W ramach podziału odbudowy kraju, Kijów zaoferował wypruwającej sobie żyły Polsce region, który może pozostać poza zasięgiem latami albo na zawsze
W Sienkiewiczowskim „Potopie” jeden z najsłynniejszych dialogów rozgrywa się w Zamościu, który jest świadkiem negocjacji pomiędzy Polakami a poselstwem oblegających miasto Szwedów. Najpierw do potężnej twierdzy w imieniu szwedzkiego monarchy jedzie Paweł Jan Sapieha, ale starosta kałuski, Jan Sobiepan Zamoyski dowodzący obroną, oznajmia za pośrednictwem pana Zagłoby, że ze zdrajcą rozmawiać nie będzie i domaga się, aby mu Karol Gustaw przysłał rodowitego Szweda. (W rzeczywistości Pawla Jana Sapiehy nie sposób uznać jednoznacznie za zdrajcę mimo okresu współpracy z Karolem Gustawem – sprawa była znacznie bardziej skomplikowana niż opisuje Sienkiewicz.) Tak też się dzieje – w twierdzy zjawia się pan Forgell.
Forgell jako przebiegły dyplomata stara się wpłynąć na Zamoyskiego pochlebstwem lub też tłumaczeniem racji, jakie stoją za szwedzkim najazdem. Wszystko na nic. Wreszcie w niejakiej desperacji powiada:
– Za otwarcie bram twierdzy jego królewska mość ofiaruje waszej książęcej mości województwo lubelskie w dziedziczne władanie!
Zapada cisza, a w tej ciszy po polsku (rozmowa ze Szwedem toczy się po łacinie) odzywa się do Zamoyskiego pan Zagłoba:
— Ofiaruj, wasza dostojność, królowi szwedzkiemu w zamian Niderlandy.
— A ja ofiaruję jego szwedzkiej jasności Niderlandy! – wypala po łacinie Zamoyski. W sali wybucha śmiech, Forgell opuszcza Zamość jak niepyszny.
Rada Jana Onufrego Zagłoby, aby podarować królowi szwedzkiemu Niderlandy, czyli coś, czym Zamoyski nijak dysponować nie mógł – w odpowiedzi na ofertę ofiarowania Polakowi czegoś, do czego z kolei nie miał prawa król Szwecji – weszła do polskiej kultury na stałe, co zresztą pokazuje geniusz Sienkiewicza. Darować komuś Niderlandy oznacza tyle co oferować – na ogół w zamian za coś innego – coś nieosiągalnego, do czego oferujący albo sam nie ma prawa, albo nie jest w stanie tej oferty spełnić.
Stanęła mi ta przepiękna scena z Trylogii przed oczami, gdy spojrzałem na mapę pokazującą, jakie części Ukrainy mają odbudowywać poszczególne państwa zaangażowane w pomoc Kijowowi. Te plany zostały ogłoszone dopiero co na konferencji w Lugano w Szwajcarii. Polska, przypomnijmy, jest w absolutnej czołówce pomagających, w wartościach bezwzględnych ustępując tylko USA. W odniesieniu do wielkości PKB byliśmy miesiąc temu z kolei na trzecim miejscu, za Estonią i Łotwą. Ta statystyka nie obejmuje jednak pomocy dla uchodźców, więc bardzo możliwe, że po jej doliczeniu wyprzedzilibyśmy oba państwa bałtyckie.
Można się zgodzić z tym, że jest to jakiegoś typu inwestycja w nasze bezpieczeństwo – choć można absolutnie dyskutować o tym, jaka jest jej opłacalność i czy jej wysokość nie jest zbyt duża. W szczególności jeśli uwzględnić to, jakie są konsekwencje dla polskich obywateli. Na razie sankcje uderzają przecież głównie w nas.
Jednak drugim rodzajem zwrotu z tej inwestycji powinien być – mówiąc brutalnie, ale międzynarodowa polityka interesów jest z zasady brutalna – zysk dla polskiej gospodarki z odbudowy Ukrainy. I na to wielu przez długi czas liczyło. Ba, wielu mogło nawet oczekiwać, że Polska zostanie potraktowana wyjątkowo, specjalnie, że przypadnie nam miejsce, gdzie będziemy mogli względnie szybko i efektywnie zacząć na odbudowie Ukrainy zarabiać. Tymczasem Ukraińcy zaoferowali nam Niderlandy.
Oglądając mapę zniszczonych regionów (pamiętajmy, że to wciąż wyraźna mniejszość terytorium ukraińskiego państwa) sądziłem początkowo, że źle widzę albo źle interpretuję to, co widzę. Ale nie: nawet nie na wyłączność, ale wspólnie z Włochami – które owszem, Ukrainie pomagają, ale w nieporównanie mniejszym stopniu niż my, tak niewielkim, że w wielu statystykach się w ogóle nie pojawiają – mamy zająć się odbudową regionu donieckiego. Owszem, to bardzo zniszczony region, więc i pracy będzie tam dużo. Jest tylko jeden drobny problem: ten obszar jest praktycznie cały pod kontrolą tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, czyli faktycznie rosyjską i absolutnie nic nie zapowiada, żeby Ukraina w przewidywalnym czasie była w stanie go odzyskać. Inaczej mówiąc – ukraińscy przyjaciele podzielili skórę na niedźwiedziu, przy czym nam przypadła ta część niedźwiedzia, która może pozostać poza zasięgiem przez lata. Albo na zawsze.
Dla kontrastu – ci źli Niemcy, którzy sabotują dostarczanie Ukrainie broni i w ogóle są najgorsi, otrzymali ofertę odbudowy obwodu czernihowskiego, pozostającego pod kontrolą Ukrainy i względnie oddalonego od regionu walk.
W kontekście takich sytuacji ukraiński haj polskich elit sprawia coraz bardziej groteskowe wrażenie. W tle pobrzmiewa stara prawda dotycząca relacji międzynarodowych: jeśli partner będzie widział, że może mieć od nas wszystko za frajer, to tak właśnie będzie z nami grał.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka