Ludwik Dorn Ludwik Dorn
256
BLOG

JAK PREMIER KACZYŃSKI WALCZYŁ Z UKŁADEM

Ludwik Dorn Ludwik Dorn Polityka Obserwuj notkę 73

 

 
„Rzeczpospolita”  z 16 lutego br. przynosi interesujący artykuł,
 
 z którego dowiadujemy się, że informacja o europejskim nakazie aresztowania dla byłego senatora Henryka Stokłosy została wprowadzona w 2007 roku przez naszą policję do Systemu Informacji Schengen z czteromiesięcznym opóźnieniem. Można przyjmować, że było to tylko opóźnienie dwumiesięczne, bo Polska została objęta SIS od września, ale przecież nic nie stało na przeszkodzie, żeby informację o ENA przekazać wcześniej: jeśli Henryk Stokłosa ukrywał się ( a tak faktycznie było) w którymś z krajów „starego” Schengen, to dostarczenie takiej informacji zwiększało szanse jego schwytania. Artykuł w „Rz” przyciągnął moją uwagę dlatego, że nie było to pierwsze opóźnienie we wprowadzeniu informacji o poszukiwaniu p. Stokłosy; pierwsze dotyczyło krajowego nakazu aresztowania, a wiązało się w sposób dramatyczny ze złożeniem przeze mnie dymisji ze stanowiska ministra spraw wewnętrznych.
Fakty przedstawiają się następująco: w grudniu 2006 roku ( prawie na pewno przed Bożym Narodzeniem) wydano nakaz aresztowania p. Stokłosy. Obowiązkiem policji, a konkretnie inspektora Jarosława Marca, który sprawę prowadził, było wprowadzenie tej informacji do ZSIP-u (Zintegrowanego Systemu Informacji Policyjnej) . Odpowiednia instrukcja Komendanta Głównego Policji nakazuje wprowadzanie informacji o nakazie aresztowania bezzwłocznie. Jeżeli istnieją ważne względy (np. operacyjne), by takiej informacji nie wprowadzać, to zgodę na to musi wydać Komendant Główny lub osoba przez niego upoważniona. Inspektor Marzec informacji o nakazie aresztowania p. Stokłosy do ZSIP-u bezzwłocznie nie wprowadził i nie wystąpił o zgodę na to do Komendanta Głównego. Co więcej, ponieważ sprawa p. Stokłosy umieszczona została wysoko na liście policyjnych priorytetów, w pierwszej dekadzie stycznia na polecenie swoich zwierzchników inspektor Marzec sporządził notatkę służbową, w której stwierdził, ze informację o nakazie aresztowania p. Stokłosy do ZSIP-u wprowadził. Czas płynął i ok. 10 dni po sporządzeniu notatki wspomniana informacja została do ZSIP wprowadzona, co potwierdził wydruk komputerowy (ZSIP dokumentuje wszelkie prowadzone w nim operacje). Jeśli mnie pamięć nie myli, to czas między powstaniem obowiązku wprowadzenia do ZSIP-u informacji o nakazie aresztowania p. Stokłosy a jej wprowadzeniem to ok. 3 tygodnie. W tym czasie p. Stokłosa mógł swobodnie hulać po Polsce. W wyniku prowadzonego postępowania wewnętrznego Komendant Główny Policji, gen. Bieńkowski dowiedział się o trzytygodniowym opóźnieniu i kłamstwie inspektora Marca na przełomie stycznia i lutego 2007 roku. Niezwłocznie zjawił się u mnie z kompletem dokumentów i poinformował, że wszczyna postępowanie dyscyplinarne wobec inspektora Marca. Obaj wiedzieliśmy, że inspektor Marzec jest głównym źródłem zarzutów o przejawiany przez kierownictwo Policji i przeze mnie brak energii w walce z „układem” przedstawianych premierowi i prezydentowi przez ministrów Ziobro i Kaczmarka oraz oczkiem w głowie, „zdrową siłą policyjną” w rozumieniu tych panów, a także premiera Kaczyńskiego. Wiedzieliśmy, że wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec inspektora Marca spowoduje atak wściekłości ze strony panów ministrów i pana premiera. Jak zwykle w drażliwych przypadkach związanych z pilnowaniem procedur powiedziałem generałowi Bieńkowskiemu: „Niech pan czyni, co powinność nakazuje, politycznie ja wszystko biorę na siebie”.   Dwa lub trzy dni później zostałem wezwany do premiera na rozmowę. Wiedziałem, że będę po raz kolejny bardzo ostro naciskany, bym doprowadził do mianowania na stanowisko szefa Centralnego Biura Śledczego oficera, którego sobie wybrali pan premier i minister Ziobro, a o którym i gen. Bieńkowski i ja sądziliśmy, że się na to stanowisko nie nadaje. Ponieważ zarzuty wobec moich zaniechań w „walce z układem” opierały się przede wszystkim na konfabulacjach inspektora Marca, wziąłem komplet dokumentów obrazujących jego krętactwa w sprawie nakazu aresztowania p. Stokłosy ( były też dwie inne sprawy, których dokumentacje przedstawiłem premierowi Kaczyńskiemu wcześniej – niestety bez skutku) sądząc, że zdemaskuję i krętacza, i opartą na jego pomówieniach intrygę przeciwko mnie. Pan premier przyjął mnie w obecności panów Ziobry i Kaczmarka i ponowił żądanie, bym doprowadził do mianowania dyrektorem CBŚ wskazanej przez niego osoby albo nie widzi możliwości dalszej współpracy ze mną na stanowisku ministra. Odpowiedziałem, że ponieważ źródłem zarzutów przeciwko mnie jest inspektor Marzec, więc mam komplet dokumentów, który obrazuje jego zaniechania i kłamstwa w sprawie aresztowania p. Stokłosy. Tu wtrącił się minister Kaczmarek, który stwierdził, że nie wprowadzenie informacji do ZSIP-u było uzgodnione z prokuratorem. Na mój kontrargument, ze nawet jeśli tak było, inspektor Marzec złamał przepisy, bo nie poinformował o tym Komendanta Głównego, minister Kaczmarek nie znalazł odpowiedzi. Wymianę zdań między nami przerwał premier Kaczyński stwierdzając, że są w sprawie inspektora Marca dwie hipotezy: pierwsza, że to co najmniej intrygant i niezdyscyplinowany oficer, a druga, że to oficer energicznie walczący z układem, którego właśnie za to jego przełożeni chcą wykończyć. Ja przychylam się do tej drugiej hipotezy – powiedział premier Kaczyński. Uznałem wtedy, że skoro wizja „walki z układem”, którą pielęgnuje w sobie pan premier, jest ważniejsza niż wydruki komputerowe i notatki służbowe, których sfałszować niepodobna, to dalsza rozmowa nie ma sensu. Powiedziałem, że przemyślę ultimatum pana premiera i poinformuję o swojej decyzji następnego dnia. Uprzejmie się z panem premierem i panami ministrami pożegnałem. Następnego dnia złożyłem dymisję. Dzień po złożeniu dymisji przeze mnie, podał się do dymisji generał Bieńkowski. Dziesięć dni później inspektor Marzec został dyrektorem Centralnego Biura Śledczego, a postępowanie dyscyplinarne przeciwko niemu umorzono. Stanowisko stracił w sierpniu 2007 roku w wyniku afery przeciekowej dotyczącej akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa ( informował komendanta Kornatowskiego, że pod domem Ryszarda Krauzego są funkcjonariusze CBA).
Tyle o decyzjach, które podejmował premier Kaczyński w ramach „walki z układem” i o tym co wiedział, gdy te decyzje podejmował.
Pozostaje wyjaśnić, dlaczego napisałem to, co powyżej. Parę miesięcy temu na tym blogu opisałem w kategoriach ogólnych przyczyny złożenia dymisji ze stanowiska ministra. O szczegółach milczałem. Niezależnie od tego, że pan Jarosław Kaczyński wyrzucił mnie z mojej partii i posunął się do oszczerstw dotyczących życia rodzinnego, uważałem, że dla dobra PiS-u powinienem powstrzymywać się przed podawaniem do publicznej wiadomości faktów, które kompromitują pana Jarosława Kaczyńskiego pod względem politycznym i intelektualnym, a nie wiążą się ze sporem o kształt PiS-u i jego polityczny program. Moje milczenie nie było jednak bezwarunkowe, nie obejmowało milczenia wtedy, gdy jestem atakowany za swoją działalność na stanowisku ministra. Zostałem zaatakowany. Milczałem ja, milczał pan Jarosław Kaczyński, ale nie wytrzymał pan prezydent Lech Kaczyński W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” ( w tym samym numerze, który doniósł o opóźnieniach w wprowadzeniu do SIS-u informacji o ENA p. Stokłosy)    http://www.rp.pl/artykul/107684,263425_Polska_potrzebuje_paktu_politycznego_.html pan prezydent Lech Kaczyński był uprzejmy wypowiedzieć się o mnie takimi o to słowy: „odwołanie Ludwika Dorna było konieczne. Wicepremier miał trudny okres. Uważał, że nawet wobec szefa rządu sfera, którą kieruje, jest całkowicie autonomiczna, i dawał temu wyraz. Muszę powiedzieć, że podziwiałem cierpliwość premiera.”
Nigdy nie uważałem, że sfera, którą kieruję jako minister jest całkowicie autonomiczna wobec premiera. Zawsze uważałem, że mam obowiązek przeciwstawić się premierowi, gdy ten żąda ode mnie postępku skrajnie niemądrego i szkodliwego. Tak rozumiem lojalność wobec swoich zwierzchników i tak rozumianej lojalności oczekiwałem zawsze od swoich podwładnych. A na koniec konieczne zastrzeżenie. Nigdy premier Kaczyński nie naciskał na mnie bym zrobił coś nielegalnego. Z decyzjami skrajnie niemądrymi i szkodliwymi – to już inna sprawa.
 
 Ludwik Dorn
 
Ludwik Dorn
O mnie Ludwik Dorn

Banuję za wulgaryzmy i aluzje do życia osobistego mojego i innych oraz agresywną głupotę połączoną z chamstwem.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (73)

Inne tematy w dziale Polityka