Sylwia Spurek chce nam zaglądać do talerza, a Szymon Malinowski - do garażu. Dziedziny inne, ale metoda ta sama. Typowa dla totalniackiej lewicy.
Zapoznałem się z głębią przemyśleń dwóch osób pozornie kompletnie ze sobą niezwiązanych. Pierwsza osoba to prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery, szefujący portalowi „Nauka o klimacie” – guru polskich klimatystów. Druga to Sylwia Spurek, europosłanka znana z wywodów o gwałconych krowach, zwolenniczka całkowitej rezygnacji z wykorzystywania zwierząt na potrzeby człowieka. Wydawałoby się, że nic tych dwóch postaci nie łączy. Sylwia Spurek coś tam wprawdzie o klimacie też mówi, głównie w kontekście puszczania przez krowy bąków, co, jak wiadomo, ma nas kierować wprost ku katastrofie klimatycznej. I na odwrót – jeśli prof. Malinowski coś tam mówi o zwierzętach, to zapewne nie w kontekście ich rzekomych „praw”, lecz wydalania przez nie do atmosfery tego czy owego. Poza tym Sylwia Spurek to polityk, a prof. Malinowski – naukowiec. Rozmowa z Szymonem Malinowskim ukazała się w magazynie „Noizz”, z Sylwią Spurek – w magazynie „Gazety Wyborczej”.
A jednak obie te postaci łączy więcej niż być może same chcą zauważyć: obie w imię własnych obsesji chcą narzucić nam sposób życia dalece odbiegający od obecnego, uważając ten, który im się marzy, za jedyny właściwy i obiektywnie słuszny.
Tego ostatniego wyrażenia – obiektywnie słuszny – użyłem nieprzypadkowo. Takie jest rozumowanie obojga – żadne z nich nie jest w stanie dopuścić, że ktoś może ich podejścia nie podzielać.
Spurek mówi kilkakrotnie w czasie rozmowy, że ludziom należy dostarczyć informacji, a gdy już te informacje otrzymają, powinni – jak rozumiem jej wywód – sami z siebie stać się weganami. Śmiem twierdzić, że jest mnóstwo ludzi, którzy mają wystarczająco wiele informacji na temat sposobów wykorzystywania zwierząt przez człowieka, a mimo to od weganizmu są jak najdalej. Ja jestem tego najlepszym przykładem. Spurek w żadnym momencie nie objawia, co z takimi, których wegańskie oświecenie nie oświeci.
Powtarza jednak – poza nieprawdopodobną liczbą ideologicznych frazesów – to, co mówiła już w innych miejscach: że to, co mamy na talerzu, nie jest naszą prywatną sprawą. Domaga się także wprowadzenia zakazu hodowli zwierząt od 2040 r. No więc jak to w końcu jest – chodzi tylko o to, żeby dać ludziom informację czy może o to, żeby zacząć im zabraniać tego, co się nie podoba pani Spurek?
Spurek w rozmowie powiada: „Nie, Polska jest gotowa na Spurek, i nawet UE jest gotowa, ale nie jesteśmy jeszcze gotowi na merytoryczną debatę. Dlatego ja przesuwam jej granice, byśmy mogli ją zacząć i by ci, którzy przyjdą po mnie, mogli stworzyć wegański świat”. To otwarte przyznanie się do przesuwania okna Overtona.
Joseph Overton, zmarły w 2003 r. w wieku zaledwie 43 lat politolog, przez lata wiceprezes wolnorynkowego Mackinac Center for Public Policy, opracował pogląd o zakresie („oknie”) spraw, o których bezpiecznie może mówić polityk. Możliwość realizacji danej polityki, zdaniem Overtona, zależała nie od planów czy preferencji polityka, lecz od tego, czy dany pomysł mieści się we wspomnianym zakresie (zwanym również oknem dyskursu). Podążając śladem Overtona, komentator polityczny Joshua Treviño opracował skalę, definiującą położenie danej idei na skali Overtona: nie do pomyślenia, radykalne, akceptowalne, sensowne, popularne, oficjalna polityka. Lewica przesuwa na tej skali kolejne idee ku jej końcowi. To, co o „prawach zwierząt” wygaduje Spurek, faktycznie jeszcze jakiś czas temu było „nie do pomyślenia”, a dziś jest już tylko „radykalne”. Trzeba tu oczywiście zaznaczyć, że położenie danej idei na skali Overtona-Treviño nie ma nic wspólnego z tym, czy faktycznie ma ona sens, czy jest słuszna i czy powinna być zrealizowana. Mówimy jedynie o społecznej percepcji.
Co z kolei wygaduje Szymon Malinowski? Malinowski w żadnej znanej mi wypowiedzi nie odniósł się nigdy do żadnych sceptycznych argumentów dotyczących metody, której używa się, żeby sprzedawać publicznie tezę o nadchodzącej katastrofie klimatycznej. Podkreślam: chodzi o metodę, nie o dyskusję na poziomie tego czy innego badania. A więc na przykład o przedstawianie tego, co w istocie jest jedynie hipotezą, jako faktu. Albo o ordynarną wręcz manipulację rzekomym konsensusem naukowym w sprawie zmian klimatu (analizowałem tę sprawę w kilku swoich tekstach). Nie to jednak jest najważniejsze, bo o to prof. Malinowskiego i tak nie pytano.
Szymon Malinowski powiada m.in. tak:
Dlatego uważam, że po osiągnięciu bezpiecznego pułapu finansowego powinniśmy bardziej doceniać nasz wolny czas i traktować go jako tę cenną wartość. Nie musimy otaczać się kolejnymi przedmiotami, nie musimy być coraz bogatsi, powinniśmy raczej udoskonalać nasz system społeczny, tak by wszyscy (czy prawie wszyscy) ten kluczowy poziom osiągali i mogli mieć dobre życie i dalej się rozwijać wedle upodobań, ale nie niszcząc przyrody. To będzie nie tylko lepsze dla nas, ale też dla klimatu. […]
Myślę, że globalne Południe może się rozwinąć w aspekcie opieki zdrowotnej, długości życia czy jakości edukacji, ale niekoniecznie każdy musi mieć SUV-a. My też nie musimy mieć. Zachód strasznie dużo napsuł, więc to przede wszystkim na nas spoczywa odpowiedzialność i to my powinniśmy być pionierami umiaru.
Malinowski prezentuje tu klasyczną koncepcję degrowth – modną na lewicy koncepcję zwijania się gospodarczego w imię ochrony planety. Ciekawe, swoją drogą, w jaki sposób sam ją realizuje – gdzie mieszka, jak często kupuje nowe rzeczy i czym jeździ. Przede wszystkim jednak między wierszami – bo oczywiście takie pytanie nie pada – możemy wyczytać złowrogą zapowiedź: Malinowski mówi, co jest jego zdaniem słuszne, ale przecież nie chodzi tu o pochwalenie się własnymi poglądami, lecz o wskazanie, co powinno zostać wymuszone. Prof. Malinowski opowiada, co powinniśmy, ale musi przecież wiedzieć, że jest mnóstwo ludzi, którzy inaczej niż on definiują „bezpieczny pułap finansowy” oraz którzy jeździć SUV-em po prostu lubią i uznają to za jeden z czynników, dzięki którym ich życie jest dobre. Tak jak Spurek chce nam zaglądać do talerza i żąda, żeby obrzydły nam soczyste steki, a nawet krowie mleko, tak Malinowski chce nam kontrolować garaż, czy przypadkiem nie stoi w nim jakiś SUV, oraz sprawdzać konto, czy nie kupujemy za dużo rzeczy.
Oboje sytuują się wyraźnie na lewicy – nie z powodu swoich wyborów partyjnych (nie mam zresztą pojęcia, jakich dokonuje Malinowski, mogę tylko podejrzewać), ale dlatego, że dla lewicy właśnie typowe jest dążenie do narzucania ludziom koncepcji, których oni nie wybierają w ramach wolnego wyboru, a które lewica uznaje za zbawcze dla świata. Tak jest od czasów, gdy towarzysz Lenin z pomocą grupki fanatyków zaczął realizować komunizm w praktyce. Tu nic się nie zmieniło. W istocie i Malinowski, i Spurek to totaliści, choć na razie jeszcze lekko się maskujący. Nie miejmy jednak złudzeń.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości