To, że w Polsce nie można zakończyć raz na zawsze tematu lustracji, wynika z tego, iż na samym jej początku założono niejako, iż każdy agent SB to zbrodniarz. Takie przeświadczenie zostało zaszczepione w większości polskiego społeczeństwa. Gdy więc słyszymy, że ktoś współpracował z SB- to od razu na myśl przychodzą tragiczne historie Grzegorza Przemyka czy ks. Jerzego Popiełuszki. Ujawnienie, że dana osoba była agentem SB- to jak ujawnienie, że kogoś zamordowała. Dlatego lustracji boją się wszyscy, którzy byli agentami lub choćby mogą zostać posądzeni o współpracę z SB. Nie dziwi też, że każdy za wszelką cenę stara się wykazać, że w ogóle nie był agentem, a nie że nic złego jako agent nie zrobił. Bo „bycie agentem” mówi wszystko- bezpośrednio lub pośrednio jest się sprawcą, podżegaczem lub pomocnikiem zabójstwa.
Tymczasem takie domniemanie, że bycie agentem to bycie winnym zbrodni, jest całkowicie niezasadne, niesprawiedliwe, a tym samym- NIEMORALNE właśnie. To tak, jakby wszystkich kierowców nagle potraktować jak morderców, bo każdy z nich stanowi śmiertelne zagrożenie dla innych. Mało brakuje, żeby każdego kto żył i pracował w PRLu, obwinić za wszystkie morderstwa polityczne w tym okresie- bo przecież przez sam fakt że żył w tym systemie i co gorsza pracował- wspieral jego istnienie...
Zacznijmy od tego, że wbrew rozpowszechnianemu przez moralizatorów-lustratorów stereotypowi, głównym celem SB nie było mordowanie ludzi. Inaczej w PRLu nie doszłoby do procesu zabójców ks. Popiełuszki. Owszem, sprawa Przemyka nie została wyjaśniona ani wtedy, ani obecnie- ale przecież istnieje wiele spraw kryminalnych, które pozostaną na wieki nierozwikłane i to nie z powodów „systemowych”, ile niemożliwości przeprowadzenia skutecznego dochodzenia i procesu sądowego.
Skoro SB nie była nastawiona na masowe morderstwa, jak chociażby NKWD, które rocznie potrafiły w procesach politycznych wymordować dziesiątki tysięcy osób, to tym bardziej współpraca z SB nie musiała od razu oznaczać, że ten kto ją podejmował miał mordercze zamiary, że chciał doprowadzić do śmierci tych, na których donosił. Dlatego takie domniemanie agent SB = pomocnik politycznego zabójstwa = człowiek taki sam jak ci co zabili Przemyka i Popiełuszkę jest niedopuszczalne, nie tylko prawnie (jest pomówieniem), ale także moralnie!
Przy okazji- mówi się, że jedynie szantaż może, choć tylko częściowo, usprawiedliwiać podjęcie współpracy z SB. Ale przecież ci sami ludzie przyznają, że SB było wszechmocne (gotowe zamordować!), i tak zresztą było postrzegane wtedy przez społeczeństwo… A zatem czyż odmowa współpracy nie rodziła automatycznie obaw, że potem SB zemści się, korzystając ze swojej wszechwładzy? Czyż zatem prośba o współpracę ze strony SB nie wiązała się z domniemanym szantażem? Czy w Polsce można być albo bohaterem gotowym w każdej chwili stracić życie (swoje lub bliskich), albo jest się zbrodniarzem i zdrajcą?
Nie chcę tu bynajmniej bronić działalności SB, ani postawy samych agentów. Była to działalność naganna, można przyjąć że w każdym przypadku szkodliwa społecznie, ale przecież rzadko kiedy zbrodnicza!. A tak się ją, niestety, powszechnie traktuje. To wynik przedkładania emocji nad rozsądek i racjonalność. W ten sposób jednak lustracja nigdy nie zostanie zakończona, a ta która się dzieje- jest niesprawiedliwa, krzywdzi wielu ludzi, a innych rzeczywiście winnych wręcz wybiela (bo zrównuje z tymi, których przewinienia są stosunkowo niewielkie). Trwać chyba jednak będzie nadal, bo wielu politykom i publicystom na tej grze emocjami bardzo zależy… W grze na emocjach są mocniejsi, niż w walce na racjonalne argumenty…
P.S.
Dlatego nie dziwię się, że prof. Wolszczan nie zgadza się zrobić z siebie zbrodniarza! Oczekuje się od niego, że powie „tak, splamiłem się krwią, jestem wyzutym z moralności zbrodniarzem, zerem, proszę o jak najniższy wymiar kary”. Chcą żeby się przyznał, bo sami nie mają dowodów przeciwko niemu… A przecież, zgodnie z doktryną stalinowskich sądów- dowody winy nie są potrzebne, jeśli ktoś się do niej przyzna…
Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka