„Biały szczyt” który kończy właśnie pracę był tak naprawdę fikcją dialogu społecznego. Dawno bowiem w Polsce elity, które pozostają pod wpływem panującej ideologii liberalnej postanowiły, że ma nastąpić prywatyzacja opieki zdrowotnej- zarówno placówek wykonujących usługi medyczne, jak i ubezpieczeń zdrowotnych. Pozostaje tylko pytanie, jak ten cel osiągnąć, w szczególności w jakim tempie do niego dochodzić- żeby zminimalizować nieunikniony opór społeczny. W tym celu właśnie powołano „Biały szczyt”.
Całkowita prywatyzacja opieki zdrowotnej uzależni dostęp do niej od statusu materialnego pacjenta lub potencjalnego pacjenta (ubezpieczonego). Jednocześnie państwo (i politycy) pozbędą się odpowiedzialności za stan opieki zdrowotnej- odsyłając ewentualnych niezadowolonych do prywatnych firm. Problemu nie będzie nawet z tymi, których nie stać będzie na zafundowanie sobie ubezpieczenia zdrowotnego- widocznie to wina ich niezaradności (jak zwykle „wyuczonej”) albo lenistwa, tak przecież mówi liberalna ideologia. Emeryci i renciści, których opieka zdrowotna kosztuje najczęściej, to z kolei, jak mówi liberalna propaganda, „osoby które chodzą do lekarza nie dlatego że są chorzy, ale po to żeby sobie pogadać”.
Teraz chodzi tylko o to, żeby przeprowadzić prywatyzację opieki zdrowotnej pod pozorami „powszechnej zgody narodowej”- żeby uciszyć ewentualne przyszłe głosy sprzeciwu. Dlatego m.in. powołano „Biały szczyt”- ma on pokazać, że postulat prywatyzacji pochodzi także od samych pracowników ochrony zdrowia. Dziwię się, że związki zawodowe medyków dały się wciągnąć do tej gry- zamiast chronić interesów pracowniczych, wdali się w dyskusję o modelu ochrony zdrowia, co przecież jest zadaniem polityków. Mało tego, będą służyć do uzasadnienia wprowadzenia liberalnych reform, które będą szkodliwe zarówno dla pacjentów, jak i samych pracowników ochrony zdrowia (radykalnie zmniejszy się zapotrzebowanie na usługi zdrowotne, bo dużej części społeczeństwa nie będzie stać na taki „luksus”- a więc siłą rzeczy spadnie zatrudnienie w placówkach medycznych).
Zresztą nawet gdyby się sprzeciwili liberalnemu modelowi reform- to propaganda liberalna nazwałaby to od razu „oporem medyków przed prywatyzacją, bo chronią swoich interesów a nie patrzą na interes pacjentów”, a sprzeciw nie miałby żadnego wpływu na proces prywatyzacji ochrony zdrowia, a nawet by go przyśpieszył (Donald Tusk by wystąpił jako „silny premier, który nie ugnie się przed dyktatem związkowców i przeprowadzi prywatyzację nawet pomimo ich oporu, w interesie społeczeństwa”). To jest właśnie potęga liberalizmu w Polsce- społeczeństwo i politycy dyskutują o sprawach drugo i trzeciorzędnych, a najważniejsze decyzje i tak są już dawno podjęte, i to nie w strukturach demokratycznych- lecz oligarchii finansowej. By żyło się lepiej- wszystkim!
Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka