w obsłudze, ale również najzwyczajniej niebezpieczne.
Ile jeszcze pomysłów, uznawanych dzisiaj za postępowe, a więc dobre same przez się, z czasem okaże się szkodliwych?
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie