Łukasz Foltyn Łukasz Foltyn
244
BLOG

Liberalna polityka uderza w klasę średnią

Łukasz Foltyn Łukasz Foltyn Polityka Obserwuj notkę 36
Klasa średnia, rozumiana ogólnie jako ludzie o średnich dochodach, stanowi najważniejsze zaplecze poparcia dla liberalnej polityki społeczno-gospodarczej, uprawianej w Polsce nieprzerwanie od 89 roku. Tymczasem to właśnie ta klasa społeczna per saldo najwięcej traci na liberalnych reformach- tracąc wiele, niewiele zarazem zyskując w zamian. Weźmy na przykład ewolucję podatku dochodowego. Od przyszłego roku zaczną obowiązywać dwie stawki- 18% i 32%. Zyskają najbogatsi, a jest ich mniej niż 1% podatników, więc to nie jest na pewno klasa średnia, ale wyższa (choć ich dochody nie zawsze są „oszałamiające” i z pewnością według zachodnich norm ich dochody sytuowałyby ich raczej w klasie średniej, iż wyższej). Ich stawka podatkowa spadnie z 40% do 32%, a więc o 8 punktów procentowych, co przy dochodach powyżej 100 tysięcy złotych rocznie pozostawia w ich kieszeniach ok. 10 tysięcy, a często więcej. Mało zarabiający zapłacą o 1% mniejszy podatek. Natomiast klasa średnia, ludzie o średnich dochodach, nie zapłacą niższego podatku- gdyż albo kwalifikują się do najniższej stawki i wtedy 1% podatku nie będzie zauważalną kwotą (kilkaset złotych rocznie), albo ich stawka efektywnie nie zmniejszy się wcale (zamiast 30% zapłacą 32%, ale wzrośnie próg podatkowy). Wychodzi więc na to, że na zmianach podatkowych, tak szumnie uchwalanych z inicjatywy PiS (przy poparciu PO), klasa średnia nic nie zyska. To nie byłby problem, gdyby nie to- że przecież zmniejszenie dochodów do budżetu wymusi zmniejszenie lub brak wzrostu pewnych wydatków budżetowych na finansowanie usług, z których klasa średnia korzysta. Chodzi głównie o edukację dla dzieci i opiekę zdrowotną. Dla najbogatszych nie ma problemu- oni i tak korzystają raczej z prywatnych usług, zwłaszcza że dzięki obniżce podatków dla nich będą mieli na to jeszcze więcej pieniędzy. Ale dla klasy średniej ograniczenia wydatków na te sfery publiczne oznaczają, że będą oni musieli zapłacić więcej z własnej kieszeni. Szczególnie jaskrawym przykładem na wyżej opisane zjawisko jest niedobór publicznych przedszkoli dla dzieci- wynik świadomej, liberalnej polityki ograniczania wydatków publicznych. Ubodzy nic nie tracą, bo ich dzieci mają pierwszeństwo w dostępie do przedszkoli publicznych. Bogaci, jak już pisałem wcześniej- i tak poślą dzieci do prywatnych. Natomiast dzieci rodziców z klasy średniej nie dostaną się do publicznych przedszkoli (co jest powszechne np. w Warszawie), co spowoduje konieczność wysłania dzieci do prywatnych przedszkoli a więc dodatkowe wydatki. Tak oto obniżki podatków najbogatszym powodują straty w budżetach klasy średniej. W przypadku opieki zdrowotnej klasa średnia już od dawna w coraz większym stopniu korzysta z prywatnej opieki zdrowotnej, tyle że nie jest to dla nich rekompensowane obniżeniem podatków, tak jak w przypadku bogatych. Rzecz jasna cięcia budżetowe, konieczne dla sfinansowania obniżki podatków osobom o najwyższych dochodach (w tym przedsiębiorcom), bezpośrednio wymuszają ograniczenie wzrostu płac w sferze budżetowej, w szczególności pensji urzędniczych i nauczycielskich, a więc przedstawicielom klasy średniej-inteligenckiej. Także w prywatnych placówkach edukacyjnych czy medycznych płace wcale nie są wyższe, zwłaszcza wobec zwiększenia intensywności i wydajności pracy. Dlatego w interesie nauczycieli i lekarzy wcale nie jest całkowita prywatyzacja tych usług, czego chcą liberałowie popierani przecież przez większość przedstawicieli tych zawodów. Widać więc, że z punktu widzenia klasy średniej, liberalne reformy wcale nie są korzystne. Najwyraźniej jednak przedstawiciele tej klasy dają się omamić propagandzie liberalizmu, która obiecuje im lepsze życie w świecie niskich podatków i płacenia za wszelkie usługi, które do tej pory były publiczne a więc bezpłatne. Warto, żeby czasem zrobić rachunek zysków i strat takiej polityki. To by wymusiło zmianę programów partii politycznych, które w Polsce bez wyjątku głoszą podobny, liberalny (neoliberalny) program społeczno-gospodarczy.

Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (36)

Inne tematy w dziale Polityka