Ekonomiści zachodzą w głowę, dlaczego wzrost gospodarczy w Polsce tak ostro wyhamował (do 0.5%), co odbija się m.in. na wzroście bezrobocia, problemach budżetowych, itd… Przedstawiają różne scenariusze dalszego rozwoju sytuacji, przypominające jednak raczej „wróżenie z fusów”, niż racjonalne analizy („teraz jest źle, ale potem powinno być lepiej”). Tymczasem w mojej opinii to silne spowolnienie jest spowodowane narastającą od wielu lat nierównowagą między inwestycjami i konsumpcją, wynikającą z nierównowagi między zyskami przedsiębiorstw a dochodami społeczeństw. Jeśli się tej nierównowagi nie odwróci, nie ma co liczyć na szybki i trwały wzrost gospodarczy w Polsce, który na chwilę tylko wystąpił na skutek zbiegu wielu korzystnych okoliczności, głównie zewnętrznych (na czele z silnym osłabieniem złotówki, które dało bodziec do wzrostu eksportu).
Liberałowie, którzy całkowicie zdominowali dyskurs ekonomiczny w Polsce, zawsze wychodzili z założenia, że im więcej pieniędzy zostawią w kieszeniach przedsiębiorców, tym większe będą inwestycje- a to z kolei przyniesie nowe miejsca pracy, wyższą konsumpcję itd… Stąd obniżki podatków dla przedsiębiorstw- największe wprowadził rząd Leszka Millera, obniżając CIT z 40% do 19% oraz wprowadzając podatek liniowy dla przedsiębiorców indywidualnych w wysokości także 19%. Jednocześnie prowadzono negatywną politykę w stosunku do dochodów społeczeństwa- podnoszono podatki dotykające mało i średnio zarabiających, likwidowano ulgi, obcinano świadczenia. Na przykład podwyższenie wieku emerytalnego ma dużo udział w osłabieniu popytu krajowego. A są zakusy, żeby pójść jeszcze dalej…
Problem w tym, czego liberałowie sobie kompletnie nie uświadamiają, że przedsiębiorcy nie inwestują tylko dlatego, że mają więcej pieniędzy na inwestycje. W skali makro-ekonomicznej przedsiębiorcy inwestują wtedy, kiedy przewidują wzrost popytu. Kiedy tak nie jest- odkładają nadwyżki, wynikające także z obniżki podatków, na kontach bankowych (i innych, mało ryzykownych instrumentach finansowych), a nie inwestują. Z taką sytuacją mamy do czynienia obecnie w Polsce. Brak wzrostu popytu wewnętrznego hamuje wzrost gospodarczy. Mógłby go ratować eksport, choć tylko w ograniczonym stopniu- ale tu na przeszkodzie stoi stosunkowo silna złotówka oraz kryzys w Europie.
Kiedy istnieje silny popyt, przedsiębiorcy będą inwestować nawet wtedy, kiedy nie będą mieli własnych nadwyżek finansowych. Mogą to robić przede wszystkim z kredytów i leasignu- które notabene w Polsce, w przeciwieństwie do gospodarek Zachodnich, mają stosunkowo niski udział w finansowaniu inwestycji.
Przy czym rzecz nie w tym, żeby stymulować wyłącznie popyt. To by oznaczało nierównowagę w drugą stronę- kończącą się kryzysem finansowym (ze względu na zbytnie zadłużenie gospodarki) oraz wysoką inflacją (przedsiębiorcy zamiast inwestować, podnoszą ceny). Rzecz w tym, żeby znaleźć równowagę między inwestycjami i konsumpcją, a ściślej rzecz biorąc- miedzy dochodami przedsiębiorstw i społeczeństwa (konsumentów).
Państwo, i tylko państwo może przywrócić tę równowagę (tak samo jak ją zaburzyć, co czyniło do tej pory). Ma ku temu kilka mocnych instrumentów. W Polsce należałoby przede wszystkim obniżyć opodatkowanie płac- poprzez znaczny wzrost kwoty wolnej od podatku, która w naszym kraju jest wielokrotnie niższa od kwot wolnych od podatku występujących w rozwiniętych gospodarkach zachodnich. Dzięki temu wzrosłyby dochody pracowników bez bezpośredniego obciążania kosztami przedsiębiorców. Ubytek dochodów państwa musiałby jednak zostać zrównoważony podwyżką podatków dla najwyżej zarabiających, a zwłaszcza dla przedsiębiorców o najwyższych dochodach- którzy, jak przypominam, dziś nie inwestują tych środków ze względu na brak popytu. Wzrost tego popytu w przyszłości poprawi sytuację ich firm i zrekompensuje podwyżkę podatków.
Należy także upowszechnić podnieść świadczenia rodzinne, należące w Polsce do najniższych w krajach OECD i skutkujących obniżeniem przyrostu naturalnego oraz emigracją młodych, dynamicznych osób- co z kolei także obniża wzrost gospodarczy w Polsce (obniżając popyt).
Należy dążyć do wzrostu płacy minimalnej- wcześniej jednak należy obniżyć procentowe obciążenie płacy, poprzez wspomniany wzrost kwoty wolnej od podatku. Ponadto upowszechnienie składki ZUS- objęcie nią wszystkich umów- pozwoliłoby obniżyć jej wysokość, bez uszczerbku dla dochodów ZUS.
Wzrost kwoty wolnej od podatku, świadczeń rodzinnych i płacy minimalnej w sposób oczywisty przełoży się na wzrost popytu krajowego. Pozwoli to przywrócić równowagę dochodową w gospodarce, dzięki czemu ruszą inwestycje, wzrost gospodarczy i ilość miejsc pracy.
Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka