Ortodoksyjni liberałowie przystąpili do ataku na rządy, obwiniając je za obecny kryzys. Jak pisze przedstawiciel Instytutu Misesa (http://mises.salon24.pl) –
„Podstawowa przyczyna światowego kryzysu finansowego tkwi w tym, że rządy USA i innych krajów wspierały potężną ekspansję kredytową i skłaniały banki do udzielania kredytów – przede wszystkim na zakup domów – osobom, które nie spełniały niezbędnych kryteriów.”
Jest to oczywista nieprawda. Przede wszystkim bowiem to nie rząd ustala kryteria przydzielania kredytów przez prywatne banki. Decydują o tym same banki. To właśnie polityka liberalna doprowadziła do tego, że rząd nie ingerował komu udzielano kredytów. Przecież to byłby „zamach na swobodę gospodarczą”! Oczywiście w zasadzie teraz rząd nie powinien ratować banków. Ale przecież stracili by depozytariusze jak i kredytobiorcy (którym by wymówiono umowy kredytowe, nie udzielano nowych np. na działalność gospodarczą). Społeczeństwo i gospodarka wpadli w liberalną pułapkę- oddania swobody bankom, które udzielały kredytów na prawo i lewo kierując się uświęconymi przez bezkrytycznych piewców wolnego rynku zasadami: chciwości i ryzykanctwa ("kto nie ryzykuje, nie odnosi suckesu"). Notabene, to liberalna polityka doprowadziła do tego, że wzrost gospodarczy nie przekładał się na wzrost dochodów pracowników (np. liberałowie sprzeciwiają się podwyższaniu płacy minimalnej), a więc na wzrost ich zdolności do spłacania kredytów- co wywołało kryzys.
Rządy właśnie przeciwnie, ograniczały, na ile to możliwe w dobie panowania liberalnej ideologii, ryzykowną działalność banków. Gdyby nie takie regulacje, kryzys byłby jeszcze większy. Z pewnością nie byłoby niemal nic do odzyskania, pieniądze depozytariuszy byłyby po prostu grabione (poprzez różne oszukańcze transakcje) przez zarządy banków (albo ich właścicieli).
Ale przecież i tak żaden bank nie udzielał kredytów wiedząc, że kredytobiorca go nie spłaci, a w przyszłości rząd pomoże bankowi. Tu zadziałała z koeli magia ideologii liberalnej, która kazała wierzyć w nieskończony wzrost gospodarczy i nieskończony wzrost dochodów ludzi, w tym kredytobiorców-wystarczy tylko dalej liberalizować gospodarkę, m.in. bankowość…
Za kryzys obwinia się rząd (banki centralne) także dlatego, że obniżali stopy procentowe. Ale przecież liberałowie w ogóle są przeciwko istnieniu banku centralnego. Pieniądz powinien mieć pokrycie w złocie, a więc de facto powinniśmy zamiast pieniądza posługiwać się złotem, przechowywanym w sakiewkach. O żadnych stopach procentowych nie byłoby mowy, byłyby zerowe- a nawet ujemne (trzeba by dopłacać za przechowywanie pieniędzy czy złota). Byłoby więc udzielanych więcej kredytów, niż obecnie, a kryzys byłby jeszcze większy.
Tylko w jednym ortodoksyjni liberałowie mają rację. Gdyby obowiązywały ortodoksyjne zasady liberalizmu, nie byłoby kryzysu. Z jednego powodu- bo "nie byłoby niczego", cytując słynne słowa Kononowicza. Mielibyśmy prymitywną gospodarkę, a szczytem technologii byłaby fabryka zapałek.
Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka