Przyznaję, nie śledzę na bieżąco wydarzeń politycznych w naszym kraju, więc moje zdziwienie może być zupełnie spóźnione i nie na miejscu.
Ale o tym to ja wiem już od bez mała, trzech lat. Czy tyle czasu trzeba było czekać z protestami?
Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że owa głodówka pójdzie zupełnie na marne. Dlaczego ci nauczyciele obudzili się dopiero teraz? Ja w oświacie nie robię, a wydaje się że jestem lepiej poinformowana od samych zainteresowanych.
Tak czy inaczej, jeśli intencje tych prostestujących są szczere, to żal mi ich bardzo. Nie wiem tylko, czy gorszą wiadomością jest to, ze pracownicy oświaty są mocno odrealnieni i dowiadują się o ważnych sprawach po latach, kiedy już wszyscy zdołali się "pogodzić" z tematem? Czy zła wiadomośc jest taka, że oni o tych zmianach doskonale wiedzieli, jak każdy zorientowany i czytający prasę obywatel, a zareagowali z jakichś przyczyn dopiero teraz.
Dlaczego ci głodujący nie protestują przeciw istnieniu MEN? Przeciw aktualnemu systemowi szkolnictwa, który jest samym złem i jedyne co może urodzić to tylko patologię?
Nawet jeśli Szumilas się ugnie i coś tam pogrzebie przy tej podstawie programowej (w co nie wierzę), to co to zmieni?
Dlaczego nie rozpoczniemy poważnej debaty o edukacji w naszym kraju? Dlaczego większość z nas myśli schematami, ze MEN to jakiś byt odwieczny, który zawsze trwał i trwać będzie?
Dajemy się też zastraszyć opiniom, że młodzież jest coraz gorsza, że postęp niszczy inteligencję, nowe technologie i fejsbuk odmóżdżają. Być może, ale przymusowa edukacja tego procesu nie zatrzyma. Zatrzymac moze tylko powrót do elitarności nauki. Do czasów, gdy o wykształcenie choćby podstawowe trzeba się było mocno postarać. Musimy przestać ględzić o zwiększaniu ilości godzin historii w szkołach. Czy tych godzin będzie mniejczy wiecej, to niczego nie zmieni. Historię trzeba chcieć znać. Znajomośc historii powinna zacząc uchodzić za wiedzę elitarną. Dla wybranych. Wybranych - czyli ludzi inteligentnych, którym byle zgorzkniały belfer nie musi tłumaczyć, jak ważna do partycypowania rzeczywistości jest znajomość procesów historycznych.
Tylko takie podejście do edukacji daje szansę na jej renesans, na powrót do poszanowania wiedzy i tytulów naukowych. W tym kontekście mam w głębokim poważaniu zmiany podstaw programowych uzależnionych od widzimisię jakichś ministerek, ktore same wyglądają na potrzebujące wsparcia terapeutycznego.
Głodówką nic tu się nie osiągnie.
Komentarze
Pokaż komentarze