Nie popieram akcji Parakaleina, tak samo jak nie popieram akcji Owsiaka, 1% odpisu podatkowego na „cele społeczne”, jak i wszystkich innych akcji dobroczynnych. Postaram się wyjaśnić, dlaczego. Zaznaczam na wstępie, że zwykle nie kwestionuję celu tych akcji i obowiązku pomocy potrzebującym. Chodzi mi o coś innego. Przede wszystkim tego rodzaju akcje w bardzo niewielkim stopniu poprawiają sytuację potrzebujących wsparcia. Ale to oczywiście jeszcze nie powód, żeby być im przeciwnym. Ktoś powiedział- „lepiej zrobić cokolwiek dobrego, niż nie robić nic”. Ale to nie takie proste… W wymienionych przykładach jest inaczej- zrobić trochę dobrego, to bardziej zaszkodzić potrzebującym, niż im pomóc...
Różne doraźne akcje solidarności, poparcia i pomocy potrzebującym (w tym cierpiącym ze strony władz chińskich Tybetańczykom) obiektywnie rzecz biorąc nie są skuteczne. Akcja Parakaleina jeżeli da jakiś realny efekt dla Tybetańczyków, to w najlepszym razie będzie on minimalny. Samo „moralne wsparcie”- to bardzo niewiele, przyznajmy… Ludzie dalej będą ginąć, a chodzi o to żeby przede wszystkim powstrzymać przelew krwi. Tak samo Owsiak pomoże tylko wybranej grupie chorych dzieci, resztę pozostawiając bez wsparcia. Takie są fakty. Ale dla uczestników tych akcji- ich prawdziwa skuteczność ma niewielkie znaczenie… Mają oni bowiem zwykle poczucie, że robią znacznie więcej, niż to wygląda w rzeczywistości. Taki jest ich cel de facto- nie tyle pomóc komuś, ile doznać poczucia, że się pomaga. A to nie zawsze jest tożsame z pomaganiem… Dorabiają sobie w razie czego ideologię, że przecież oni tylko dają zaczyn do szerszych akcji, które podejmą inni, tylko kto niby? Do tego media, które zwykle podchwytują tego rodzaju akcje (także nie kierując się skutecznością, tylko ich „medialnością”), utwierdzają jej uczestników w tym poczuciu, poczuciu spełniania obowiązku wobec potrzebujących, stanięcia na wysokości zadania, zrobienia wszystkiego, co mogli dla nich zrobić… A jeśli tak, to po co myśleć o innych, bardziej skutecznych rozwiązaniach problemów potrzebujących?
Efekt jest więc taki, że doraźne akcje solidarnościowe i pomocowe, blokują realne i skuteczne rozwiązywanie problemów. Służą one niejako zasłanianiu tych problemów, za parawanem pozornych rozwiązań, szumnych medialnych akcji. Pozwalają społeczeństwu żyć w błogim, choć fałszywym przekonaniu, że problemy zostały rozwiązane- a przynajmniej że robi się wszystko, co możliwe, żeby je rozwiązać. Dlatego im się sprzeciwiam, choć zwykle kończy się to uznaniem mnie za wroga potrzebujących. Wolałbym, żeby zamiast takich akcji- zastanowić się poważnie, co można realnie zrobić dla potrzebujących, jakie działanie byłoby w danym momencie najlepsze bo najskuteczniejsze, choć niekoniecznie atrakcyjne medialnie, i wymagające większego zaangażowania ze strony społeczeństwa…
Mówi się ostatnio dużo o tym, że żyjemy w „społeczeństwie spektaklu”. Te wszystkie akcje pomocowe to właśnie takie spektakle społeczno-medialne, w dodatku często krótkotrwałe, społeczeństwo szybko zapomina o nich i o problemach, których dotyczyły. W kolejce bowiem czekają następne spektakle… Niestety, problemy są realne i wymagają realnych, skutecznych programów ich rozwiązania. Otwórzmy oczy i nie oszukujmy się dalej… Możemy zrobić więcej dla potrzebujących, pod warunkiem jednak, że nie zadowolimy się medialnymi spektaklami, a nawet całkowicie z nich zrezygnujemy… Nie służą one potrzebującym- a wręcz im szkodzą…
PS. Stara maksyma głosząca „jeśli komuś pomagasz i to rozgłaszasz, to tak jakbyś nie pomagał” nabiera w dzisiejszych, medialnych czasach, bardzo aktualnego znaczenia. Jeśli jakaś akcja pomocowa jest robiona przy medialnym rozgłosie albo często dla niego właśnie, to zwykle bardziej ma ona służyć jej uczestnikom, spełnieniu jakiś ich potrzeb, niż samym potrzebującym… A to jest co najmniej moralnie dwuznaczne... W tym sensie doceniam (uwaga!) Caritas, zwłaszcza na tle Owsiaka...
PS2. Po przemyśleniu Państwa komentarzy dochodzę do wniosku, że takie akcje dobroczynne mogą być popierane pod jednym wszakże warunkiem- że będzie się w nich ciągle powtarzać, że są dalece niewystarczające w stosunku do potrzeb, że ciągle trzeba myśleć o tym, jak dany problem lepiej i skuteczniej rozwiązać. Niech Owsiak robi swoją akcję ale zaznacza na każdym kroku, że te pieniądze które zbiera są dalece niewystarczające w stosunku do potrzeb, że trzeba innych, lepszych i skuteczniejszych, pewnie systemowych rozwiązań... Nigdy czegoś takiego z jego ust nie słyszałem... A Paraklain i uczestnicy jego akcji także niech powtarzają, że to na razie najlepszy ich pomysł na pomoc Tybetańczykom i myślą ciągle o innych, których mogliby dokonać...
Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka