W polskim dyskursie politycznym często padło hasło „modernizacji”. Siły polityczne dzieli się na „pro-modernizacyjne” i „anty-modernizacyjne”, czyli wstecznicze, zacofane, populistyczne, itp… Choć przecież mogą istnieć różne drogi i cele „modernizacji”, to jednak polskie elity mają swoją jedną, rzec by można nawet „jedynie słuszną”, wizję modernizacji Polski. Większość społeczeństwa oczywiście z tą wizją się zgadza, choćby dlatego, że nawet nie wie, że mogą istnieć inne wersje modernizacji Polski. Skąd jednak mieliby się o nich dowiedzieć, skoro nie są one praktycznie obecne choćby w mainstreamowych mediach, a siły polityczne które miałyby inną od jedynie słusznej wizji modernizacji, byłyby z miejsca uznane za wręcz anty-Polskie?
Obowiązującą w Polsce wersją modernizacji jest modernizacja „neoliberalna”. Oznacza ona podporządkowanie wszystkich działań rządu i parlamentu interesom podmiotów gospodarczych. To dla nich, a nie dla społeczeństwa, na przykład buduje się autostrady- mają one przecież przede wszystkim ułatwić transport towarów. Podobnie obniża się podatki- głównie przedsiębiorcom i korporacjom, czego ceną jest obcinanie wydatków socjalnych i budżetowych (lub nie podwyższa się ich na miarę wzrostu poziomu rozwoju gospodarczego). Wszystkie rządy po 89r. chciały wykazać się wzrostem PKB, inwestycji, eksportu, itp… Żaden zaś rząd nie miał ambicji, żeby wykazać się zmniejszeniem skali ubóstwa w Polsce, podwyższenia głodowych emerytur i rent, czy też podniesienia poziomu usług publicznych- na czele z edukacją i służbą zdrowia. Tutaj celem niezmiennie jest „obniżenie wydatków publicznych”.
Tymczasem mi się marzy, żeby kiedyś jakiś znaczący polityk znaczącej siły politycznej w Polsce powiedział, że jego główną ambicją jest doprowadzić na przykład do tego, żeby chorzy nie musieli żebrać o pomoc na leczenie… I żeby emeryci nie odchodzili od okienek aptecznych bez leków… I żeby dzieci nie chodziły głodne do szkoły… A szkoła żeby miała dobrych, dobrze opłacanych nauczycieli, tak żeby dobra edukacja nie była dostępna tylko dla tych dzieci, których rodziców stać na szkołę prywatną… Żeby młodzi ludzie mogli dostać mieszkanie socjalne i nie musieli emigrować… Itd… itp…
To byłby prawdziwy, modernizacyjny plan, przynajmniej według mojego sytemu wartości… Oczywiście nie znaczy to, że gospodarka ma być zaniedbywana- wręcz przeciwnie! Pokazują to chociażby przykłady państw skandynawskich- gdzie właśnie DZIĘKI dobrej polityce społecznej osiągnięto niezwykły rozkwit gospodarczy, zrównoważony z rozwojem społecznym… Bez "modernizacji" społeczeństwa bowiem, gospodarka na dłuższą metę nie będzie mogła się rozwijać. Choćby dlatego, że będzie brakować wykwalifikowanych pracowników, którzy albo nie będą się w ogóle kształcić, albo będą szybko emigrować do innych krajów, zapewniających nie tylko lepsze warunki zawodowe, ale i socjalne państwo...
Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka