Gdy Marek Migalski przeszedł na „drugą stronę” i zadeklarował, że wystartuje w wyborach z listy PiS,
skrytykowałem nie tyle jego decyzję, co sytuację, w jakiej ją podjął – zwłaszcza w kontekście obrony, w jaką wcześniej wzięła go znaczna liczba ludzi w związku z jego habilitacją. Nie wycofuję się z tego, co wówczas napisałem, ale po lekturze
wywiadu z Migalskim w sobotnim „Plusie-Minusie” muszę mu oddać sprawiedliwość i uznać, że w swojej nowej sytuacji zachowuje się, jak na nasze liche standardy, niezwykle uczciwie.
Chodzi przede wszystkim o kwestię jasnego stawiania sprawy: skoro jestem dzisiaj kandydatem konkretnej partii w wyborach do PE (lub jakichkolwiek innych), nie mogę udawać niezależnego eksperta. I Migalski udawać nie próbuje, w przeciwieństwie do niektórych innych kandydatów, których zresztą w wywiadzie wymienia z nazwiska. Faktycznie, próby, jakie podejmują niektórzy, aby przekonać wszystkich, że ich kandydowanie pozostaje bez żadnego wpływu na ich „eksperckie” opinie, bywają żenujące. Podobnie jak nieporadność lub zwyczajnie zła wola dziennikarzy, którzy nie informują odbiorców, że mają do czynienia z partyjnym kandydatem w wyborach lub przyjmują, że nie wpływa to na wygłaszane sądy.
Druga sprawa to otwartość, z jaką Migalski przyznaje się, że zaangażował się w grę, gdzie obowiązuje czarno-biała logika. Gdy Małgorzata Subotić cytuje słowa Jadwigi Staniszkis: „Stał się pan teraz więźniem politycznej polaryzacji, w której wszystko może być albo tylko białe, albo tylko czarne” – Migalski stwierdza, że częściowo tę argumentację przyjmuje. Jaka to ulga spotkać zaangażowaną politycznie osobę, która nie próbuje na siłę dowodzić, że jedynie nasza partyjna prawda jest najobiektywniejsza na świecie, a wszystkie inne prawdy partyjne są z definicji nieprawdziwe. Co więcej, Migalski nie wykazuje na razie cech neofity, które sprawiają, iż niektórzy dopiero co zaangażowani w politykę lub będący świeżo po zmianie barw partyjnych, stają się postaciami wręcz groteskowymi. Słyszałem kilka jego kuluarowych wypowiedzi dla dziennikarzy, które opierały się na bardzo rozsądnym podejściu: nie wszystko, co robi Platforma, jest i musi być z definicji złe, ale po prostu my mamy lepsze pomysły. I to jest stawianie sprawy fair.
Ktoś w Salonie24 pisał już o wywiadzie z Migalskim, krytykując go za przyznawanie decydującej roli osobowościom w polityce. Ten ktoś (nie jestem w stanie tego wpisu zlokalizować, a system wyszukiwania w S24 jest wciąż do chrzanu) nie zrozumiał chyba, co mówi Migalski. Migalski stwierdzał mianowicie jedynie fakt, opisywał rzeczywistość, a dokładnie ten jej aspekt, którego wcześniej, jako naukowiec, nie doceniał. Nie było w tej wypowiedzi żadnego wartościowania ani zaleceń, iż powinno być tak albo inaczej.
I to kolejna sprawa, o której Migalski wspomina, krytykując niektórych komentatorów za moralizatorstwo zamiast analizowania i opisywania.
Gdy „Wprost” poprosiło mnie kilkanaście dni temu, abym wymienił czterech najbardziej cenionych przeze mnie komentatorów naukowców (zaznaczając, że mogą się na tej liście znaleźć również osoby dziś kandydujące do PE), na mojej liście był Migalski. Po lekturze wywiadu nie żałuję swojego wskazania.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka