Łukasz Rzepiński Łukasz Rzepiński
1190
BLOG

Nord vegen - droga na północ

Łukasz Rzepiński Łukasz Rzepiński Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 7
(oto fragmenty mojej opowieści o Norwegii, gdzie od kilku miesięcy mieszkam)
 
 
 
Nord vegen - droga na północ
 
Moja norweska przygoda jest w zasadzie przygodą norwesko-chińską, gdyż będę pracować w chińskiej firmie w Oslo.
 
Trwają przygotowania do wyjazdu. Ale mniejsza z tym, nie będę Was zanudzać codziennymi sprawami o które trzeba zadbać przed taką zmianą w życiu.
 
Dużo czytam ostatnio o Norwegii i postanowiłem się podzielić kilkoma smaczkami, które wyczytałem o tym ciekawym kraju. Sama nazwa kraju jest wezwaniem do podróży: Nord Vegen - oznacza "droga na północ", co znajduje odzwierciedlenie również w nazwie angielskiej: Norway.
 
Zorza polarna
 
 
Bardzo chcę zobaczyć to zjawisko. Znajomy Fin, słysząc moje podniecenie w głosie kiedy o tym opowiadam, wzrusza tylko ramionami i mówi: "tak, obcokrajowcy się tym ekscytują". Dla mnie jest to jednak coś tak magicznego jak śnieg dla mieszkańca pustyni.
 
W zimie na północy Norwegii odbywa się festiwal zorzy polarnej, na czym on polega - nie wiem. Podejrzewam że na piciu ziołowej wódki i zagryzaniu jej sztokfiszem pod feerią kolorowych, niebiańskich świateł. Najciekawsze są jednak wierzenia i próby tłumaczenia tego zjawiska. Naukowe wytłumaczenie jest możliwe dopiero przy pomocy XX wiecznej fizyki. Dla tych którzy są z nią na bakier powiem tylko w skrócie, że zorza wywoływana jest przez wiatr słoneczny - strumienie cząstek wyrzucanych w wybuchach słonecznych mają dostęp do Ziemi tylko w okolicach biegunów, w innych częściach kuli ziemskiej są odbijane przez ziemskie pole magnetyczne. Przy biegunach wchodzą w interakcję z górnymi warstwami atmosfery. W zależności czy cząstka słoneczna aktywuje cząstki tlenu, azotu, helu czy innych pierwiastków, taki kolor światła zostanie uzyskany. W skrócie: zorza polarna to taka gigantyczna neonówka - zasada działania jest ta sama.
 
W XIX wieku Celsjusz jednak naukowo tłumaczył, że światła te są efektem działalności gigantycznego wulkanu na biegunie. Saamowie na północy, twierdzą że zorzę można nie tylko zobaczyć, ale także usłyszeć. Wikingowie z kolei wierzyli że są to odbłyski zbroi Valkirii - wojowniczek dziewic. Najciekawsze jednak jest inne - całkiem logiczne tłumaczenie również pochodzące od Wikingów. Otóż zorza polarna to nic innego jak gigantyczne rozbłyski słoneczne odbijające się od ogromnych ławic śledzi!
 
Dwie katedry
 
Oglądając zdjęcia największej w Norwegii, a nie wiem czy nie w całej Skandynawii katedry w Trondheim uświadomiłem sobie, że widziałem kiedyś coś podobnego.
 
 
Katedra w Trondheim
 
I to w dość odległym zakątku świata. Zuppa di cozze (pyszne małże w sosie pomidorowym), espresso, la dolce vita... było to w Cefalu na Sycylii. Sycylia przez około 200 lat znajdowała się pod panowaniem Wikingów, a jeden z ich władców ufundował na Sycylii katedrę w stylu normańskim. Proporcje bardzo podobne:
 
 
Katedra w Cefalu
 
Tylko temperatura inna.
 
Ameryka i Grenlandia
 
Od pewnego czasu wiadomo, że pierwszym Europejczykiem który postawił stopę na kontynencie amerykańskim był Leif Eriksson. A wydarzyło się to dawno: w czasie kiedy Mieszko I pokładał się Dobrawą. Archeolodzy znaleźli na Nowej Funlandii ślady osady normańskiej, co ostatecznie potwierdziło stare sagi Wikingów.
 
Doszło do konfliktu z miejscowymi Indianami. W jednej z bitew szyki Wikingów złamały się i osadnicy podali tyły. Jak podaje saga: jedna z kobiet chwyciła za miecz i z dzikim wrzaskiem odsłoniła piersi. Na widok tej Walkirii Indianie podobno pierzchli.
 
Ojciec Leifa - Eryk Rudy, dokonał z kolei przekrętu, którego efekty trwają do dziś. Za jego sprawą niegościnny kawał lądu pełny skał i lodu został nazwany Zieloną Wyspą (zaraz... gdzieś już słyszałem tę nazwę w innych okolicznościach) - czyli Grenlandią. Jak wygląda Grenlandia każdy wie: zimno, wieje, skały, ocean, nie ma jedzenia. Eryk Rudy  rozpuścił jednak pogłoski o zielonej wyspie i znaleźli się chętni osadnicy. Historia nie podaje dlaczego nie zamordowali Eryka Rudego po ujrzeniu tej "zielonej" krainy. Warunki życia były tam potwornie trudne. Wikingowie byli jednak i tak dość cierpliwi - osady zniknęły z Grenlandii dopiero po kilkuset latach. Od osady Wikingów rozpoczęła również swój byt Islandia.
 
(korekta: po napisaniu tego artykułu dowiedziałem się iz przez kilkaset lat południe Grenlandii było jednak znośne)
 
 
 
Ciekawe przydomki władców
 
Słyszałem kiedyś opowiastkę o namolnym studencie błagającym o poprawkę z historii. Na odczepne profesor w końcu mówi: no dobrze, to niech pan omówi politykę zagraniczną Skjaldunga Widłobrodego.
 
Skjaldunga zdaje się nie było, ale przydomki władców robią wrażenie. Oto wybrane "the best of".
 
Harald Pięknowłosy
 
Eryk Krwawy Topór
 
Harald II Szara Opończa
 
Harald Sinozęby
 
Swen Widłobrody
 
Magnus III Bosy
 
Magnus IV Ślepy
 
Sigurd II Gęba
 
Haakon II Barczysty
 
Eryk II Wróg Księży
 
Ten ostatni nie został spalony, a jego prochy nie zostały rozsypane na niepoświęconej ziemi, tylko spoczywa grzecznie w katedrze. A i ważne że był bratem Haakona Długonogiego - też ładny przydomek.
 
Dwa języki norweskie
 
 
 Mapa językowa
  
Nie dość, że naród norweski liczy niecałe 5 milionów mieszkańców, to musieli sobie jeszcze zafundować konflikt językowy. I tak język norweski występuje w odmianie bokmål i nynorsk, co znaczy: język książkowy i nowonorweski.
 
Ponieważ Norwegia uzyskała niepodległość dopiero w 1905 roku, a wcześniej była połączona przez bardzo długi czas z Danią (krócej z Szwecją), to literacki język norweski, którym władały elity, wywodzi się z języka duńskiego. W XIX wieku modne jednak były w Europie różnego rodzaju "odrodzenia narodowe". I tak np powstał język litewski (poprzez oczyszczenie go z polonizmów), nowoczeski poprzez podobną operację. Norwescy patrioci nie chcieli być gorsi i stworzyli "nynorsk" - czyli nowonorweski, na podstawie lokalnych dialektów z małych miejscowości, głównie w okolicach Bergen. Długi czas rząd Norwegii usiłował zmusić naród aby mówił on po nowonorwesku. Ostatnie takie próby były podejmowane jeszcze po wojnie, a sprawa nynorsk była gorącym punktem obrad politycznych. Większości ludności, a szczególnie ludziom wykształconym było dobrze z bokmål i wcale nie zamierzali nagle zacząć mówić po "nynorsku". Stanęło na tym że obie wersje norweskiego są obowiązujące, co generuje sporo pracy i kosztów. Np strony www urzędów muszą być zapisane w 2 wersjach językowych. Ostatecznie nynorsk posługuje się obecnie 900.000 mieszkańców, reszta mówi po "bokmålsku".
 
Jedzenie
 
Ten temat będzie przewijał się zapewne niejednokrotnie. Po lekturze forów internetowych dochodzę do wniosku, że Norwegia wymusza zmianę zwyczajów żywieniowych. Szczególnie cierpią z tego powodu polscy imigranci. No bo jakże tu zrobić sobie tradycyjnego kotleta, kiedy mięso kosztuje 150zł za kilogram. Tanie natomiast są łososie, dorsze, halibuty, pstrągi, śledzie i inne wodne stwory. Norwegowie znają najwięcej sposobów przyrządzania śledzia. Dużą popularnością cieszy się "sztokfisz" - czyli suszony dorsz. Co ciekawe jego produkcja jest niepodrabialna: prawidłowe suszenie wychodzi tylko na archipelagach wysepek na północy Norwegii, dzięki unikatowej kombinacji temperatur, zasolenia wiatru oraz odpowiedniej wilgotności powietrza. Podobno sztokfisz stanowił przez długi czas 80% wartości eksportu Norwegii (przed odkryciem ropy Norwegia była najbiedniejszym krajem skandynawskim żyjącym głównie z rybołóstwa). Jest on między innymi przysmakiem we Włoszech. Nie jadłem, ale muszę spróbować.
 
W Norwegii podobnie jak i w Szwecji jednym z przysmaków jest ryba fermentowana, którą przyrządza się w dziwaczny sposób. Suszy, potem leżakuje w solance gdzie fermentuje. W dawnym procesie produkcji tego (świństwa zapewne) używano nawet ługu. Na szwedzkich puszkach z tym specjałem znajduje się stosowna instrukcja: "nie otwierać w pomieszczeniach zamkniętych".
 
Inne świństwa z tradycyjnej kuchni norweskiej to np odpowiednio przyrządzona głowa owcy. Rozpocząć należy jej spożywanie od ucha, a najlepsze mięso jest z oczodołu.
 
Bardzo smaczne są podobno kotlety z renifera. Najlepsze mięso pochodzi z reniferów kastrowanych. Podobno do lat 60tych to zadanie należało u Saamów do młodych dziewczyn, które czyniły to ... zębami.
 
Kto nie wierzy niech zobaczy na filmie. Uwaga! Hardcore: http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=fftnExG-WFg
 
 
 
 
 
 
 
 

37 lat, pracuję jako specjalista w Oslo pisuję głównie o historii i ekonomii ostatnio o podrózach, mentalności Skandynawów i Chińczyków

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Rozmaitości