Klimatystycznych fanatyków napędza bezkarność. Muzeum Mauritshuis, gdzie klimatystyczna bojówka zaatakowała "Dziewczynę z perłą" Vermeera, oświadczyło, że "rozumie aktywistów" zamiast stanowczo i bezwarunkowo potępić ich barbarzyństwo.
Stara zasada wywodząca się z czasów rzymskich głosi: volenti non fit iniuria. Oznacza ona, że jeżeli ktoś z własnej nieprzymuszonej woli znalazł się w określonej sytuacji, to nie dzieje mu się niesprawiedliwość. Dlatego w prawie cywilnym kwestia ustalenia, do jakiego stopnia osoba zaskarżająca jakąś umowę jako krzywdzącą mogła mieć świadomość, co podpisuje, jest tak ważna. Sztandarowym przykładem kontrowersji wokół tej właśnie sprawy jest problem umów frankowych kredytów hipotecznych.
Uważam, że tę dokładnie zasadę powinno się stosować wobec coraz agresywniej zachowujących się chuliganów klimatystycznych. Na razie używam jeszcze tego właśnie określenia – chuligani – a nie terroryści, choć właściwie ich zachowanie balansuje na granicy terroryzmu szeroko rozumianego. Obawiam się jednak, że i na terroryzm sensu stricto wkrótce przyjdzie czas, jeśli nie będzie stanowczej reakcji. Ale o tym dalej.
Taki stosunek do zielonych chuliganów powinien działać już od dawna. Od momentu, gdy bojówki Grinpicu zaczęły atakować platformy wiertnicze. Grinpic robi to bardzo prosto – wpływając swoimi statkami lub częściej pontonami pełnymi chuliganów w strefę bezpieczeństwa platformy, co wymusza zastopowanie wydobycia. Nie jestem ekspertem od ochrony platform wiertniczych, mogę sobie jednak wyobrazić, że przyczyny są dwie. Po pierwsze – konieczność zapewnienia bezpieczeństwa osobom znajdującym się w łodziach nieupoważnionych do przebywania w sąsiedztwie platformy. Po drugie – konieczność zapewnienia bezpieczeństwa instalacji i pracującym na niej ludziom. Nie wiadomo przecież, co podpływający ludzie planują i jakie mają zamiary.
Jasne jest, że firmy naftowe kierują się procedurami, które mają i na takie sytuacje. Kierują się także troską o swój wizerunek i dlatego chuliganeria klimatystyczna wygrywa. Chuliganeria wie, że jest bezkarna, przynajmniej w momencie, gdy próbuje sterroryzować załogę platformy swoją obecnością. A przecież członkowie Grinpicu podejmują decyzję o wtargnięciu do strefy bezpieczeństwa platformy całkowicie świadomie. To jest ich cel. A skoro tak, powinni być w pełni świadomi konsekwencji. Chcą walczyć o planetę – niech to będzie prawdziwa walka, połączona z ryzykiem utraty życia, jeśli ochrona platformy uzna, że mogą stanowić dla niej zagrożenie. Żadnego przerywania wydobycia. Wyraźne ostrzeżenie, a po nim – zatopienie łodzi. I oczywiście wydobycie rozbitków.
Takie podejście powinno obowiązywać w przypadku wszystkich podobnych protestów, choć nie we wszystkich ryzyko jest tak wielkie. Jeśli na przykład klimatystyczni aktywiści przyklejają się do drzwi czy budynków, nie odrywajmy ich od nich. Niech sobie tam siedzą, póki się sami nie odkleją. Nie zadbali o rozwiązanie problemu dostarczania żywności lub wydalania? Trudno, to ich problem. No, może ewentualnie również tych, którzy musieliby przechodzić obok, gdyby ta ostatnia kwestia zaczęła się, by tak rzec, rozwiązywać sama.
Najtrudniej odpowiedzieć na pytanie, co począć z klimatystycznymi aktywistami, którzy w ostatnim czasie zaczęli się zasadzać na dzieła sztuki. Co ciekawe, ich ofiarą nie padło żadne dzieło sztuki nowoczesnej. Nie wylali zupy na „Moje łóżko” Tracey Emin ani na któreś z obrzydlistw braci Chapman. Za to zaatakowali między innymi „Słoneczniki” Vincenta van Gogha, a wczoraj – „Dziewczynę z perłą”, przewspaniałe dzieło flamandzkiego mistrza Johannesa Vermeera z lat 60. XVII w. Kolejny raz obraz był schowany za szybą, więc przyklejenie się do niego przez jednego z chuliganów szczęśliwie go nie uszkodziło, ale przecież tylko kwestią czasu jest, aż jakiś klimatystyczny kretyn postanowi faktycznie zniszczyć bezcenne dzieło, wychodząc z typowego dla fanatyków założenia, że wobec „katastrofy klimatycznej” nic nie jest święte ani wystarczająco cenne, żeby pozostawić to w spokoju.
Wynika to z atmosfery przyzwolenia na te akty barbarzyństwa. Muzeum Mauritshuis, gdzie obraz się znajduje, w oświadczeniu napisało, że „rozumie aktywistów klimatycznych”. To słowa horrendalne. Zaatakowane muzeum powinno ten akt barbarzyństwa wobec sztuki, przypominający praktyki talibów w Afganistanie, jednoznacznie potępić i nie wyrażać dla niego żadnego zrozumienia. No, ale to nie mieściłoby się w granicach współczesnej poprawności politycznej, w ramach której klimatystyczni histerycy mają status świętych krów. Swoje dorzucają różni kreatorzy opinii, którzy co prawda wprost akcji takich jak w Mauritshuis nie pochwalają, ale klepią swoją klimatystyczną narrację od lat, opowiadając dyrdymały o „zielonym konserwatyzmie” i o tym, że może panna Thunberżanka faktycznie nieco dramatyzuje, lecz co do zasady ma przecież rację. Nawiasem, uderzenia klimatystów na muzea to również zasługa wspomnianej, a dziś już nieco zapomnianej Szwedki. To ona grzmiała przecież: „Chcę, żebyście panikowali”. To plonem jej działań jest pokolenie bezmyślnych histeryków, niezdolnych do jakiejkolwiek głębszej refleksji nad własnymi żądaniami, powtarzających automatycznie podsuwane im przez innych frazy, cierpiących na lęki i psychicznie sponiewieranych.
Dużo w tej sprawie robi od lat „Gazeta Wyborcza”, której dziennikarz pośpieszył zrobić wywiad z klimatystką, która zamachnęła się na obraz Van Gogha, niejaką Phoebe Plummer. Dokładne omawianie tej żenującej rozmowy nie ma sensu – klimatystyczni idioci nie są zdolni do żadnej głębszej analizy. Nie rozumieją gospodarki, nie interesują ich konsekwencje hipotetycznego spełnienia ich postulatów ani to, jak bardzo zbiednieją z tego powodu przeciętni ludzie. Panna Plummer z koalicji „Just Stop Oil” powtarza znane doskonale frazesy o tym, że „walczymy o życie”:
Obecne rezerwy i eksploatowane złoża ropy wystarczą Wielkiej Brytanii na osiem lat. W tym czasie musimy dokonać sprawiedliwej transformacji do energii odnawialnej: zapewnić szkolenia dla osób, które muszą się przekwalifikować; pomóc ocieplić domy; wsparcie dla transportu publicznego. I powinni za to zapłacić giganci branży paliwowej i miliarderzy. W tym roku szef BP powiedział, że firma „ma tyle pieniędzy, że nie wie, co z nimi robić”. Co za bezczelność, mówić to w momencie, gdy ludziom nie starcza na przeżycie! Z pewnością pielęgniarki, które muszą korzystać z pomocy żywnościowej, albo rodzice odmawiający sobie posiłku, by nakarmić dzieci, mieliby pomysł, na co przeznaczyć te pieniądze.
Zdaniem rządzących właśnie nowe wydobycie ropy ma pomóc obniżyć ceny.
Zupełnie się z tym nie zgadzamy. Nie większe wydobycie, tylko przejście na energię odnawialną pomoże obniżyć rachunki. Bo OZE jest nawet dziewięciokrotnie tańsze! […]
Stałam się bardziej świadoma tematu kryzysu klimatycznego, około 4-5 lat temu. Zawsze lubiłam przyrodę, przebywanie w naturze, kemping. Kiedy dowiedziałam się o tym, jak poważnym zagrożeniem są zmiany klimatu, robiłam wszystko, co wtedy wydawało się w moim zasięgu: przeszłam na weganizm, zaczęłam kupować tylko używana odzież, przestałam latać samolotem, chodziłam na protesty, pisałam do parlamentarzystów.
Powiedzmy wprost: poziom analizy rzeczywistości, który prezentuje panna Plummer, można by jeszcze zaakceptować u ucznia niższych klas szkoły podstawowej, i to słabej. U osoby pełnoletniej takie dyrdymały wskazują na ekstremalne deficyty intelektualne, zaś opis jej zaangażowania jest obrazem narastania obsesji porównywalnej do członkostwa w sfanatyzowanej sekcie.
Wiara w taniość OŹE – bez rozróżnienia ich rodzajów, uwzględnienia kosztów powstania urządzeń, ich resursu, kosztów środowiskowych ich ustawienia czy warunków geograficznych w danym kraju. Albo beztroska deklaracja, że w osiem lat należy przeprowadzić kompletną transformację energetyczną, za którą mają zapłacić „bogacze”. Już te dwa wątki pokazują, że mamy do czynienia z najgroźniejszym rodzajem fanatyzmu: fanatyzmem kompletnych idiotów, nieświadomie zapewne nawiązującym do komunizmu.
Wielokrotnie pisałem, że są grupy ludzi, z którymi jakakolwiek dyskusja nie jest możliwa ani nie ma sensu. Miejsce klimatystycznych fanatyków jest w aresztach, a nie wśród panelistów na konferencjach i spotkaniach. To szkodliwa banda, którą trzeba utemperować, zanim przekonanie o bezkarności napędzi ich do czynów naprawdę już ekstremistycznych. Chciałbym się mylić, ale przewiduję, że jeśli zabraknie stanowczości, dojdzie do tego już za dwa, trzy lata.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości