Przeciętny Polak ocenia politykę międzynarodową i postaci mężów stanu nie z punktu widzenia ich skuteczności lub korzyści osiąganych przez dane państwo, ale tego, czy opierają się na podstawach słusznych i moralnie chwalebnych. Jego zdaniem mężem stanu nie należy nazywać kogoś, kto nie dopieszczał Polaków.
Dyskusja z przeciętnym Polakiem o polityce, a już zwłaszcza polityce międzynarodowej, bywa doświadczeniem trudnym. Przeciętny Polak bowiem nie widzi spraw w kategoriach interesu, skuteczności, korzyści dla własnego państwa, ale przede wszystkim w kategoriach słuszności. Jeśli coś jest jego zdaniem słuszne, to ma absolutne pierwszeństwo, niezależnie od tego, że może ściągnąć straszliwe nieszczęścia na naród i państwo.
Dlatego słuszne były powstania listopadowe i styczniowe. Słuszne było bezgranicznie wręcz wystąpienie Józefa Becka w maju 1939 r. Słuszne było Powstanie Warszawskie i cała związana z tym ludzka i materialna hekatomba. A także jakże słuszne jest, że Polska zarzyna własną gospodarkę i niszczy swoje finanse publiczne, dumnie wysuwając się na czoło grupy krajów pomagających Ukrainie. Zaś Jarosław Kaczyński, uniesiony własną wspaniałością i zapewne przekonany, że zapisuje się właśnie w historii jako postać równa Piłsudskiemu, zapowiada, że owszem, pomagamy najwięcej i będziemy pomagać dalej, żeby nie wiem co, bo tak trzeba. To klasyczne sprzężenie zwrotne między elektoratem, napełnionym poczuciem wyższości moralnej i słuszności, a politykami, którzy z tego korzystają. Politycy napędzają tę emocję, ta wyrywa się spod kontroli, więc mogą już tylko ślizgać się na tej fali – nie są w stanie jej przyhamować. Nie trzeba chyba tłumaczyć, jak to jest niebezpieczne.
Z tej postawy wynika jeszcze jedna trudność: utożsamienie oceny dokonań polityka czy państwa z oceną moralną, właściwą relacjom międzyludzkim. Mniejszy problem, jeśli chce się w Polsce stwierdzić, że wybitnym politykiem był, dajmy na to, kardynał Richelieu czy kanclerz Metternich, bo oni jakoś bezpośrednio na nas nie oddziaływali – choć i tutaj mogą się zacząć pojawiać zastrzeżenia. Ale jeśli stwierdzić, że wybitny był choćby Winston Churchill – podniesie się rwetes, że jak to – wybitny – skoro zdradził Polskę w Teheranie i Jałcie?! A Bismarck? Wybitny?! Przecież nienawidził Polaków! A że obiektywnie stworzył potęgę Niemiec – nie ma znaczenia. Był zły – i już.
To kompletne pomylenie porządków. Wybitnym politykiem można było być, prezentując postawę skrajnie wobec Polski nieprzychylną – kimś takim byli choćby Katarzyna Wielka czy Fryderyk Wielki. Wielkość w polityce międzynarodowej nie polega na tym, że polityk jest miły dla Polaków ani na tym nawet, że jest wzorcem cnót moralnych. Wielkość polega na tym, że umiał lub umie skutecznie chronić interesy własnego państwa i narodu. Antypolskie działania Bismarcka tak właśnie były umotywowane, a ich źródłem była pochlebna dla nas w gruncie rzeczy diagnoza, że Polacy nawet pod rozbiorem i faktyczną okupacją są wciąż groźnym przeciwnikiem, trzeba ich zatem dodatkowo przycisnąć. W gruncie rzeczy swoimi poczynaniami Żelazny Kanclerz wystawił nam laurkę.
Można się spierać o wielkość i ocenę poszczególnych mężów stanu, ale na pewno kryterium oceny nie może być to, czy ich lubimy, a już na pewno nie to, czy z punktu widzenia rozemocjonowanego Polaka czynili rzeczy słuszne. Polacy tego nie pojmują, dlatego tak wielki sprzeciw u tak wielu wywołuje dzisiaj wskazywanie, że Viktor Orbán dobrze zadbał o interes Węgrów wobec wojny na Ukrainie – choć oczywiście czas może jeszcze sfalsyfikować tę tezę. Jak to – dobrze zadbał?! Przecież targuje się o ropę zamiast razem z nami porywać szabelkę w dłoń!
To problem znacznie poważniejszy niż tylko powodujący pewną niedogodność w internetowych dyskusjach. Stoi za tym bowiem w dużej mierze endemiczna dla Polaków niezdolność do myślenia w kategoriach prakseologicznych oraz realizacji własnego interesu, która odbija się na całym życiu publicznym. Gdyby postawić obok siebie dwóch polityków, z których jeden powie: „Bez fanfar, po cichu realizując własny interes zarobimy, a wroga pobijemy cudzym kosztem, choć mogą o nas nie najlepiej mówić”, a drugi oznajmi: „Powiodę was w bój za Prawdę i Honor, zapewne wszystko stracimy i nic nie zyskamy, ale będziemy po dobrej stronie i wszyscy będą nas podziwiać!” – Polacy w większości będą zachwyceni tym drugim i jego wybiorą.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka