Jest rok 1982.
Siły Izraela interweniują w Libanie. Samoloty szturmowe bombardują syryjskie radary i instalacje przeciwlotnicze. Osłonę stanowi 6 nowo nabytych w Stanach Zjednoczonych samolotów przewagi powietrznej F-15, wspartych przez lżejsze i wysoko manewrowe F-16.
Jeden z pilotów F-15 wspomina zdenerwowanie - wielokrotnie powtarzano mu że samolot ten kosztuje tyle ile szpital w Hajfie. Wizja tego szpitala mu przeszkadza.
Z dużym opóźnieniem reagują syryjskie siły powietrzne. Samolot wczesnego ostrzegania i dowodzenia walką powietrzną - latający radar: E-2 Hawkeye - przekazuje systemem Link informacje o zbliżającej się ogromnej grupie samolotów syryjskich. Ilość jest przerażająca - kilkadziesiąt szybko zbliżających się sowieckich MiGów-23 i 21.
Gdy są widoczne już na radarach F-15, izraelscy piloci wystrzeliwują pociski BVR (Beyond Visual Range) - AIM-7 Sparrow. Po chwili syryjscy piloci widzą je na swoich, znacznie mniej zaawansowanych radarach - choć widzą je późno: zakłócanie elektroniczne spełnia swoją rolę. Nie ma reakcji. Radzieccy doradcy poinformowali że skuteczność pocisków średniego zasięgu jest żadna. Po chwili zostaje trafionych kilkanaście MiGów. Ciągle bez kontaktu wzrokowego i klasycznej walki powietrznej. Dopiero teraz Syryjczycy rozpraszają się w panice. Wysokomanewrowe F-16 i wysokie wyszkolenie pilotów F-15tek sprawia że pogrom jest dopełniony - kolejnych kilkanaście MiGów znajduje się na dnie doliny Bekaa. W walkach Syryjczycy utracą razem ponad 80 samolotów - Izrael - żadnego (jedynie 2 szturmowce zostały trafione zestawami obrony przeciwlotnicznej).

Izraelskie F-15
Ta bitwa pokazała siłę pocisków średniego zasięgu i jak mogą wpłynąć na bitwę powietrzną. Później w historii starć powietrznych większość zestrzeleń będzie dokonywana bez widoczności przeciwnika - lepszy radar, lepsze dowodzenie, lepsza skuteczność.
Jakże inaczej wyglądała pewna inna wojna w powietrzu.
Na początku lat 90tych wybucha wojna między Etiopią i Erytreą. Dwa biedne kraje pozyskały za ogromne dla nich sumy pieniędzy samoloty konstrukcji sowieckiej - Etiopia Su-27 a Erytrea MiG-29. Koszty wyniosły około 25 milionów dolarów za jedną maszynę. Etopię wspierali doradcy rosyjscy, a Erytreę ukraińscy.
Podobne starcie. Grupa kilku MiG-29 lotnictwa Erytrei wykrywa 2 etiopskie samoloty Su-27. Mają szczęście - samoloty etiopskie oddalają się i nie widzą MiGów na radarach. Erytejczycy odpalają salwę radzieckich pocisków średniego zasięgu R-27R - najwcześniejszą wersję tego uzbrojenia.

MiG-29 odpala pocisk R-27
Żaden nie osiąga celu.
Za to etiopscy piloci zawracają swoje rosyjskie maszyny i namierzają MiGi. Jeden z pilotów namierza jednego MiGa po drugim i .... odpala w stronę każdego te same pociski R-27R. Wszystkie chybiają....
Dochodzi do starcia na bliski dystans. Lekki MiG teoretycznie ma przewagę - ale starcie kończy się zestrzeleniem jednego z erytrejskich MiGów - etopskie Su wychodzą bez szwanku.
W starciu tym siłę swoją pokazały za to radzieckie termiczne pociski krótkiego zasięgu typu R-73. W tej wojnie zebrały krwawe żniwo.
Doszło do kilku podobnych starć powietrznych - zawsze scenariusz był ten sam. R-27 chybiały celu a o wyniku starcia decydowała bliska walka. I zawsze Su-27 wygrywały - erytrejczycy nie strącili żadnej Su-ki, a utracili prawie wszystkie swoje MiGi-29. Z jednym wyjątkiem - raz rakieta R-27 wybuchła blisko MiGa który został uszkodzony na skutek czego rozbił się. Na 24 wystrzelone pociski R-27 w tej wojnie trafił zatem jeden.
Tak na marginesie w wojnie tej doszło do pierwszego zwycięstwa powietrznego na samolocie odrzutowym w wykonaniu pilota-kobiety.
Piękna etiopska pilotka Amsale Gualu prowadząc Su-27 dostrzegła dwumiejscowy erytrejski MiG-29UB w wersji szkolnej. Najprawdopodobniej był nieuzbrojony. Wezwała go przez radio i zażądała poddania się i wylądowania na etiopskim lotnisku. Odpowiedź była odmowna, ale poznała głos swojego... dawnego instruktora. Odpaliła najpierw jeden pocisk, potem drugi. Instruktor oba wymanewrował (nie wiadomo czy R-27 czy R-73, jeśli R-73 to mistrz nad mistrzami). Ostatecznie zestrzeliła MiGa przy pomocy działka. Instruktor zginął.

Amsale Gualu
I teraz sprawa polska.
Nasze MiG-29 zostały ostatnio zmodernizowane i to za całkiem spore sumy - 10 milionów złotych sztuka. Tymczasem przenoszą one owe feralne pociski R-27 w wersji R. Być może dzięki nowym supernowoczesnym systemom wizualizacji pola walki dostrzegą wcześnie przeciwników. Jednak salwa rakiet może mieć skutek taki jak nad Afryką - czyli żaden. Być może owe afrykańskie pociski są feralne, być może nasze Siły Powietrzne przeprowadziły testy które wykazały ich większą skuteczność.
Jednak jeśli będzie wyglądać to tak jak w Afryce to nasi piloci będą padać jak muchy, gdyż zarówno białoruskie jak i rosyjskie siły powietrzne dysponują pociskami R-27 w znacznie nowocześniejszych wersjach. MiGi z bliżej nieokreślonych powodów doznały również masakry ze strony używanych przez Rosjan i Białorusinów Su-27. Może zatem wydać kolejne 10-20 milionów na sztukę aby wyposażyć MiGa w inny radar i amerykańskie AMRAAMy? Jeśli jest to w ogóle możliwe. Są też inne opcje wyposażenia się w nowocześniejsze systemy walki średniego zasięgu. Na przykład pozyskanie poniemieckich Phantomów - tanie, nowoczesne radary i AMRAAMy, lub czeskie L-159 - także tanie, dobry radar i nowoczesne pociski. Być może nie są to dobre pomysły, ale w każdym razie boję się o nasze MiGi w starciu.

Polskie MiGi-29, piękne, ale ich pociski mogą być bezużyteczne
37 lat, pracuję jako specjalista w Oslo
pisuję głównie o historii i ekonomii
ostatnio o podrózach, mentalności Skandynawów i Chińczyków
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura