Włączam radio, przypadkowa stacja, dziennikarz z dziennikarką opowiadają o tym, że monitoring na lotniskach nie będzie szkodliwy dla zdrowia. Dziennikarz: jak tak dalej będzie drogo, to przez skaner policzymy swoje żebra.
Miły żarcik, prawda?
Kupuję 4 rzeczy w osiedlowym sklepiku. Ot, takie, co za moment znikną. 29,90....! Patrzę w paragon, musiała nabić coś potrójnie, to niemożliwe.
A jednak!
Akurat zadzwonił telefon, więc wgramoliłam się do samochodu, rozmawiam, ale równocześnie patrzę, jak wychodzący ze sklepiku kupujący, jeden po drugim uważnie czytają paragon, przysuwając go tak blisko do nosa, jakby nagle dostali ataku szalonej krótkowzroczności.
Moja przyjaciółka musi kupować w Lidlu. Muszę - to jej własne słowa. A wiesz, co mój mąż mówi? Nie wiem - odpowiadam. A no pyta się: czy w naszej lodówce bedzie coś w końcu podpisane w jezyku polskim?
Hahaha....
Możecie nazywać mnie nieudacznikiem, ale pracę mam dokładnie tę samą, co kilka lat wcześniej, dostaje nawet od czasu do czasu premie. Ale dopiero pierwszy raz, odkąd przestałam studiowac za pieniądze rodziców, zaczęłam sprawdzać z wielką dokładnością ceny, mogę nawet podać różnicę cen tej samej herbaty w kauflandzie i w Lidlu. Sprawdzam paragony, zaczynam szaleć, kombinując, jak nie zmarnować okruszka. Pierwszy raz.
I wiecie co? mam w dupie to co mówią o tym, co Kaczyński napisał o Ślązakach. Chętnie poznałabym inne części Raportu o stanie Polski, zwłaszcza tej części dotyczącej gospodarki. Chętnie posłuchałabym, co mają na ten temat do powiedzenia posłowie koalicji rzadzącej.
Ale oni jakoś oszczędni w słowach, jeśli chodzi o pieniądze zwykłych ludzi. A ja przez to muszę oszczędzać, choć bardzo, bardzo nie lubię, gdy sie mnie do tego zmusza.
Inne tematy w dziale Polityka