Łukasz Rzepiński Łukasz Rzepiński
1756
BLOG

Norwegia cz.II "Ewakuacja"

Łukasz Rzepiński Łukasz Rzepiński Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

 Troche o Oslo

Oslo na zdjeciach oraz w przewodniku nie zachwycilo mnie. Ot prowincjonalny palace krolewski, jakas mini twierdza, troche parkow, ktore sa jedna z glownych atrakcji miasta (a zatem jest to raj dla biegaczy, ekologow i emerytow). Poniewaz Norwegia wydala na swiat moze szesciu wielkich ludzi (sarkazm) to kazdemu pobudowano muzeum. I tak sa to oczywiscie Munch, doskonaly rzezbiarz Vigeland, pisarze Ibsen i Hamsun (Ibsen podobno zyl tak regularnie ze odkladal pioro w polowie zdania gdyz nadchodzila pora spaceru do kawiarni). Sporo odkrywcow, zapewne za sprawa odkrywczego ducha Wikingow. A zatem jest Amundsen oraz cale muzeum poswiecone slynnej wyprawie z Ameryki Poludniowej do Oceanii na trzcinowej tratwie “Kon-Tiki”, ktorej dokonal  Thor Hayerdahl. Do tego, mysle sobie, wizerunek miasta poprawiaja ladujac hipernowoczesna architecture tu i owdzie.

Nie ma zdjecia czy filmu ktore oddaloby wrazenie ogromu Manhattanu. Na miejscu przezywa sie cos co prywatnie nazwalem “szok przestrzenny”. Podobnie niepowtarzalna atmosfere ma Oslo. Po godzinnej jezdzie z lotniska wsrod lasow i pedantycznych domkow z powiewajacymi norweskimi flagami, do Oslo wjezdza sie prawie natychmiast i to zaraz do centrum. Od razu ukazuje sie supernowoczesny gmach opery skonstruowanej tak, aby odwiedzajacy mial wrazenie ze znajduje sie w bryle lodu (zalecane okulary przeciwsloneczne podczas przebywania w srodku). Spacerujac po Oslo ma sie wrazenie niezwykle przyjaznej, przytulnej przestrzeni. Na zdjeciach w przewodnikach wyglada ona pedantycznie, bez rozmachu i wieje nuda. Od razu jednak odczulem wrazenie ze miasto w jakis sposob “przytula”. Przestrzenie w centrum sa zorganizowane tak, aby chcialo sie tam przebywac. Niesamowite wybrzeze. Nie tylko za sprawa lodzi i nieduzej kamiennej twierdzy. Ale co za architektura wspolczesna! I znowu ten efekt “przytulania” – to nie sa zimne gmachy jak np na La Defense w Paryzu mowiace “patrzcie podziwiajcie, jakim jestem wielkim architektem”. Skonstruowane na nadbrzezu z drewna, aluminium i szkla miasto zostalo wypelnione kawiarniami, mostkami nad kanalami oraz sztucznymi plazami. Co prawda kiedy hula wicher, a w Oslo hula czesto, te aluminiowe konstrukcje wydaja jeki dusz potepionych Wikingow (slusznie potepionych za rabunki klasztorow i kosciolow), ale ten sposob budowy “dla czlowieka” oraz obecnosc trawy, duzej ilosci drewna, sprawia ze ma sie ochote tam przebywac.

To w tych aluminiowych konstrukcjach pojekuja duchy

Dzielnica Frogner, gdzie mnie ulokowano, jest z kolei pelna kamieniczek, parkow  i tych slicznuteczkich, drewnianych skandynawskich domkow. Duzo przedszkoli i dzieci. Po parkach skacza dziwne, malutkie, wesole ptaszki wesolo machajac ogonkami i przyjemnie gulgoczac – nie ma takich w Polsce.

Poniewaz Norwegowie nie bardzo zwracaja uwage na innych, a juz szczegolnie obcych, robienie zdjec ludziom stanowi znacznie mniejszy problem niz gdzie indziej. To “zamkniecie” jest troche w sprzecznosci z wieczornymi zwyczajami: otoz zgodnie z luteranska tradycja w oknach nie ma zaslon. Wieczorem mozna dokladnie obejrzec sobie jakich posiadamy sasiadow oraz jakie sa ich ulubione zajecia.

W klinczu

Idealne panstwo socjalne nie moze obyc sie bez drukow, procesow, pozwolen. Jednoczesnie nie mozna sie spieszyc z ich zalatwianiem, bo przeciez urzednik ma rodzine, musi zachowac odpowiedni “work balance”. Miejmy nad nim litosc. Nie mozna oczekiwac ze np numer pesel zostanie nam nadany po tygodniu! To nie Ameryka, gdzie ci  barbarzyncy nie maja nic uregulowane, albo jakas neoliberalna Polska. Poczekasz sobie 2 miesiace, zwiedzisz Oslo, zrelaksujesz sie.. wydasz w tym czasie 40.000 koron na utrzymanie i poczujesz sie lepiej. Tu jest Skandynawia.

Konto w banku? No jakze to tak? Bez peselu? To by kazdy przybleda mogl sobie zalozyc konto! Nie jest dopuszczalne by kazdy komu sie to podoba mial konto. Bank to powazna instytucja – sa marmury, drewno, dobrze odziani bankowcy. No przeciez nie bedzie pan w swiezej koszuli sciskal reki jakiemus niepeselowcowi.

Poniewaz moj polski telefon miewa problem z laczeniem rozmow postanowilem nabyc norweska karte SIM. Tajka w kiosku rozlozyla przede mna kilka starterow. Po chwili zadala pytanie: “ale pan nie jest stad”? (Co mam odpowiedziec? Jestem, a po angielsku przyzwyczailem sie mowic w US Army?). I chowa wszystkie pozostawiajac jakas dziwna siec “MyCall”. Nie przypomiam sobie duzego operatora w Norwegii o tej nazwie. Nastepnie po dluzej debacie z wysoka Chinka, otrzymuje karte rejestracyjna. Wypelniam ja, Tajka sprawdza zgodnosc wpisu z numerem mojego paszportu. Jest! Mam karte SIM. Zamieniam w telefonie. “W celu aktywacji karty podaj social security number lub aktywuj ja w siedzibie operatora”. Gdzie jest siedziba MyCall? Karte ze zloscia wrzucam na dno torby.

W moim mieszkaniu nie ma pradu, w dodatku jest zimno, gdyz grzejniki sa elektryczne. Manipuluje bezpiecznikami – nic. Dzwonie do mojej firmy, po dluzszych deliberacjach z dzialem HR namierzono dzial administracji. Chinka z trudem rozumie o co mi chodzi. Sprawia rowniez wrazenie obrazonej ze czegos od niech chce. Po pol godziny oddzwania z genialnym pomyslem: nalezy zadzwonic do “landlord”! Genialnie Sherlocku. Numer do landlorda mam w mieszkaniu tylko ze nie odbiera caly dzien. Pod wieczor obdzwoniwszy wszystkie podane w ulotce w mieszkaniu numery alarmowe (polowa z nich nalezala do ludzi ktorzy nie mieli pojecia o co chodzi) dodzwonilem sie do hipermanagera, ktory oswiadczyl ze “aaa, to w takim razie twoja firma nie zaplacila za prad”! Rece mi opadly. Nazajutrz (i nocy przy swieczkach) chinska administratorka po 4 telefonach wreszcie wziela sie do roboty. Najpierw powiedziala ze to niemozliwe ze rachunek jest nieoplacony, gdyz placa oni wszystkie naraz. Kazala udac sie do domu I wlaczyc bezpiecznik centralny. Tylko ze jest on w zamknietej na korytarzu szafce. Dzwonie na podany przez administratorke numer elektrowni – kaza mi podac numer licznika, ktory jest zamkniety w szafce. Landlord po paru godzinach wydzwaniania powiada ze bardzo przeprasza ale jest na podrozy we Francji I wroci za kilka dni. Wreszcie jakim sposobem otwieram szafke. Plomba na liczniku jak nic! Moge latwo przelaczyc wylacznik ale plomba powiada cos o policji. Nie chce policji, spedzam noc przy swieczkach.

Nazajutrz zaoferowano mi tymczasowe towarzystwo grubego Chinczyka wygladajacego jak niezgula z “Kung Fu Hustle”. Nie ma mowy – po tym jak zobaczylem firmowa ubikacje (co ci Chinczycy tam wyprawiaja?). To juz wole spedzic weekend przy swieczkach – sprawe podobno maja zalatwic w poniedzialek.

Otrzymanie w firmie laptopa z rozbitym ekranem dobija mnie ostatecznie. Trudno, jutro, wszystko jutro.

Ewakuacja

Ciezko sie czyta Woloszanskiego przy swietle swieczek, co gorsza Wedrowniczek z lotniska szybko sie konczy. Kara za palenie 1500 NOK? Dobra zapale przy oknie, kupie odswiezacz, mieszkanie i tak zdaje za 2 miesiace. Pale, pale, czytam, czytam, swieczki plona. Zimna noc sie zapowiada, a ogrzewanie jest elektryczne – czyli nie ma go. Wpadam na Polska Mysl Racjonalizatorska. Goraca woda jest – otwieram drzwi od prysznica i puszczam ukrop. Od razu pomaga – robi sie cieplej.

Nagle dziko zaczyna wyc syrena. No tak! To przez moje palenie! (Potem okaze sie ze to nie przez papierosy) Slysze tupot na korytarzu. Mysle na zimno – okna: natychmiast otwarte, pety – natychmiast do kibla, reszta Wedrowniczka – natychmiast do lodowki. Wygladam na korytarz. Ta syrena wyje w calej kamienicy! Ludzie w pizamach wyskakuja z mieszkan – niektorzy szybko, niektorzy, szczegolnie Hindusi jakby juz to przezyli kilka razy. Jeden mnie pyta: “co, papierosy?”. Ja mowie: “nie, to przez swieczki”. Wychodze na podworze i przepraszam wszystkich, mowie ze to przez swieczki. I o dziwo stykam sie z pelna poprawnosci politycznej i zrozumienia atmosfera: nic nie szkodzi, tak zdarza sie. Ani sladu zlosci, ludzie nawet sa zadowoleni ze cos sie wydarzylo i maja okazje sobie porozmawiac. Wprawiony w bojach z alarmem Hindus wylacza go, podczas gdy Norwezka o twarzy zaawansowanego alkoholika rozmawia ze straza pozarna. Wszyscy rozchodza sie powoli do domow. I ja wchodze to mojego ciemnego mieszkania. Nagle! Szperacz. Ciemnosc rozdziera swiatlo latarki. No tak, to security budynku przyjechalo z automatu. W drzwiach rudy, przystojny Norweg. Twarz: do bolu otwarta, szczera, poprawna politycznie. Angielski perfekcyjny. Tlumacze ze to przez swieczki, on na to ze to nie mozliwe. Wchodzi do mieszkania. No tak, zapach papierosa jeszcze swiezy. Leze. Jednak nie zwraca na to uwagi, szuka ognia. W koncu przypominam sobie o prysznicu. No tak, to przez pare z prysznica. Mam byc ostrozny – zwraca mi uwage. Chetnie przyjmuje jego pouczenia – bede ostrozny. A I jeszcze drobiazg: spisanie paszportu. Podaje pokornie.

Dzis juz nie bedzie palenia.

Praca

Z kosmosu norweskiego laduje w kosmosie chinskim. Biuro w ktorym pracuje polozone jest niesamowicie. Znowu ta fantastyczna drewniano, aluminiowo, szklana architektura polozona tuz nad fiordem. Alejki do spacerow nad morzem. Nowoczesne instalacje – przez wyswietlacz dlugo na dziesiatki metrow biegna cytaty. Jest to biuro norweskiego operatora Telenor, a moja chinska firma ulokowala sie w tym samym biurze, jest to typowa strategia umozliwiajaca bliski i natychmiastowy kontakt z klientem. Tylko jaki kontakt? Mowiony angielski Chinczykow jest fatalny – musimy sobie powtarzac niektore zdania lub slowa po cztery razy. Nic dziwnego ze chcieli zatrudnic Europejczyka. Na moje stanowisko poszukiwali Norwega, a poniewaz ludzi o tej specjalnosci jest w Europie moze kilkuset, a Norwegowie potwornie drodzy I w dodatku moj swiatek jest maly a nie zetknalem sie nigdy z Norwegiem o mojej specjalizacji to zdecydowali sie na Polaka.

Pierwszego dnia przebywalem w pracy tylko godzine, poniewaz nic nie bylo zalatwione odeslano mnie do domu. Nastepnego tez nie moge sie jeszcze zalogowac do intranetu, a w czasie jak wymieniaja mi laptop, ktory otrzymale z rozbitym ekranem, siedze i obserwuje sceny rodzajowe. Malutka Chineczke przyzywa manager. Siadaja w szklanym pokoju. Manager w pozycji samca alfa, nogi rozlozone, wygodnie rozparty w krzesle, gestykuluje. Chineczka na rogu krzesla, rece zlozone na kolanach, potakuje – zapewne jakies prawdy objawione splywaja z ust tego managera. Wychodzi prawie z placzem i zabiera graty z biurka. Siedzaca obok ladna murzynka rozmawia z nia ze wspolczuciem. Poza tym wszyscy siedza w swoim introwertycznym swiecie, nikt nie zwraca na mnie uwagi. Prawie zadnego Europejczyka.

Koporacje wydaja zwykle pisma branzowe. Biore kilka do reki, aby zapoznac sie z firma. Pierwszy artykul opowiada o piatce inzynierow z Ghany, ktorzy za dobra prace wygrali wycieczke do glownej siedziby firmy w Shenzen. Pisza o kwiatach w parkach, zbyt slodkim jedzeniu, o tym ze staraja sie w pracy i ze sa wdzieczni firmie za ta wycieczke. Jeden wspomina jak to wzial do swojego biura w Ghanie synka, ktory gdy zobaczyl go w otoczeniu nowoczesnego sprzetu zakrzyknal “tato, chce byc taki jak Ty”. Drugi artykul opowiada o systemie oceny osobistej. Mloda chinska ksiegowa opowiada ze przy pierwszym projekcie dostala ocene 19 na 40 punktow. Szczegolnie gdy zapytano ja co znacza niektore skroty w systemach technologicznych – oblala sie rumiencem. Niezbyt dobrze. Wziela sie do pracy, duzo czytala I samodoskonalila sie. Otrzymala za pol roku wielka szanse – opracowac budzet wielkiego projektu. Przed jego oddaniem nie mogla spac. Manager udzielil jej oceny: 29 na 40 punktow. Szybko wychodzi do toalety aby nie zobaczyl jej lez radosci. (To nie sa zarty!) Kolejny hinduski project manager opowiada ze pracowal w roznych firmach, ale byl tylko zwyklym czlowiekiem biznesu. Odkad trafil do tejze chinskiej korporacji I pojechal na szkolenie z wartosci etycznych firmy jego zycie zmienilo sie diametralnie. Zaczal je stosowac w zyciu osobistym I stal sie dzieki temu lepszym czlowiekiem.

Z trudem panuje nad smiechem. Jednak ta firma wygrywa. Inne pisma wspominaja o kontraktach o wielkosciach kilkadziesiat razy wiekszych niz te do ktorych bylem przyzwyczajony.

Nagle wpada chinski prezes oddzialu. Wita sie ze mna: jak dobrze ze jestes Lukasz. Mamy tutaj nowe wielkie projekty, bardzo liczymy na ciebie. Jego swita poslusznie wita sie ze mna. Juz nie jestem anonimowy. Zza biurek ludzie rzucaja mi dyskretne spojrzenia. Za chwile wszystko wraca do normy: Chinczyk obok spozywa jablko – ciamka przy tym i pluje. W kuchni inni jedza pizze: ciamkaja przy tym I pluja slina na boki.

Otwieram dokumentacje systemow: jestem zdumiony. Sa doskonale. Referencje u duzych europejskich operatorow (ktorzy sie po prostu tym nie chwalili). Gdyby nie fakt ze niektore slajdy widzialem w dokumentacji europejskiej.

Wkrotce czeka mnie wycieczka do innego kraju skandynawskiego oraz niewykluczone ze pewnego azjatyckiego. Rzadzi tam junta wojskowa. Uprzejma prosba o prace w sobote z powodu pilnego projektu. Witamy w Chinach!

37 lat, pracuję jako specjalista w Oslo pisuję głównie o historii i ekonomii ostatnio o podrózach, mentalności Skandynawów i Chińczyków

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Rozmaitości