Proszę się nie dziwić. Ja wyciągam tylko wnioski ze słów Donalda Tuska, premiera III RP. RFN z NRD ma wspólny tylko język.
To co łączy ludzi, sprawia, że większe grupy zaczynają stanowić wspólnotę to poszanowanie pewnych wartości,hierarchia tychże, szacunek do tradycji, historii, a także wspólne cele.
Czy coś takiego daje się obserwować pomiędzy NRD a RFN, Polską A a Polską B? Czy moherowe berety mają coś wspólnego z aksamitnymi kapeluszami?
Nie jesteśmy wspólnotą. Członkowie wspólnoty różnią się między sobą, rywalizują, ale są zgodni co do wartosci najwyższych, takich jak Bóg i Ojczyzna, panie Gugała.
J. Gugała popełnił tekst w świątecznym wydaniu "Newsweeka", w którym twierdzi, że jesteśmy wspólnotą, mimo różnic w podejściu do tematu Boga i ojczyzny.
Dlaczego pan Gugała tak twierdzi? Primo: należy w okresie świątecznym wykazywać się mulącą, tandetną cukierkowatością, kiczowatymi życzeniami wysyłanymi w eter, dla ludu, przy których nawet plastykowy Mikołaj i żaróweczki na dachu galerii handlowej to szczyt wyrafinowania. Po drugie: nadarza się kolejna wspaniała okazja do kopnięcia Jarosława Kaczyńskiego. Tak, tak, wstrętna pisobolszewia znów dała popis i nie przełamała się opłatkiem z innymi posłami. Gugała puentuje: to odrażajace dla polskiego społeczeństwa.
Nie wiem, kto temu panu dał prawo i namaścił go do wypowiadania sie w imieniu polskiego społeczeństwa.
Dla mnie odrażajace są życzenia "Wesołych, spokojnych świąt" składanych przez Niesiołowskiego czy Palikota. Po tragedii narodowej po Smoleńskiem nie chciałabym widzieć przy stole wigilijnym Tuska ani Komorowskiego. Ani nikogo z tej plugawej bandy. To oni wtłoczyli mnie w moherowy beret, dzięki nim mieszkam w NRD, nie pytajali mnie o zdanie.
Locke pisze, że poczucie wspólnotowości jest silnie zależne od rzeczywistego wpływu na rządy sprawowane wewnątrz wspólnoty. Tymczasem mamy "królestwo Hobbesa", gdzie niepodzielnie rządzi jeden władca, wszyscy pozostali członkowie wspólnoty są całkowicie ubezwłasnowolnieni, mają więc minimalne poczucie wspólnoty i dlatego do zachowań wzajemnej życzliwości trzeba ich zmuszać siłą. Siłą polegajaca na szantażowaniu ostracyzmem, oczernianiu w mediach, na wszystkich płaszczyznach.
Szokujące wyznanie przed swiętami? Być może dla niektórych. Bywam hipokrytką, ale nie aż taką. Mój znajomy, którego ojciec został zniszczony i doprowadzony do samobójstwa w latach 70-tych przez swoich "przyjaciół" z partii, często mi powtarzał: uważaj na świnie podające ci rękę. Puste gesty są znacznie gorsze i wyniszczające niż prawda, nawet niewygodna.
Inne tematy w dziale Polityka