Gdyby kierować się zasadami liberalizmu gospodarczego, rządy poszczególnych państw, na czele z USA, musiałyby pozwolić upaść instytucjom finansowym. Straciliby nie tylko bogaci, ale także wszyscy pozostali, którzy mają jakiekolwiek oszczędności, fundusze inwestycyjne i emerytalne, ubezpieczenia na życie, itp… Ponadto upadło by wiele przedsiębiorstw, odciętych od kredytowania swojej działalności, a także z powodu odcięcia od kredytów konsumpcyjnych ich klientów. Doszłoby do kryzysu być może większego od tego z lat 30-tych. Wszystko jednak odbyłoby się zgodnie z liberalną doktryną, w myśl której każda ingerencja państwa w gospodarkę jest szkodliwa, a upadłości i kryzysy są wręcz niezbędne dla systemu- bo w ten sposób można „ukarać” te podmioty i osoby, które okazały się zbyt mało przewidujące (swoją drogą, gdyby wszyscy byli tak przewidujący i ostrożni, to nikt by nie trzymał pieniędzy w bankach?). Dlatego nie dziwi, że polski rząd, złożony przecież ze zdeklarowanych liberałów, niespecjalnie przejmuje się światowym kryzysem i jego efektami w Polsce (np. spadkami na giełdzie, spadkami cen funduszy w które inwestowały miliony Polaków, w tym straty OFE).
Okazało się jednak, że w przeciwieństwie do polskiego liberalnego rządu, na zachodzie rządy nie są tak liberalne i bardzo szybko przystąpiły do interwencji na szeroką skalę. Najpierw banki centralne (które bądź co bądź są instytucjami publicznymi, przekazującymi swoje zyski państwu, a za których straty także państwo odpowiada) zaczęły pożyczać masowo pieniądze bankom, żeby umożliwić im płynność. Plan Paulsona zakłada możliwość skupowania przez państwo wierzytelności bankowych, które nie są płynne i głównie z tego powodu utraciły swoją wartość. Państwo lub banki centralne mają nawet pożyczać pieniądze przedsiębiorstwom, które w tej chwili nie mogą uzyskać kredytów lub sprzedać obligacji. Dochodzi do częściowej lub całkowitej nacjonalizacji instytucji finansowych. Wszystko to oznacza, że stopniowo państwo przejmuje obsługę rynku finansowego, stając się mega-funduszem i mega-bankiem, przejmującym lub udzielającym pożyczek. Skąd na to pieniądze? Na dzień dzisiejszy, głównie z emisji nowych obligacji, zwiększania długu publicznego. W przyszłości- pieniądze powinny zwrócić się w wyniku stopniowego zbywania przez państwo wcześniej nabytych aktywów. Ewentualne straty będzie trzeba kiedyś niestety zwrócić z podatków. Mamy więc do czynienia z nacjonalizacją i uspołecznieniem nie tylko długów, ale i zysków z operacji finansowych.
Państwo, jako mega-bank i fundusz inwestycyjny, będzie prowadzić politykę finansową zgodną z demokratyczną wolną społeczeństwa (przynajmniej tak być powinno, jeśli rzeczywiście mamy demokrację). Z pewnością nie obędzie się bez przyjęcia jakiś strategicznych, wieloletnich planów rozwoju, według których potem będą udzielane kredyty na poszczególne działalności, a nawet na konsumpcję. Czyż to wszystko nie zmierza właśnie w kierunku… socjalizmu, dodajmy- demokratycznego? I to pod przewodnictwem USA, które po raz kolejny pokazały swoją przewodnią rolę na świecie, szczególnie wobec słabości podzielonej i integrującej się z oporami UE?
Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka