Niniejszy tekst jest fragmentem mojej pracy licencjackiej obronionej w roku 2007 na Akademii Pedagogicznej w Krakowie na kierunku filozofia. Miałem przyjemność pisać pracę pod okiem pani promotor dr Katarzyny Haremskiej, praca została też pozytywnie zrecenzowana przez dr Dariusza Jurusia, specjalisty od filozofii libertariańskiej. Ten fragment jest pierwszą częścią krytyczną i opisuje argumenty przemawiające na niekorzyść zasady dyferencji przedstawionej w dziele Johna Rawlsa „Teoria Sprawiedliwości". Inne opublikowane przeze mnie fragmenty pracy można znaleźć za pomocą taga ‘licencjat' - życzę milej lektury.
2.Krytyka zasady dyferencji
Tak jak pisałem w poprzednim podpunkcie „Teoria sprawiedliwości" zakłada, że różnice między ludźmi nie są zasłużone, ponieważ są arbitralne. Według tradycyjnej koncepcji zasługi lepiej sytuowani zasługują na swoje większe korzyści, ponieważ nie żyją dla korzyści innych, lecz na własny rachunek. Teoria sprawiedliwości jako bezstronności mówi że jest to pomyłka , gdyż moralna wartość człowieka nie zmienia się zależnie od tego, jak wiele osób oferuje podobne wartości i nikt nie zasłużył na swoje miejsce w dystrybucji naturalnych uposażeń. W ten sposób Rawls dowodzi konieczności zasady dyferencji, czyli maksymalizowania pozycji najgorzej sytuowanych. Zamiast koncepcji liberalnej wolności i naturalnej wolności (a tym bardziej arystokratycznej wolności) oczekuje, demokratycznej wolności wyrażającej się w postaci prawa dyferencji i realnej równości szans. Przejdę teraz do krytyki przedstawionego systemu Johna Rawlsa. Krytyka będzie zawierała i rozwijała zarzuty, jakie wobec „Teorii sprawiedliwości" wysuwa Robert Nozick w „Anarchia państwo utopia".
Naturalne talenty a koncepcja osoby
Rawls twierdzi, że ład oparty na wolności naturalnej nie jest sprawiedliwy, gdyż musi być oparty na koncepcji zasługi. Taki porządek nie może być właściwy, gdyż nie uwzględnia arbitralności samej zasługi. Nozick natomiast zaprzecza temu podejściu - jednostka która otrzymuje korzyść, nie musi zasługiwać, bezpośrednio na każde z rzeczy które używa w celu osiągnięcia tej korzyści. Pewne z tych rzeczy może mieć „nie bezprawnie". Nie oznacza to, że może mieć coś, jeśli się jej nie należy, lecz, że
podstawy zasługi nie muszą być same w sobie
zasłużone - jedna po drugiej. Tak jak musi istnieć pewien podmiot posiadania uprzedni względem posiadania, tak musi być pewna podstawa zasługi, uprzednia wobec zasługi. Można również, ten sam zarzut sformułować w sposób mocniejszy - nie jest możliwe, aby podstawy zasługi były w pełni zasłużone.
Gdy odpowiadamy, co to znaczy, ze coś jest zasłużone, musimy cofnąć się do podstaw zasługi, zatem dokonać redukcji. Stąd pojawia się problem w odpowiedzi na pytanie, czy zasługujemy na swoje charaktery, bo nie wiadomo co pozostaje do osądu. Gdzieś na końcu musi być podstawa zasługi, która nie jest czymś zasłużonym np. nasz charakter. Można zatem powiedzieć, że niejako i nasze charaktery są nabyte „niebezprawnie" lub można (dalsza redukcja) odwołać się do sytuacji w której plemnik łączy się z komórką jajową. To, który plemnik stworzy zygotę, jest arbitralne z moralnego punktu widzenia, a mimo to tworzy materiał genetyczny i „konstytuuje" podstawy zasługi. Uprawnień naturalnych nie można określić moralnie przygodnymi w mocnym tego słowa znaczeniu.
Natomiast u Rawlsa nie można o nikim powiedzieć, że ma podstawy do tego, aby na cokolwiek zasługiwać (w mocnym tego słowa znaczeniu), gdyż jeśliby istota człowieka zależała od uzdolnień, które są przygodne, to i suwerenny czynnik owej istoty byłby przypadkowy i nie miałby gwarantowanego statusu epistemologicznego. Oznacz to, że człowiek jest czymś innym, niż jedynie sumą uzdolnień, musi istnieć nieokreślona jaźń.
Według Rawlsa ludzie nie mają żadnej wewnętrznej wartości w sensie czegoś, co byłoby niezależne od tego, co im społeczne instytucje przypisują. Są czystą jaźnią, do której dołączają przypadkowe cechy i talenty(wydaje się, że należy to interpretować po kantowsku, jako przedmiot transcendentalny - jednak Rawls raczej tego unika ).Taki model osoby uniemożliwia mówienia o odpowiedzialności i faktycznym moralnym wyborze. Kim zatem jest człowiek?
Każdy człowiek ma prawo do pewnej części całości naturalnych aktywów, ale nikt nie ma jako taki, tytułu konkretnie. Całość naturalnych aktywów, czyli wspólnych zasobów, które po „odsłonięciu" zasłony niewiedzy trafią do ludzi jako uposażenia indywidualne, jest rozumiana jako pewna pula. Jeśli brać pod uwagę stosunek osoby do uposażeń, człowiek, jeśli nie jest właścicielem dóbr, musi być ich strażnikiem bądź składnicą. Rozumienie człowieka jako składnicy przygodnych uposażeń wydaje się prowadzić do relatywizmu związanego z osobą tj. wątpliwego statusu suwerennego czynnika konstytuującego człowieka. Ponadto jeśli człowiek jest składnicą uposażeń to nie ma potrzeby pytać do kogo należą ostatecznie dobra , są one niczym manna spadająca z nieba. Ich rezydowanie we mnie, nie uzasadnia zasady dyferencji. Jeśli prawdą jest koncepcja, że człowiek jest strażnikiem dóbr, to po stronie Rawlsa jest przekonanie nas do niej, ponieważ powszechnym poglądem, przynajmniej kiedyś było, że rzeczy przychodzą na świat już zawłaszczone, jako własności.
Widzę w tym duży filozoficzny problem mimo, że nie jestem tradycjonalistą. W „Teorii sprawiedliwości" Rawls nie przedstawia wystarczających argumentów, ale spróbujmy się chwilę nad tym problemem zastanowić. Na pytanie strażnikiem czyich dóbr miałby być odpowiedzią było by - dóbr wszystkich ludzi. Należałoby jeszcze (chyba) dodać - wszystkich ludzi w sytuacji pierwotnej. Widzę to następujący problem - powiązanie między sytuacją pierwotną, a samym człowiekiem. Jeśli człowiek nie brałby udziału w sytuacji decyzyjnej za zasłoną niewiedzy, mógłby czuć się nie związany z tym co ma „chronić". Rawls mógł, ale nie zrobił tego, dodać jeszcze jedno założenie do sytuacji pierwotnej - otóż że wszystkie jednostki wybierają zasady sprawiedliwości „w których kiedyś zaistnieją", niezależnie w którym pokoleniu . Zauważmy że dopiero przyszłe pokolenia będą miały dostęp do pewnych odkryć, pewnych udogodnień, których nie mają te wcześniejsze i jest to argument na to że,
pula uposażeń faktycznie
nie jest losowa, a każdorazowo system musi odnosić się raczej do porównywania wewnątrz pokoleniowego, aniżeli międzypokoleniowego.
Dlatego dochodzą dalsze wątpliwości. Zbiór dóbr traktowany jest jako pula. Pula jest jednak zmienna z czasem i mogą istnieć prawdopodobieństwa uzyskania pewnych wyników, wiążące się z dużym okresem, jaki minął od odsłonięcia zasłony niewiedzy. Tym bardziej jeśli porówna się jednostki z różnych pokoleń. Czy zatem jednostka jest strażnikiem uposażeń całej ludzkości, czy tylko swojego pokolenia ? Może zaś wszystkich podmiotów myślących (za Kantem) . Problem tez powstaje, jeśli system Rawlsa nie byłby jedynym systemem - czy wtedy człowiek byłby strażnikiem dóbr ludzi spoza systemu? Ciężko mówić o własności, nawet kolektywnej w tym wypadku, bo musi oznaczać to internacjonalizm (a pula jest rozumiana bardziej jako pula ludzkości).
Jak wnioskuje powyżej, koncepcja człowieka jako strażnika dóbr wspólnych jest wątpliwa i nie udowodniona (co nie znaczy, że może kiedyś zostanie opracowana w taki sposób, że będzie możliwa do przyjęcia. To zaś wymagałoby opracowania zwłaszcza kwestii związanych z arbitralnością rodziny), pomimo, że nie wspomniałem o innym ważnym założeniu - człowiek będący właścicielem czegokolwiek, będzie zawsze efektywniej wykorzystywał zasoby. W związku z tym, należy uznać, za Robertem Nozickiem, że mimo iż nie zawsze zasługujemy na uposażenia, to mamy prawo je wykorzystywać. Wydaje mi się, że inne, rozwiązanie, będzie pociągało problem ustalenia podstaw zasługi i będzie, w związku z tym, naznaczone nieuniknioną hipokryzją.
Najgorzej sytuowani
Nasuwa się pytanie: to kim są najgorzej sytuowani? Rawls dużo pisze o kwestiach moralnych, a mniej o praktycznych, więc widać tutaj pewną lukę. Określenie to stosowane jest do całych grup, a nie do osób traktowanych indywidualnie. Unikanie podejścia jednostkowego zmusza nas do kolektywnego dyskryminowania jednostek - outsiderów, co jest zbliżone do krytykowanego przez autora utylitaryzmu. Zgodnie z podejściem libertariańskim należy interpretować działania pojedynczej jednostki, nawet, gdy dotyczy to sytuacji wyborów zbiorowych . Dlaczego nie mielibyśmy zatem, znaleźć najgorzej sytuowane indywiduum, (jakąś istotę, która, żyje ponad stan, a na jego koncie istnieje wyłącznie astronomiczny, niemożliwy do spłacenia w ciągu jednego pokolenia dług) i zgodnie z drugą zasadą sprawiedliwości maksymalizować jego sytuację ? Wydaje się że skupienie się na grupach jest ad hoc i nie jest dostatecznie atrakcyjne dla tych, którzy zajmują pozycje jednostkowe.
Aby uniknąć arbitralności Rawls sugeruje (1)znaleźć najgorzej sytuowaną grupę i zastosować zasadę dyferencji biorąc pod uwagę reprezentatywną jednostkę, która to będzie średnią oczekiwań całej klasy, albo (2) odwołać się do średniego bogactwa lub dochodu. Pierwsze rozwiązanie należy, moim zdaniem od razu zarzucić, ze względu na niejasne określenie grup. Ponadto należałoby, po ich określeniu, prowadzić ich statystykę.
Gdy jedna grupa dostaje wyrównawcze przywileje automatycznie przestaje być najgorzej sytuowana i powstaje błędne koło. Równocześnie tylko ten sposób umożliwia uniknięcie dyskryminacji pewnych grup jak np. reprezentatywny alkoholik. Jedyną koncepcją dyferencji wydaje się być wobec tego drugie rozwiązanie, które polegałoby na minimum socjalnym plus opodatkowanie spadków i darowizn (ponieważ równoczesne subsydiowanie pewnej grupy - jak w (1) byłoby niezgodne z zasadą dyferencji). Oczywiście można traktować sam system z przymrużeniem oka, jedynie jako ogólną regułę, wydaje się to jednak być sprzeczne z deontologiczną koncepcją Rawlsa. Jest jeszcze, trzecia droga interpretacji o której autor boi się wspominać - otóż, ta odnosząca się do mikropoziomu.
Jeśli dowiodłem, że zmniejszanie nierówności będzie polegało na zastosowaniu minimum społecznego oraz minimalizowaniu nierównego startu i kumulacji własności za sprawą podatku od spadków i darowizn, należy udowodnić błąd tego rozumowania. Rawls błyskotliwie zauważa , że sprawiedliwy podatek w celu „zapłacenia" za zasadę dyferencji, powinien być najlepiej podatkiem od wydatków nie dochodów . Niestety wydaje się to być nierealne . Płaca minimalna nie gwarantuje nikomu zatrudnienia, dlatego wydaje się, że Rawls musiałby oprzeć swój system na minimum socjalnym.
Załóżmy, że za „granicę ubóstwa" uzna się poziom 4000 dolarów dochodu rocznie. Każdy, kto zarabia mniej, otrzymuje od Wujka Sama wyrównanie, przyznawane automatycznie na podstawie zeznania podatkowego. Osoby wykazujące dochód zerowy otrzymałyby od rządu 4000 dolarów; ci, którzy zarobili 3000 dolarów, dostaliby 1000 dolarów itd. Oczywiste jest, że nikt, kto by zarabiał poniżej 4000 dolarów, nie miałby żadnego powodu, żeby w ogóle pracować. Po co ktoś miałby pracować, skoro te same cztery tysiące dostanie, nic nie robiąc . To Oznaczałoby dla systemu gospodarczego klęskę, a brak pracowników spowodowałby, że zmiana prawa byłaby nieunikniona. Równocześnie znaczna część ludzi uciekłaby w szarą strefę, jawnie kpiąc z tego śmiesznego systemu i stając się jego beneficjantami. Nie trzeba być ekonomistą, aby spostrzec, że podatek od spadków i darowizn nie byłby w stanie tego wyrównać, szczególnie biorąc pod uwagę konieczność uwzględnienia sprawiedliwości międzypokoleniowej czyli zasady sprawiedliwego oszczędzania.
Kilka słów zatem o narzucającym się rozumieniu zasad Rawlsa na mikro poziomie. Prawdopodobnie system Rawlsa musiałby prowadzić do innych zasad na mikro i makro ekonomicznym poziomie, nawet do tego stopnia, że wynik mógłby się okazać zaskakujący. Jeślibyśmy zastosowali reguły sprawiedliwości do samych jednostek, mógłby się okazać, że istnieje problem z uprawnieniami do własnego ciała. Otóż, zgodnie z drugą zasadą sprawiedliwości, można by np. przeszczepić oczy żyjącego człowieka, bądź też nawet zabić go, aby jego ciało wykorzystać jako konieczne do uratowania życia, tych, którzy umarliby młodo... Nie da się chyba wyobrazić większego zniewolenia, niż prawo do transplantacji za życia - poparte drugą zasadą sprawiedliwości! Nawet nie uciekając w skrajne przykłady, wystarczy wyobrazić sobie sportowca, który ma zostać pozbawiony nerki.
Rekompensata
Zwróćmy uwagę, że koncepcja sprawiedliwości Rawlsa, w punkcie drugim wprowadza pojęcie „najbardziej upośledzeni" a nie najbiedniejsi. Teoria wydaje się nie mieć odpowiednich narzędzi, aby traktować sprawiedliwie grupy opierające swoje upośledzenie na innych kwestiach niż zamożność, zatem dyskryminuje je (Opis alternatywy dla tej niesprawiedliwości przedstawię w mojej pracy opisując legalistyczną koncepcję Roberta Nozicka). Wydaje mi się ponadto, że bezpośrednio z dwu zasad sprawiedliwości, osoba o mniejszych zdolnościach, czy cechach, które jej nie pasują, może wywnioskować, że należy jej się prawo do otrzymania rekompensaty (ewentualnie może odwołać się również do równości startu i równości możliwości.) Kolejnym krokiem byłoby udowodnienie, że dany brak talentu powoduje, że jest najbardziej upośledzona, w pewnym aspekcie działania. Kolejny krok zaś, to stworzenie komisji subiektywnie rozstrzygającej, czy za przypadłość „x" lub jej brak coś się należy (inną kwestią jeszcze jest ustalenie przelicznika upośledzenia).
Libertarianie zauważają, że prawa ekonomiczne dotyczą każdej dziedziny. Jeśli subsydiujemy bezrobotnych lub samotne matki z dziećmi, to tak jakbyśmy dawali ludziom motywację mówiąc „to jest dobre, czyńcie tak". Ta „chrześcijańska" pomoc musi na dłuższą metę spowodować zwiększenie liczebności tych grup. Taka pomoc jest podobna do sytuacji alkoholika, czy narkomana, którego rodzina i otoczenie wyrozumiale patrzy na jego problem, współuzależnia się tym bardziej uniemożliwiając mu wyzdrowienie. To jednostka zawsze podejmuje działanie. Także i w tej sytuacji to właśnie aktywne jednostki umiałyby się odnaleźć w sytuacji i wykorzystać stworzone dyferencyjne prawa na swoją korzyść (np. znajdując w nich kruczki), podczas gdy ci, do których pomoc miała by trafić, dostaliby mniej. System tworzy negatywny sposób myślenia - wyszukiwania swoich słabych stron i odwoływania się do litości. Pośród słabych stron tylko niektóre mogą być rekompensowane. Ostatecznie takie rozumienie sprawiedliwości zawęzi się do zasad formalnych, a nie obiektywnych. Czemu tak? Gdyż w świecie w którym żyjemy, nawet wada może być poszukiwana w pewnych sytuacjach niszowych. Czołgista musi raczej być niski, urzędnik pedantyczny, a kobiety puszyste, mają swoja grupę adoratorów. Myślenie kategoriami Rawlsa pozwalałoby wykorzystywać te cechy, w sposób przeciwny zasadom rynkowym.
Permanentna dyskryminacja
Kolejne zastrzeżenie odnośnie zasady dyferencji odnosi się do faktu, że nie traktuje ona równo wszystkich podmiotów do których się odnosi. Na współpracy każda z współpracujących stron zyskuje, bo aby dobrowolna współpraca powstała musi być zgoda między zainteresowanymi. Abstrahując od sytuacji pierwotnej, Rawls chciałby, aby gorzej uposażeni powiedzieli coś takiego „Spójrzcie lepiej uposażeni, zyskujecie na współpracy z nami. Zatem oczekujemy od was tyle, ile tylko możemy otrzymać, chyba że dostaniemy tak dużo, że będzie to na naszą niekorzyść - lub nie będziemy współpracować. Problem polega na wykazaniu, że jednostka A (bardziej uposażona od B) nie ma prawa do reklamacji. Wydaje się to skrajną niesprawiedliwością, aby odmówić prawa do wolnej decyzji jednostce, tylko dlatego że jest lepsza. Uderza to w wolność handlu i stowarzyszania się. Jednostka nie może dyktować swoich warunków, mimo że ma równe prawo przekonywania jako jednostka wolna, a co więcej nie może nawet próbować.
Równie dobrze to lepiej uposażeni mogliby powiedzieć: „ Spójrzcie gorzej uposażeni, zyskujecie na współpracy z nami. Zatem oczekujemy od was tak dużo, jak się tylko możemy otrzymać, chyba, że dostaniemy tak dużo, że będzie to na naszą niekorzyść - lub nie będziemy współpracować." Wyobraźmy sobie sytuacje, że do państwa utworzonego na zasadach Rawlsa przybywa obcy inwestor i daje taką ofertę. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostałaby ona odrzucona, jeśli obcy nie chciałby działać zgodnie z wymogiem gorzej uposażonych. Wydaje się, że w wypadku konfliktu interesów pierwszeństwo powinien mieć ten, kto działa tzn. ten, kto zainicjował współprace. To taka osoba widzi cel i nie jest jedynie środkiem do jego osiągnięcia, ( i jakoś zazwyczaj tak się dzieje, że są to ci bardziej utalentowani). Równocześnie zwróćmy uwagę, że Kant, który jest bazą wyjściową dla myśli Rawlsa, inaczej widzi człowieka w społeczeństwie. W jego wypadku założeniem stanu obywatelskiego jest samodzielność członka wspólnoty, a w wypadku gdyby lud nie zgadzał się na prawodawstwo „odpowiedź może być tylko: nie pozostaje mu nic innego jak słuchać".
Co ciekawe wraz z dyskryminowaniem lepiej uposażonych Rawls atakuje również tych, którzy są najgorzej sytuowani. Traktowanie, niezależnie kogoś, jako zasobów dla innych ludzi to nastawanie na jego godność. Traktowanie ludzkich talentów i zdolności, jako zasobów dla całego społeczeństwa jest atakiem na godność ludzką, pomniejszeniem jego autonomii i wolności. Jest to zasadny zarzut, gdyż jeśli Rawls tłumaczy swą koncepcję jako rozwinięcie teorii Kanta, to w ten sposób atakuje najważniejszą zasadę swego mistrza, mówiącą, że należy „traktować każdego jako cel sam w sobie, a nie tylko jako środek". Można przytoczyć jeszcze inny argument tyczący się pomocy najbiedniejszym . Decyzja większości, że wąska grupa najbogatszych ma zostać opodatkowana na rzecz ubogich, to przeciwność wolnej decyzji - to grupa A decyduje o grupie B, aby ta dała coś grupie C. Nie ma sprzeczności między wolnym rynkiem, a współczuciem dla tych którym poszło gorzej - współczucie może przybrać formę działalności dobroczynnej, zaś kluczowym jej warunkiem jest chęć niesienia pomocy (bez niej powstaje uczucie podobne do zawiści). Dodam jeszcze, że tworząc „bezstronny" system tworzymy konflikt o charakterze marksistowskim. Nawet klasa „średnia" będzie w konflikcie z klasą najuboższą, bo wie, że w razie nieistnienia tej ostatniej, to jej pozycja byłaby maksymalizowana.
Dystrybucja a zawiść
Jest jeszcze jeden bardzo niepokojący błąd myślowy, na którym oparta jest zasada dyferencji. Jest to rozdział między produkcją a dystrybucją. W rzeczywistości nie ma takiego podziału, gdyż są to dwie części jednego mechanizmu. Kto chciałby zmieniać coś w relacji między działaniem, a skutkiem, który jest nagrodą, bądź karą za aktywność? Oczywiście tej ingerencji chcieliby ci, którzy zazdroszczą pozytywnego skutku. Nic w tym dziwnego, skoro sami, najprawdopodobniej nie odnieśli sukcesu, jednak zważmy, że nie zauważają, iż osoba lub inny podmiot który podjął działanie liczył się z ryzykiem. Nikt nie zazdrości, gdy podmiot działający ponosi klęskę, znika wówczas również kwestia myślenia o rozdziale wspomnianego procesu. Uświadamia nam to zasadę pospolitego myślenia o sprawiedliwości, które można określić jako: „jeśli masz to się podziel, a jeśli nie masz - twoja sprawa". Podczas, gdy właśnie na ryzyku oparty jest ewentualny sukces. Tendencja „do równości" oparta jest na zawiści, co zauważa sam Rawls. Mówiąc o tym, że teoria sprawiedliwości jako bezstronności nie jest oparta na zawiści, myli się. Wystarczy przytoczyć prosty przykład. W wypadku, gdy mielibyśmy do wybory dwie dystrybucje: (1) A dostaje 10, a B dostaje 5, lub (2) A dostaje 8, a B dostaje 5, zasady sprawiedliwości Rawlsa preferowałyby drugi system, który jest nieoptymalny względem Pareta. Jak przedstawiłem w tej części pracy, pięknie brzmiąca zasada dyferencji posiada wiele błędów i oparta jest na wątpliwej koncepcji osoby. Skoro poruszyłem temat zawiści i ryzyka, trzeba zastanowić się raz jeszcze nad Rawlsowską koncepcją sytuacji pierwotnej.