Prezydent Kaczyński, a ostatnio także SLD z jej przewodniczącym Napieralskim, zaciekle starają się powstrzymać plany rządzącej Platformy Obywatelskiej prywatyzacji szpitali. Twierdzą, że broniąc publiczny szpitali- bronią dostępu do służby zdrowia dla wszystkich, a szczególnie uboższych obywateli. A przecież wiemy wszyscy, jaki jest obecny stan publicznego systemu ochrony zdrowia, wiemy o kolejkach żeby dostać się do publicznych szpitali, dodatkowych opłatach jakie musza ponosić pacjenci żeby szybciej otrzymać pomoc lekarską. A zatem obrona szpitali przed prywatyzacją nie jest więc na dzień dzisiejszy obroną łatwego, bezpłatnego dostępu do dobrej opieki zdrowotnej. Ani Prezydent Kaczyński, ani Przewodniczący Napieralski, nie chcą wcale poprawić poziomu i dostępności publicznej służby zdrowia- bo gdyby chcieli, proponowaliby jakieś systemowe rozwiązania do tego zmierzające, a nie tylko blokowali jakiekolwiek zmiany. Prowadzą tylko demagogiczną, populistyczną kampanię przeciwko rządzącym i na rzecz swojego poparcia.
Z drugiej jednak strony, prywatyzacja szpitali także nie poprawi dostępności społeczeństwa do służby zdrowia. Dlatego także PO prowadzi populistyczną rozgrywkę- tyle że jest to populizm liberalny, który głosi, że prywatyzacja każdej dziedziny do tej pory zajmowanej przez państwo doprowadzi do poprawy jej jakości i dostępności (obniżki kosztów działalności i cen dla odbiorców).
To, czy szpitale będą publiczne czy prywatne- nie ma znaczenia dla dostępności ich usług dla obywateli. Obecnie mamy szpitale publiczne, za to niedoinwestowane, z niskimi stawkami NFZ które nie pozwalają im na podwyższenie standardu usług, komfortu pacjentów, czy płac personelu. Wystarczy przytoczyć przykład, że NFZ płaci za poród ok. 2000 zł, zaś poród w prywatnej klinice kosztuje ok. 6000 zł. NFZ więcej zapłacić nie może, bo ma taki budżet jaki ma, taki jaki wynika z wysokości składki zdrowotnej i dotacji budżetowych (za rolników i bezrobotnych). Stąd musi być różnica w poziomie usług w obu rodzajach placówek. Po prywatyzacji szpitali, gdyby nie wzrosły stawki NFZ- poziom usług niewiele się zmieni.
Gdyby jednak wzrosły nakłady na publiczny system ochrony zdrowia w Polsce (które wynoszą w Polsce 5% PKB, a w Czechach 8%, w Niemczech 11%), to wtedy mogłaby wzrosnąć jakość usług w szpitalach publicznych. Czy w prywatnych także? Niekoniecznie, bo być może wzrost składek zostałby przeznaczony na wzrost zysku do kieszeni właścicieli szpitala… Dlatego właśnie osobiście jestem jednak za pozostawieniem szpitali publicznymi, ale na tym nie można poprzestać. Rzeczywistą, ważną kwestią politycznego rozstrzygnięcia, która nadaje się do referendum, jest więc ta: czy ma nastąpić wzrost nakładów na publiczny system ochrony zdrowia w Polsce, czy nie- a wtedy powiedzenie otwarcie społeczeństwu, że każdy, kto chce się leczyć dobrze- musi za to płacić sam i nie liczyć na publiczny system. Jest to kwestia trudna, bo przy każdym rozstrzygnięciu ktoś coś traci (albo płacąc wyższą składkę, albo płacąc więcej/częściej prywatnie). Nie łudźmy się jednak, że politycy postawią tę kwestię w debacie publicznej. Wolą przecież spierać się o kwestie drugo i trzeciorzędne, w dodatku takie, które można łatwo populistycznie rozegrać.
PS. Na marginesie, to czyż po tym krachu prywatnych instytucji finansowych, teraz w popłochu oddających się w objęcia pańsrtwa- jest sens dalej wierzyć w liberalne recepty, że prywatyzacja każdej dziedziny jest korzystna dla społeczeństwa? Czy stać nas na kolejne eksperymenty z liberalizacją, prywatyzacją?
Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka