Faktem jest, że średnio kobiety zarabiają ok. 30% mniej niż mężczyźni. Nie jest jednak prawdą, że wynika to z gorszego traktowania kobiet w miejscu pracy.Kobiety, średnio rzecz biorąc, mają niższe kwalifikacje od mężczyzn, a jest to wynikiem ich zaangażowania w wychowanie dzieci i pracę w domu. Jeśli kobieta ma kilka lat (a wystarczy czasem że kilka miesięcy) przerwy w pracy zawodowej- to będzie to miało ujemny wpływ na jej karierę zawodową. Podejrzewam że gdyby porównać zarobki kobiet, które nie mają dzieci i nie prowadzą domu, to zarobki takich kobiet byłyby porównywalne z zarobkami mężczyzn (dla podobnego wykształcenia i długości stażu zawodowego).
Zresztą, to samo dotyczy porównania mężczyzn którzy mają dzieci i aktywnie włączają się w ich wychowanie, z mężczyznami którzy takich obowiązków nie mają. Ci pierwsi także będą prawdopodobnie gorzej zarabiać, gdyż nie będą mogli przeznaczyć tak dużo czasu na pracę i dokształcanie się, co mężczyźni bez obowiązków rodzinnych. Widać więc, że problem generalnie nie dotyczy stosunków między płciami, ale raczej między tymi co mają dzieci i tymi, co ich nie mają, lub mają ale nie angażują się zbytnio w ich wychowanie.
Nie zmienimy tej sytuacji, że kobieta (lub mężczyzna) która/który zajmuje się wychowaniem dzieci i pracą domową, będzie miała/miał niższe dochody z pracy zawodowej. Można jednak im ten ubytek dochodów zrekompensować- wprowadzając stosowne świadczenia rodzinne oraz wyrównanie składki emerytalnej. To byłoby sprawiedliwe ekonomicznie, gdyż z pracy wychowawczej, a jest ona niezwykle angażująca- każdy kto ma dzieci ten to potwierdzi- korzystają przecież potem również ci, którzy wychowaniem dzieci się nie zajmują, a także przedsiębiorcy- którzy mają dzięki temu kogo w przyszłości zatrudniać i komu sprzedawać swoje produkty i usługi.
Póki co jednak w Polsce obowiązuje konserwatywna opinia, ukrywająca de facto wyzysk ekonomiczny rodzin- że przecież wychowanie dzieci to sama przyjemność, a w przyszłości dzieci odwdzięczą się rodzicom (także ekonomicznie), nie ma więc potrzeby rekompensować rodzicom kosztów bezpośrednich jak i pośrednich (związanych z utratą pewnych szans zawodowych) wychowania dzieci. Takiemu spojrzeniu sprzyja rzecz jasna fakt, że mężczyźni na ogół nie zajmują się wychowaniem dzieci, nawet jeśli je mają, albo robią to z niewielkim zaangażowaniem, nie tracąc zbytnio na karierze zawodowej- więc utrzymanie obecnego status quo jest im na rękę. Zwłaszcza, że to oni głównie musieli ponieść ciężar wypłaty rekompensat finansowych, głównie kobietom.
I dlatego jednak ów problem ekonomiczny ma jednak swoje podłoże w dominacji płci męskiej nad kobiecą… I dlatego jeśli na przykład więcej mężczyzn zacznie wychowywać dzieci, nawet "sztucznie zachęconych" do tego regulacjami prawnymi, to oni na pewno bardziej niż kobiety będą walczyć o ekonomiczną rekompensatę za ich pracę... I wtedy może to zostanie właściwie uregulowane ekonomicznie... A wtedy może... mężczyźni z powrotem wrócą do pracy, a kobiety do wychowania dzieci, bo będzie się im to po prostu opłacać ekonomicznie, albo wystarczy że nie będą na tym ekonomicznie tracić?
Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka