Rząd wsparty mediami głównego nurtu głosi, że najlepszą obroną przed kryzysem byłoby wprowadzenie Euro w Polsce. Tymczasem jest dokładnie na odwrót- to właśnie niewprowadzenie w Polsce wspólnej waluty daje większe szanse łagodniejszego przebiegu kryzysu w Polsce. Rząd, trzymając się tezy o zbawiennej roli euro w Polsce, tylko pokazuje swoją niekompetencję i bezradność wobec kryzysu. Co się jednak dziwić- skoro cały program wyborczy PO i Tuska był pomyślany pod kątem „zarządzania sukcesem”, jak przyznał Premier, a nie kryzysem?
Gdyby Polska miała wspólną walutę euro, pieniądze z polskiego rynku „wypływałyby” poza nasze granice, gdyż Polska ma niezmiennie wysoki deficyt handlowy- w ubiegłym roku aż 24 mld euro. Ale nie tylko w wyniku handlu zagranicznego- także z powodu transferowania środków przez zamożnych Polaków za granicę, do zachodnich banków, w obawie właśnie przed skutkami kryzysu. Dzisiaj banki zmuszone są lokować złotówki na polskim rynku- udzielając kredytów lub kupując rządowe obligacje. Gdyby było euro- z pewnością duża część tych pieniędzy lokowana by była poza Polską, choć z niższym oprocentowaniem- ale z większa pewnością, a to dzisiaj najważniejsze dla banków i tych, co mają duże zasoby gotówkowe.
W efekcie polski rynek wewnętrzny zostałby szybko „wysuszony” z gotówki. A przecież nasz bank centralny nie mógłby emitować pieniądza, gdyż w tej roli zastąpiłby go Europejski Bank Centralny. Ten co prawda obniża stopy procentowe i potania pieniądz, ale znowu trafia on głównie do silniejszych gospodarek- a na pewno nie trafiałby do Polski… Jaki byłby efekt tego „wysuszenia” z euro-gotówki? Spadek popytu i pogłębienie recesji… W efekcie- mniejsze dochody obywateli i budżetu. A więc jeszcze większe problemy ze spłatą zadłużenia, nie mówiąc o zaciąganiu nowych pożyczek- bo brakowałoby środków na ich udzielanie…
Spadek kursu złotego ma korzystny wpływ na polski bilans handlowy- zmniejsza popyt na konsumpcję dóbr importowanych, a opłacać się może tylko import inwestycyjny. Co prawda Polska musi importować surowce- ale powtarzam, będąc w strefie euro i tak byłoby coraz mniej środków na finansowanie tego importu… Przy znacznym osłabieniu złotówki rośnie natomiast atrakcyjność inwestowania w Polsce i w pewnym momencie inwestorzy zagraniczni zaczną wracać do Polski- mając euro, nie mieliby zachęty w postaci tak atrakcyjnego „przelicznika”…
Nie zapominajmy wreszcie, że przy zmianie waluty na euro również w euro byłyby automatycznie wyrażone polskie długi... Oznacza to, że teraz, przy spadku wartości złotówki, spada również wielkość polskiego długu wyrażona w euro... A gdybyśmy euro mieli- to skąd, przy polskim deficycie handlowym, mielibyśmy mieć euro na spłatę tego zadłużenia? A tak spłacamy większość długów w złotych, przy czym NBP może dowolnie zwiększać emisję pieniądza...
Jedynym beneficjentem wprowadzenia euro byliby ci, którzy mają kredyty w obcych walutach. To zarazem duża część elektoratu Platformy Obywatelskiej- ludzie, którzy uwierzyli w słowa Tuska o czekającym Polskę „cudzie”, „drugiej Irlandii”, a także w propagandę sukcesu polskiej transformacji rozgłaszaną przez polskie media. Ale ich korzyść także byłaby chwilowa- z uwagi na to, co napisałem wcześniej, z powodu recesji nie zarobiliby swoich euro, żeby bez problemów, tak jak do tej pory, spłacać kredyty…
Kredyty walutowo to rzeczywiście problem, zadłużanie się w nich było całkowicie nieracjonalne, było po prostu spekulacją, za którą teraz kredytobiorcy płacą... Nie dziwię się jednak "zwykłym ludziom", którzy wzięli walutowe kredyty na skutek nie tylko reklam, ale także porad "ekspertów" występujących w mediach. Na szczęście sa to kredyty długoterminowe i jest duża szansa, że za kilka lat raty powrócą do umiarkowanego poziomu, wraz z prawdopodobnym umacnianiem się złotego, jeśli kryzyś światowy się zakończy.
Sytuacja na Słowacji wcale nie jest lepsza niż w Polsce. Nie ma jeszcze danych za styczeń, ale w grudniu, kiedy korona słowacka była już ściśle związana z euro, produkcja przemysłowa spadła o 16%, a nastroje w biznesie w styczniu jeszcze się znacznie pogorszyły…
Obecnie wejście do euro mało że byłoby szkodliwe, to i tak nie jest możliwe. Utrzymanie stałego kursu walutowego w ramach ERM2 jest po prostu niemożliwe- zbyt mało Polska ma rezerw dewizowych, żeby utrzymać kurs w sytuacji, kiedy inwestorzy zagraniczni tylko czekają, żeby upłynnić polskie aktywa denominowane w złotym i zamienić pieniądze na euro, wychodząc z Polskiego rynku. Brak euro niejako zmusza ich do pozostania w Polsce, jeśli nie chcą wyjść tracąc większość tego, co tu zainwestowali…
Nie ma tak dobrze, żeby samą decyzją o zmianie waluty można było poprawić parametry ekonomiczne gospodarki kraju. Jeśli ktoś w to wierzy- to jest naiwny… Gorzej, jeśli owa naiwna wiara jest głównym składnikiem rządowego programu przeciwdziałania kryzysowi…
Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka